You are nobody till somebody loves you
***
Idąc z Marcelem w kierunku domu Reusa, Meg zaczęła rozmowę z synem:
- Kochanie, chcesz się częściej widywać z tatą?
- A on będzie chciał mnie widywać?
Brunetkę aż serce coś ścisnęło.
- Skarbie, zatrzymajmy się na chwilę. - poprowadziła go do najbliższej ławki. Usiadła i wzięła go na kolana. - To, że do tej pory nie spotykałeś się z nim, nie znaczy, że nie jesteś dla niego ważny. Pamiętaj, że to jest Twój tata. Kocha Cię.
- Ale mamo, przecież on mnie nawet nie zna... - powiedział zasmucony malec. Brunetka zapomniała, jak inteligentnym chłopcem był Marcel. Wiedział, że fakt bycia rodzicem nie zawsze pociąga za sobą miłość.
- Właśnie dlatego Cię do niego teraz prowadzę. On chce Cię poznać. Chcę się z Tobą spotykać. Spójrz na mnie. - powiedziała dziewczyna. - Nie wierzysz mi?
- Kochanie, chcesz się częściej widywać z tatą?
- A on będzie chciał mnie widywać?
Brunetkę aż serce coś ścisnęło.
- Skarbie, zatrzymajmy się na chwilę. - poprowadziła go do najbliższej ławki. Usiadła i wzięła go na kolana. - To, że do tej pory nie spotykałeś się z nim, nie znaczy, że nie jesteś dla niego ważny. Pamiętaj, że to jest Twój tata. Kocha Cię.
- Ale mamo, przecież on mnie nawet nie zna... - powiedział zasmucony malec. Brunetka zapomniała, jak inteligentnym chłopcem był Marcel. Wiedział, że fakt bycia rodzicem nie zawsze pociąga za sobą miłość.
- Właśnie dlatego Cię do niego teraz prowadzę. On chce Cię poznać. Chcę się z Tobą spotykać. Spójrz na mnie. - powiedziała dziewczyna. - Nie wierzysz mi?
- Wierzę. - odpowiedział Marcel. Jednak Meg słyszała w jego głosie niepewność i postanowiła porozmawiać o tym z Reusem. Nie chciała, aby przez błędy, popełnione przez nią kilka lat temu, dziecko cierpiało. Brunetka wzięła rękę swojego syna i poszła w kierunku domu piłkarza.
Reus stał przy oknie, wyczekując swojego małego gościa. Bał się tego spotkania, nie wiedząc, czego się spodziewać i czego po nim oczekiwać. Kie dy zobaczył ich, trzymających się za ręce i cieszących się, dopadł go smutek. Pomyślał, że mógłby teraz razem z nimi iść i cieszyć się. Czy żałował tego, że Meg ukryła przed nim ciążę? Tak. Obiecał sobie jednak, że nigdy więcej jej tego nie wypomni. Nie chciał zadawać jej bólu, a postępując w ten sposób, robił to.
***
Meg weszła wraz z dzieckiem do domu Reusa. Wróciła do niego nie tylko w sensie fizycznym, ale i psychicznym. Te spotkania miały dla niej głębsze znaczenie. Nie były to odwiedziny u ojca, ale też spotkania byłych kochanków, bez względu na to, jak długo trwał ich związek. Meg zaczęła się zastanawiać, czy można zapomnieć o kimś, z kim tak wiele się przeszło. Doszła do wniosku, że chyba nie. Tak samo jak ich jedna, ale brzemienna w skutkach, noc, tak i samo pojawienie się Reusa w jej życiu odcisnęły ślady, których brunetka już nigdy nie usunie. Nawet tego nie chciała. Po co miałaby usuwać coś, co dało jej tyle szczęścia? Jeśli nie było jej pisane być z Marco, to chciała zachować go w swoich wspomnieniach. Wydawało się jej, że te wspomnienia i Marcel to jedyne, co pozostało z ich miłości.
***
- Meg, zostań ze mną. Proszę, boję się. - poprosił ją blondyn.
- Dobrze, usiądę w kuchni i poczekam. - brunetka naprawdę doceniała to, że piłkarz umiał przyznać się do swoich obaw i słabości akurat przed nią. - Poza tym też muszę obgadać z Tobą jedną sprawę.
- Coś się stało?
- Pokażesz mi, gdzie jest kuchnia? - Meg chciała uniknąć tej rozmowy przy małym.
Marco zaprowadził ją do kolejnego dużego pomieszczenia, pełnego białych szafek. Tym razem nie zrobiło to na niej aż takiego wrażeni a. Spodziewała się, iż każde pomieszczenie z pewnością tak wygląda. - Chodzi o Marcela. Bał się tutaj przyjść, bo myślał, że go odrzucisz. Proszę Cię, daj mu do zrozumienia, że jest dla Ciebie ważniejszy niż każde inne dziecko. Że to on jest Twoim synem.
- Ale jak?
- Będziesz wiedział. Samo przyjdzie. Też tak na początku miałam.
- Nie pomagasz mi.
- Marco, po prostu nie traktuj go, jak kogoś obcego. Wprowadź go w swój świat. Opowiedz o czymś, co ma dla Ciebie znaczenie.
- No dobra. Masz rację. - Reus wziął głęboki oddech. - Idę.
***
Meg siedziała w kuchni, pijąc herbatę i zastanawiała się, jak mogłoby wyglądać teraz jej życie, gdyby jednak odważyła się powiedzieć Marco prawdę 5 lat temu. Czy byłaby z nim? Czy wychowywaliby ich dziecko razem?
Ach, tyle pytań pozostawało i na zawsze pozostanie bez odpowiedzi!
A najgorsze dla niej było to, że uczucie do Reusa odradzało się. Z każdym kolejnym spojrzeniem, jego uśmiechem, z każdą kolejną wspólnie spędzoną chwilą czuła, że Arthurowi nigdy nie uda się zapełnić pustki w jej sercu po rozstaniu z piłkarzem.
Nigdy nie wierzyła w bzdety typu 'pierwsza miłość nigdy nie rdzewieje', ale z biegiem czasu dostrzegała, że to powiedzenie powstało nie bez przyczyny.
***
- Czym się interesujesz? - zagadnął chłopca.
- Piłką nożną. - malec spojrzał na swojego ojca, szeroko się uśmiechając.
Czemu mnie to nie dziwi? - pomyślał Marco.
- To chodź, pokażę Ci coś. - zaproponował mu.
Marcel podbiegł do Reusa i wyciągnął ręce - chciał, aby piłkarz wziął go na ręce. Marco początkowo był całkowicie zdezorientowany, ale spełnił cichą prośbę chłopca. Wniósł go po schodach swojego domu, czując przyjemny ciężar swojego syna na rękach. Zaniósł go do sypialni. Tam miał najwięcej pamiątek z Borussi.
- Znasz klub z Dortmundu? - zapytał.
- Oczywiście! To jeden z moich ulubionych!
- Mamy ze sobą wiele wspólnego. Też kocham ten klub. Nie tylko dlatego, że w nim gram. Wychowałem się tutaj i to jest moja pierwsza drużyna. - Marco rozluźnił się nieco, widząc, że może go zainteresować swoim zawodem. - Chcesz moją klubową koszulkę?
- Pewnie! A masz taką z podpisami?
- Nie, ale jak chcesz, to któregoś dnia zabiorę Cię na stadion i sam je zbierzesz, zgoda?
- Dobra, to kiedy idziemy? - zapytał entuzjastycznie chłopiec. Marco nie chciał budzić w nim zbyt wielkiej nadziei.
- Spokojnie. Najpierw Twoja mama musi się zgodzić.
- Chodźmy się jej zapytać! - Marcel spontanicznie złapał Reusa za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
- A nie chcesz zobaczyć reszty rzeczy? Mam tu tego sporo.
Chłopiec patrzył to na drzwi, to na piłkarza, nie mogąc się zdecydować. W końcu westchnął i powiedział:
- No dobra.
Usiedli spowrotem na podłodze w sypialni piłkarza i przeglądali rzeczy, które udało mu się zgromadzić w trakcie piłkarskiej kariery. Także jemu sprawiło to ogromną radość, móc wrócić do czasów, kiedy nie grał w niemieckiej Ekstraklasie. Malec również był zachwycony wszystkim, co widział. W pewnym momencie w drzwiach stanęła brunetka. Nie chciała im przerywać, bo widziała, jak świetnie się bawią. Jednak wiedziała, że wszystko, co dobre, kiedyś się kończy.
- Chyba musimy już iść. - powiedziała.
- Mamo, jeszcze chwilę. Usiądź z nami i posłuchaj, jak tata opowiada o meczach i drużynie. - poprosił chłopiec, a ona, mając słabość do własnego syna, zgodziła się. Usiadła obok Reusa, a gdy ten przypadkiem musnął jej dłoń, przeszedł ją prąd. Marco chyba też musiał to poczuć, gdyż spojrzał na Meg. Jednak ona wolała udawać, że nic się nie stało i nie podjęła wyzwania spojrzenia na niego. Słuchała historii, które doskonale znała, bo przecież była w życiu Marco, gdy ten zaczynał pisać swoją historię piłkarską. Jednak przyjemnością było posłuchać tego na nowo, a także z perspektywy minionych lat.
Upłynęło kilka minut, może kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt. Brunetka nie wiedziała, na jak długo pogrążyła się we wspomnieniach. W końcu jednak zdecydowała, że pora się zbierać.
- Skarbie, chodźmy.
- Musimy? - zapytał chłopiec.
- Tak, kochanie.
Malec zwrócił się do swojego ojca.
- Tato, będę mógł jeszcze kiedyś Cię odwiedzić? - Marcel był smutny, że musi już iść.
- Hej, co to za smutna mina? - trącił go po nosie piłkarz. - Przecież obiecałem Ci, że pójdziemy razem na stadion. Poza tym, zawsze możesz tu przyjść.
Chłopiec podszedł do Marco i go przytulił. Tak zwyczajnie, jak dzieci tulą się do swoich rodziców. Reus był zaskoczony takim gestem, ale po chwili przygarnął chłopca ramionami.
Meg, widząc to, się wzruszyła. Dawno nie widziała swojego syna tak szczęśliwego. Ponadto miała wrażenie, że i dla Marco ta wizyta była ważna i wyjątkowa.
Kobieta wzięła dziecko na ręce i zniosła po schodach. Dała mu kurtkę i poprosiła, żeby ją założył, a sama na chwilę wróciła do pokoju, gdzie przebywał Reus.
- Dziękuję. - powiedziała.
- Meg, to ja Ci dziękuję. Nawet nie wiesz, co teraz czuję. - wyznał.
Chwilę tak stali, ale żadne z nich nie podjęło dalszej rozmowy.
Brunetka wróciła do swojego syna i wyszła z nim na dwór. Dopiero wtedy, będąc na świeżym powietrzu, potrafiła ocenić to, co się wydarzyło. Obiektywnie, może niewiele, ale dla niej to popołudnie znaczyło więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
***
Marco zauważył, że koszulka, którą sprezentował swojemu synowi, leżała nadal na jego łóżku. Chciał ich dogonić i mu ją oddać, ale stwierdził, że będzie to idealny pretekst do następnej wizyty. Był naprawdę oszołomiony tym, co się wydarzyło. Dopiero teraz tak naprawdę zaczęło do niego docierać to, że ma syna. Nie sądził, że jedno spotkanie może mu dać tyle radości. Jednocześnie poczuł straszny niedosyt. Już wiedział, że jego całe życie zmieniło się wraz z ponownym pojawieniem się Meg i tym spotkaniem.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Na początek weekendu, przed El Clasico, proszę bardzo jest czwóreczka.!:) przyznam się, że już od dość dawna miałam napisany ten rozdział, ale musiałam go kilka razy przeczytać i poprawić, żebym mogła sama sobie powiedzieć: 'w miarę Ci się udało '.
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam takim rozdziałem. Wiem, że zawsze może być lepiej, ale lepiej nie umiałam oddać uczuć bohaterów niż właśnie w ten sposób.
Mam prośbę, zostawiajcie w komentarzach adresy swoich blogów. Bardzo chętnie je przeczytam i zostawię komentarz.:p
Bardzo dziękuję Sylwii Reus, która bardzo mocno mnie wspiera od początku tworzenia przeze mnie opowiadań. Dziękuję, że jesteś i komentujesz!:*
Dziękuję również: missys Reus, Wikoria., Piszczu26, Dżuliaaans., Jane Agnes Pe., anita11996. Dziękuję za Wasze komentarze, które bardzo dodają mi skrzydeł.:* Wasza obecność jest dla mnie ważna.
Dziękuję też wszystkim Wam, które czytacie mojego bloga, ale nie zostawiacie komentarzy. Mam nadzieję, że któregoś dnia napiszecie mi, co myślicie o moim opowiadaniu.:)
Bardzo mocno Was ściskam i całuję!:*
Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia!:)
Dziewczyno! Rozdział jest cudowny! :D
OdpowiedzUsuńJuż zakochałam się w tym opowiadaniu :D
Wzruszyłam się czytając to powyżej :)
Marco w roli tatusia :) W końcu coś nowego :D
Mam nadzieję, że Reus wczuje się w tą rolę i
zajmie się malcem jak i piękną brunetką :D
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
oraz zapraszam cię do siebie :D
http://naturalnie-nierealne.blogspot.com/ -----> 3 rozdział
http://pilkarski-mezalians.blogspot.com/ -----> Prolog
http://miloscnaboisku.blogspot.com/ -----> Rozdział 5
http://wlacz-pozytywne-myslenie.blogspot.com/ ----> post o promieniowaniu telefonów komórkowych i wiele innych
http://futbol-okiem-nastolatki.blogspot.com/ ----> debiutancki reportaż o meczu Polska - Irlandia
Twój blog jest genialny :D Może u mnie ci się coś spodoba? :D
Mogłabym prosić o oddanie głosu na zdjęcie numer 3 w bardzo ważnym dla mnie konkursie? Oto link:
http://kierunkowy48.blogspot.com/2013/11/konkurs-zrob-jesienne-zdjecie-i-zgarnij.html#comment-form
Z pewnością wejdę i poczytam. Nie jestem pewna, czy w najbliższych dniach mi się to uda, ale z pewnością skomentuję!
UsuńDziękuję za tak wspaniałe słowa!
Pozdrawiam.:*
Świetny rozdział jak zwykle! Z chęcią czytam Twojego bloga, bo jest inny niż wszystkie...
OdpowiedzUsuńChciałabym zobaczyć Marcela i Marco. Musiało to słodko wyglądać.Mam nadzieję, że jednak "stara miłość nie rdzewieje".
Dziękuję !
UsuńMogę Cię zapewnić, że scenariusz już dawno mam 'napisany'.:d
Pozdrawiam!:*
Korzystając z okazji zapraszam do mnie na 9 rozdział http://angel-in-dortmund.blogspot.com/ ;)
UsuńTo jest po prostu genialne! Brakuje mi słów, żeby opisać ten i poprzednie rozdziały. One są po prostu cudowne! :)
OdpowiedzUsuńCzytając, wzruszałam się i uśmiechałam się na zmianę. Marcel jest naprawdę mądrym dzieckiem. Ta niepewność chłopczyka, czy Marco go pokocha urzekła mnie. I pożegnanie Marcela z Marco. Jak przytulił się do blondyna. Coś wspaniałego.
Bardzo się cieszę, że Reus pomimo tego, że Meg i Marcel pojawili się w jego życiu niespodziewanie, wziął odpowiedzialność za przeszłość i chce uczestniczyć w wychowaniu dziecka.
Mam wielka nadzieję, że chłopczyk połączy na nowo Marco i Meg, którzy w przyszłości stworzą dla niego kochającą rodzinę :)
Bardzo, bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Oby trwało ono jak najdłużej :)
Pozdrawiam gorąco i życzę dużo weny na następne rozdziały :*
Zostawiam link do mojego opowiadania - jakbyś miała ochotę poczytać :)
http://milosc-ktora-nigdy-nie-zgasnie.blogspot.com/
+ niedawno założyłam nowego bloga - są na razie bohaterzy, ale postaram się dodać niebawem prolog :
http://in-this-world-together-forever.blogspot.com/
Na pewno przeczytam!
UsuńDziękuję Ci za komentarz!:*
Ojej, jak bardzo się cieszę, że Marco chce spotykać się i opiekować małym Marcelem.! :) Myślę, że bez żadnych zarzutów spełni się w roli ojca, no i przy okazji znowu zacznie iskrzyć między nim a Meg.! :D Według mnie podstawą do stworzenia idealnej rodziny dla dziecka, jest dwójka kochających się rodziców i mocno trzymam kciuki żeby tej dwójce ponownie się udało.! :D Chociaż mawia się, że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki, to w tym przypadku myślę, że nie należałoby kierować się tą maksymą. :) Oni są po prostu dla siebie stworzeni... Szkoda mi tylko Arthura. Bądź co bądź pod nieobecność Reusa, wtedy kiedy malec nie wiedział tak naprawdę kto jest jego prawdziwym tatą, to on właśnie spełniał tą rolę i chyba całkiem nieźle sobie radził. :) No cóż bardzo mnie ciekawi jak dalej rozwiniesz akcję, bo to opowiadanie jest naprawdę wspaniałe i cieszę się, że powróciłaś do pisania. :D
OdpowiedzUsuńTeraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejną część, jestem bardzo ciekawa dalszej fabuły.! :D
A tymczasem pozdrawiam i życzę owocnej weny.! :*
Dziękuuuuuuję Ci!:*
UsuńPozdrawiam!:)
Zakochałam się w tym opowiadaniu!
OdpowiedzUsuńJest genialne, cudowne... Po prostu chce się czytać!
Mam nadzieję, że niedługo się ukaże następny rozdział :3
Zapraszam do siebie. Komentarz mile widziany ;)
Pozdrawiam ;**
Dziękuję bardzo!:*
UsuńMam nadzieję, że będzie Ci się dalej podobało.:)
Pozdrawiam!:*
Rany, rany ale genialny blog ! <3
OdpowiedzUsuńDawno nie miałam okazji czytać takiego cudeńka! Genialnie można wczuć się w to opowiadanie i rolę bohaterki a to naprawdę zdarza się bardzo rzadko :) Wspaniały styl pisania nic tylko czytać ;* Mam nadzieję, że po zakończeniu tego bloga powstaną kolejne i kolejne bo to wielka przyjemność czytać takie dzieło ;**
Jakbyś miała ochotę i czas zapraszam do siebie dalekie od twojego ale zawsze coś :)) Pozdrawiam <3
Dziękuuuuuuję! Nawet nie wyobrażasz sobie, jak cieszą mnie te słowa!
UsuńPozdrawiam!❤
cudowny rozdział, zresztą tak jak całe opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńjuż nie mogę się doczekać kolejnego
serdecznie pozdrawiam :*
a jeśli spodobają Ci się moje blogi to będzie mi bardzo miło ;D
http://co-los-ze-soba-przyniesie.blogspot.co.uk/
http://zycie-zdobywa-wartosc-dzieki-milosci.blogspot.co.uk/
Na pewno przeczytam! No i na pewno skomentuję! :)
UsuńDziękuję za tak wspaniały komentarz!
Pozdrawiam!:*
46 year old Mechanical Systems Engineer Isabella Croote, hailing from Smith-Ennismore-Lakefield enjoys watching movies like Death at a Funeral and Hiking. Took a trip to Zollverein Coal Mine Industrial Complex in Essen and drives a Ferrari 250 LWB California Spider. sprobuj na tej stronie
OdpowiedzUsuń