czwartek, 14 listopada 2013

first.

nic nieznaczące to coś i najważniejsze to nic

***

Jechała autobusem do swojej siostry, Sylwii, a jej głowa była pełna wyrzutów. Po co przyjechała do Dortmundu?! Źle jej było w Hannoverze?! Po co rozgrzebywała przeszłość, która wydawała się być zamkniętym rozdziałem w jej życiu?! Miała w Hannoverze wszystko! Pracę, dziecko i chłopaka, który kochał jej synka jak własnego. Ale nie, to nie było wystarczająco dużo, dlatego zabrała dziecko i przyjechali razem do Dortmundu na mecz BVB z Hannoverem. I komu kibicowała? Oczywiście Borussi. Tak bardzo się cieszyła, gdy po ostatnim gwizdku na tablicy widniał wynik 4:1 dla gospodarzy. Była taka zadowolona, że powiedziała swojemu synkowi, kto był autorem dwóch goli.
- Widziałeś, kochanie, jak tatuś strzelił dwa gole? Piękne, prawda?
- Tata? - zapytał zdezorientowany malec, patrząc na nią swoimi reusowymi oczami. Synek był jej najbliższą rodziną i tylko na nim aż tak bardzo jej zależało. Brunetka nigdy nie okłamała swojego syna i teraz też nie chciała, dlatego powiedziała mu prawdę.
- Tak, synku, Twój tata.
- Ale przecież mój tata jest w Hannoverze.
- To jest Twój tata. - kiwnęła głową w stronę uradowanego piłkarza, który nie wiedział, że gdzieś na trybunach czai się jego pierwsza i największa miłość. - Arthur nie jest Twoim tatą.
- Ale zawsze tak mówiłaś!
- Wiem, ale to Marco jest Twoim prawdziwym tatusiem. Arthur Cię kocha, ale nie jest Twoim tatą.
- Chcę się z nim przywitać. - nalegał malec.
- Nie możemy do niego teraz iść. - Nie mogła mu przecież powiedzieć, że Marco nie miał bladego pojęcia o jego istnieniu. To mogłoby załamać małego chłopca.
Tym jednym zdaniem zaprzepaściła wszystko, co udało jej się z Arthurem osiągnąć, wychowując małego. Od zawsze Marcel mówił do Arthura tato, bo żadnego innego mężczyzny nie było w życiu Meg. Przynajmniej od czasu, gdy mały się urodził. Nawet Arthur nie wiedział praktycznie nic o Marco. Był świadomy tylko tego, że jest on ojcem Marcela. Brunetka uważała, że niektóre rzeczy powinny zostać pomiędzy nią i blondynem, dlatego prawie nikomu się nie zwierzała. Jedyną osobą, która wiedziała coś więcej, była Sylwia. Nie dlatego, że Meg jej bezgranicznie ufała. To był impuls. Później wiele razy żałowała, że jej zaufała, bo często robiła jej aluzje, które ją najzwyczajniej bolały. Cierpiała z miłości.

Wyszli ze stadionu i, jak na złość, Marco również wychodził po meczu.
- Taaaataaaaaa! - krzyknął jej syn i podbiegł do Marco. Zdziwiony blondyn spojrzał na malca, a później na brunetkę. Nic z tego nie rozumiał. Podbiegło do niego obce dziecko i mówi do niego per tato.
- Cześć, Marco. - powiedziała brunetka, nie patrząc na niego.
- O co chodzi? - spytał, ignorując jej przywitanie.
- Chyba musimy porozmawiać.
- O co chodzi? - ponowił pytanie.
- Marco, to jest mój syn. Konkretnie Twój też. To jest nasz syn. - wydusiła z siebie, gdyż wiedziała, że nie może kłamać. Reus na pewno zauważył podobieństwo; te same oczy, kolor włosów. Byli do siebie podobni.
- To niemożliwe. - powiedział Reus, pocierając policzek.
- Jak najbardziej możliwe.
W tamtym momencie w głowie Marco zakotłowało się od myśli. Jeden mecz, niby szczęśliwy, wywrócił jego życie do góry nogami. Zaczął myśleć, jak to możliwe. Przecież nie widzieli się tak długo. Czy to może być prawda? Zadawał sobie to pytanie na okrągło.
- Musimy się spotkać i porozmawiać. - powiedziała brunetka.
- Poczekaj... Poczekajcie tu na mnie dobrze? Pójdziemy gdzieś i na spokojnie sobie wszystko wyjaśnimy. - Reus spojrzał na chłopca, odwrócił się i odszedł. W głowie miał totalny mętlik. Kilka minut wystarczyło, by zburzyć jego szczęście i spokój po zapewnieniu jego drużynie zwycięstwa. Nie pamiętał drogi do szatni. Wszedł do niej, gdzie jeszcze zastał Mario.
- Mario, nie będę mógł być na imprezie. - powiedział. Zawsze po zwycięstwie świętowali ją u któregoś z zawodników.
- Jak to? Autora dwóch goli nie będzie?
- Sorry, stary.
Nie czekając już na odpowiedź, wyszedł z budynku.
  Przez cały ten czas brunetka spoglądała się pustym wzrokiem przed siebie. Jej syn coś do niej mówił, ale ona tego nie słyszała. Nie docierało do niej żadne ze słów, które powiedział. Po raz pierwszy od dawna była autentycznie przerażona. Jej świat, dotychczas poukładany, legł w gruzach. Jedyne o czym pomyślała to, że powinna chronić swojego syna za wszelką cenę. Wyjęła szybko telefon ze swojej torby i wybrała numer Sylwii.
- Cześć, Sylwia. Możesz zaopiekować się moim synem?
- Jesteś w Dortmundzie?
- Tak. Marco się o nim dowiedział. - powiedziała, przytulając do swojego boku malca.
- Jak to?
- Przyjechałam z nim na mecz i tak wyszło. Obiecałam się z nim spotkać.
- Po co? Nie rozgrzebuj przeszłości. Masz wszystko w Hannoverze.
- Myślisz, że o tym nie wiem? Za późno. On mi już nie odpuści. Tyle razy byłam w Dortmundzie i wcześniej go nie spotkałam, a teraz nie wiem, co robić.
- Chyba nie masz wyjścia, jeśli powiedziałaś, że się spotkasz.
- Wiem. Tak bardzo się boję.
- Podrzuć go do mnie, dobrze?
- Jasne. - odpowiedziała brunetka, myśląc jednocześnie, że jej siostra choć raz mogłaby się przejąć jej problemem. Prawie nigdy Sylwia nie myślała o tym, co brunetka przeżywała, kiedy jej rodzice się trochę od niej odwrócili, gdy dowiedzieli się o ciąży w tak młodym wieku.
Kiedy Meg się rozłączyła, podszedł do niej Marco z torbą.
- Marco, spotkajmy się za pół godziny, dobrze?
- A nie uciekniesz?
- Marco, ile my mamy lat? Jesteśmy dorośli.
- Czyżby? - odpowiedział irocznie. - Wolisz się spotkać w miejscu publicznym czy gdzieś bardziej prywatnie?
- Wolałabym nie zdobić okładek gazet.
- W takim razie przyjedziesz do mnie?
- Jeśli podasz mi adres, to jasne.
Po raz pierwszy tego dnia Marco się do niej uśmiechnął. Brunetka zobaczyła wówczas w nim tego chłopaka, którego znała kilka lat temu i za którym poniekąd tęskniła.

------------------------------------------------------------------------------------

No dobra, jest pierwszy. Wiem, że nie idealny, ale znowu muszę się wprawić w pisanie postów, bo od ponad dwóch miesięcy niczego nie publikowałam. 
Mam nadzieję, że choć trochę się Wam podoba i będziecie chciały go czytać.
Napiszcie mi, co Wam się nie podoba, żebym mogła to zmienić.
Jest to dopiero pierwszy rozdział, także wszystko można zmienić.:) Oprócz historii, oczywiście:)
Trzymajcie się ciepło, bo mnie już choroba złapała...
Jedyny pozytyw z mojej choroby jest taki, że być może w tym tygodniu dodam w sumie trzy rozdziały:)

Pozdrawiam Was baaaaardzo i całuję!:*

7 komentarzy:

  1. Z przytupem od samego początku! To właśnie lubię :D Nie ma sensu się rozpisywać, powiem tylko tyle: me pewno będę czytać!
    Czekam na następny i oby tak ciekawy jak ten rozdział :)
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję! mam nadzieję, że Cię nie zawiodę i dalej będziesz miała ochotę czytać moje opowiadanie!:>

      Usuń
  2. Świetnie, że powróciłaś z nowym opowiadaniem! Z twoim talentem na pewno będzie to kolejny wspaniały blog. Naprawdę początek zapowiada się bardzo ciekawie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo! mam nadzieję, że będzie Ci się go dobrze czytało:)
      Dziękuję za wsparcie!:*
      pozdrawiam!:*

      ps: jak nie zapomnisz, to dawaj znać o nowych rozdziałach u mnie na blogu, proszę:D

      Usuń
  3. Całkiem inny wątek. Podoba mi się :) Czekam na dalszy rozwój wydarzeń i mały Marco <3 aww

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo polubiłam Twój styl pisania. Naprawdę. Taki szczegółowy.
    /m.

    OdpowiedzUsuń