when I saw you, well I knew we'd tell it well.
with the whisper we will tame the vicious scenes
like a feather bringing kingdoms to their knees.
***
Meg otworzyła oczy i poczuła, że jest nadzwyczaj wyspana. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zdecydowała, iż pora wstawać. Założyła szlafrok i usiadła na brzegu łóżka. Robiła tak codziennie, gdyż bezpośrednio po wstaniu, tak bardzo kręciło jej się w głowie, że miała ciemno przed oczami. Rozejrzała się jeszcze raz i stwierdziła, że jest zdecydowanie za cicho. Wtedy spostrzegła, że na szafce obok, według niej za dużego, łóżka ktoś położył kartkę. Wzięła ją do ręki i przeczytała:
Dzień dobry,
mam nadzieję, że się wyspałaś. Nie bój się
o Marcela - zabrałem go na stadion. Nie
musisz się martwić; ze mną jest bezpieczny.
Wrócimy około 13.
Do zobaczenia,
Marco.
- Wiem, że nie muszę się martwić. - powiedziała brunetka do kartki, uśmiechając się. Przeciągnęła się i ostatecznie w końcu wstała. Skierowała się do łazienki, po drodze patrząc na zegarek; była 10:14. Weszła do pomieszczenia, z kosmetyczką w ręce. Znowu zadziwiła ją przestrzeń, wypełniona jasnymi barwami. Faktem było, że Reusa na to wszystko stać i nie było dla niego problemem urządzenie luksusowego mieszkania. Jednak i tak zrobiło to na Meg piorunujące wrażenie. Zamknęła drzwi na klucz i napuściła wody do ogromnej wanny. Nalała płynu do kąpieli o jej ulubionym zapachu - truskawek. W mgnieniu oka łazienka wypełniła się parą pomieszaną z zapachem owoców. Meg związała włosy w luźnego koka i weszła do gorącej wody. Zanurzyła się do szyi w wodzie i zamknęła oczy. Coraz bardziej przyzwyczajała się do tego domu. Pasowało jej mieszkanie z Marco i ich synem. Choć nie miała zamiaru mu tego mówić.
***
Około godziny 11:15 opuściła w końcu łazienkę. Rozpuściła włosy, które umyła i pozwoliła im opaść na zbyt luźną koszulkę, którą miała na sobie. Nie lubiła tego, jak włosy moczyły jej ubranie, ale tym razem nie zwróciła na to zbyt wielkiej uwagi. Siedziała na kanapie z kubkiem herbaty w dłoniach i oglądała powtórkę jakiegoś meczu. Coraz bardziej umacniała się w przekonaniu, iż gdyby nie było Marcela, jej życie nie miałoby większego sensu. Siedziała w salonie Reusa zaledwie 40 minut, a już nie mogła się doczekać, jak zobaczy syna. Nie wiedziała tak naprawdę, co wokół niej się działo. Miała tylko nadzieję, że za chwilę drzwi się otworzą i zobaczy, jak Marcel wpada do pokoju, rozradowany i zacznie opowiadać jej, jak było z Marco na stadionie. Na szczęście chłopaki wrócili szybciej, niż blondyn jej napisał. Już o 12:30 usłyszała, jak ktoś przekręca klucze w zamku i otwiera drzwi. Jednocześnie uszu brunetki dobiegły krzyki jej syna i bardziej opanowany głos piłkarza. Dla niego wizyta na stadionie była chlebem powszednim, niczym specjalnym.
- Maaaaaaamaaaaaa! - krzyknął Marcel i podbiegł do niej, prawie rzucając się na nią. Chwilę później w pokoju zjawił się także Marco, lustrując wzrokiem dziewczynę. Zapomniała o tym, że była jedynie w za dużej koszulce, staniku i majtkach. Meg, żeby ukryć zażenowanie, starała się udawać, iż nie zauważyła wzroku Reusa. Skupiła całą swoją uwagę na synu.
- Jak było, kochanie? - zapytała, zdejmując z niego sweterek.
- Suuuuper! Nawet nie wiesz, jaką tata ma świetną drużynę! I wiesz co? Chyba zostanę piłkarzem Borussi w przyszłości!
- Naprawdę? - w tym momencie brunetka spojrzała na Marco i uśmiechnęła się do niego. - To chyba musimy Cię zapisać do jakiejś młodzieżowej drużyny, prawda? Jak wrócimy do domu, to o tym pomyślimy, zgoda?
- Im szybciej, tym lepiej. - powiedział podekscytowany Marcel. Wstał z kanapy i pobiegł w nikomu nieznanym kierunku, zostawiając Meg i Marco samych.
Meg otworzyła oczy i poczuła, że jest nadzwyczaj wyspana. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zdecydowała, iż pora wstawać. Założyła szlafrok i usiadła na brzegu łóżka. Robiła tak codziennie, gdyż bezpośrednio po wstaniu, tak bardzo kręciło jej się w głowie, że miała ciemno przed oczami. Rozejrzała się jeszcze raz i stwierdziła, że jest zdecydowanie za cicho. Wtedy spostrzegła, że na szafce obok, według niej za dużego, łóżka ktoś położył kartkę. Wzięła ją do ręki i przeczytała:
Dzień dobry,
mam nadzieję, że się wyspałaś. Nie bój się
o Marcela - zabrałem go na stadion. Nie
musisz się martwić; ze mną jest bezpieczny.
Wrócimy około 13.
Do zobaczenia,
Marco.
- Wiem, że nie muszę się martwić. - powiedziała brunetka do kartki, uśmiechając się. Przeciągnęła się i ostatecznie w końcu wstała. Skierowała się do łazienki, po drodze patrząc na zegarek; była 10:14. Weszła do pomieszczenia, z kosmetyczką w ręce. Znowu zadziwiła ją przestrzeń, wypełniona jasnymi barwami. Faktem było, że Reusa na to wszystko stać i nie było dla niego problemem urządzenie luksusowego mieszkania. Jednak i tak zrobiło to na Meg piorunujące wrażenie. Zamknęła drzwi na klucz i napuściła wody do ogromnej wanny. Nalała płynu do kąpieli o jej ulubionym zapachu - truskawek. W mgnieniu oka łazienka wypełniła się parą pomieszaną z zapachem owoców. Meg związała włosy w luźnego koka i weszła do gorącej wody. Zanurzyła się do szyi w wodzie i zamknęła oczy. Coraz bardziej przyzwyczajała się do tego domu. Pasowało jej mieszkanie z Marco i ich synem. Choć nie miała zamiaru mu tego mówić.
***
Około godziny 11:15 opuściła w końcu łazienkę. Rozpuściła włosy, które umyła i pozwoliła im opaść na zbyt luźną koszulkę, którą miała na sobie. Nie lubiła tego, jak włosy moczyły jej ubranie, ale tym razem nie zwróciła na to zbyt wielkiej uwagi. Siedziała na kanapie z kubkiem herbaty w dłoniach i oglądała powtórkę jakiegoś meczu. Coraz bardziej umacniała się w przekonaniu, iż gdyby nie było Marcela, jej życie nie miałoby większego sensu. Siedziała w salonie Reusa zaledwie 40 minut, a już nie mogła się doczekać, jak zobaczy syna. Nie wiedziała tak naprawdę, co wokół niej się działo. Miała tylko nadzieję, że za chwilę drzwi się otworzą i zobaczy, jak Marcel wpada do pokoju, rozradowany i zacznie opowiadać jej, jak było z Marco na stadionie. Na szczęście chłopaki wrócili szybciej, niż blondyn jej napisał. Już o 12:30 usłyszała, jak ktoś przekręca klucze w zamku i otwiera drzwi. Jednocześnie uszu brunetki dobiegły krzyki jej syna i bardziej opanowany głos piłkarza. Dla niego wizyta na stadionie była chlebem powszednim, niczym specjalnym.
- Maaaaaaamaaaaaa! - krzyknął Marcel i podbiegł do niej, prawie rzucając się na nią. Chwilę później w pokoju zjawił się także Marco, lustrując wzrokiem dziewczynę. Zapomniała o tym, że była jedynie w za dużej koszulce, staniku i majtkach. Meg, żeby ukryć zażenowanie, starała się udawać, iż nie zauważyła wzroku Reusa. Skupiła całą swoją uwagę na synu.
- Jak było, kochanie? - zapytała, zdejmując z niego sweterek.
- Suuuuper! Nawet nie wiesz, jaką tata ma świetną drużynę! I wiesz co? Chyba zostanę piłkarzem Borussi w przyszłości!
- Naprawdę? - w tym momencie brunetka spojrzała na Marco i uśmiechnęła się do niego. - To chyba musimy Cię zapisać do jakiejś młodzieżowej drużyny, prawda? Jak wrócimy do domu, to o tym pomyślimy, zgoda?
- Im szybciej, tym lepiej. - powiedział podekscytowany Marcel. Wstał z kanapy i pobiegł w nikomu nieznanym kierunku, zostawiając Meg i Marco samych.
- Cieszę się, że tak bardzo mu się podobało. - zagadnęła dziewczyna.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak biegał po tym boisku. Jedno przedpołudnie mnie tak zmęczyło! Nie wiem, jak Ty sobie radziłaś sama z nim. Naprawdę.
- Momentami było ciężko, ale ogólnie nie najgorzej. Marco, będziemy musieli porozmawiać.
- Dobrze. Wieczorem?
- Zadzwonię do Sylwii, żeby zajęła się małym. Chcę na spokojnie pogadać.
- Jasne.
Meg, z braku pomysłu, co mogłaby dalej powiedzieć, ominęła Reusa i wyszła z salonu, kierując się do pokoju, gdzie przebywał jej syn.
***
- Sylwia? Cześć. - przywitała siostrę, gdy ta odebrała telefon. Meg siedziała w salonie, na tej samej kanapie, co rano. Chwilę później zauważyła, że do pokoju wszedł Marco, usiadł na fotelu i włączył telewizor. Po kilkunastu sekundach podbiegł do niego Marcel i usiadł na jego kolanach.
- Cześć, co tam? - odpowiedziała.
- Mam do Ciebie ogromną prośbę. Mogłabyś zająć się Marcelem dzisiaj wieczorem?
- Jasne. Kiedy go przywieziesz?
- Około 18?
- Dobra. To słuchaj, może niech on tu zostanie na noc, co? Nie będziesz ograniczona czasem. Wyjaśnicie sobie wszystko i w końcu będzie jasne.
- A nie będzie Ci to przeszkadzało?
-Marcel miałby mi przeszkadzać? Proszę Cię! Nawet tak nie myśl!
- Dziękuję, siostra!
- Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem. Jestem Ci ogromnie wdzięczna.
- Momentami było ciężko, ale ogólnie nie najgorzej. Marco, będziemy musieli porozmawiać.
- Dobrze. Wieczorem?
- Zadzwonię do Sylwii, żeby zajęła się małym. Chcę na spokojnie pogadać.
- Jasne.
Meg, z braku pomysłu, co mogłaby dalej powiedzieć, ominęła Reusa i wyszła z salonu, kierując się do pokoju, gdzie przebywał jej syn.
***
- Sylwia? Cześć. - przywitała siostrę, gdy ta odebrała telefon. Meg siedziała w salonie, na tej samej kanapie, co rano. Chwilę później zauważyła, że do pokoju wszedł Marco, usiadł na fotelu i włączył telewizor. Po kilkunastu sekundach podbiegł do niego Marcel i usiadł na jego kolanach.
- Cześć, co tam? - odpowiedziała.
- Mam do Ciebie ogromną prośbę. Mogłabyś zająć się Marcelem dzisiaj wieczorem?
- Jasne. Kiedy go przywieziesz?
- Około 18?
- Dobra. To słuchaj, może niech on tu zostanie na noc, co? Nie będziesz ograniczona czasem. Wyjaśnicie sobie wszystko i w końcu będzie jasne.
- A nie będzie Ci to przeszkadzało?
-Marcel miałby mi przeszkadzać? Proszę Cię! Nawet tak nie myśl!
- Dziękuję, siostra!
- Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem. Jestem Ci ogromnie wdzięczna.
Sylwia nigdy nie lubiła tego typu zwierzeń. Meg doskonale o tym wiedziała, ale musiała jej to powiedzieć, bo dla niej to było ważne.
- Meg?
- Tak?
- Proszę Cię o jedno. Nie popełnij żadnego błędu, dobrze? Nie zrób czegoś, czego później możesz żałować.
- Postaram się. Nie mogę dłużej gadać.
- Rozumiem. Siedzi obok Ciebie?
- Dokładnie. - odpowiedziała, spoglądając na niego. Wzruszyła się po raz kolejny, patrząc na swojego syna, rozmawiającego z blondynem.
- Dobrze, to do zobaczenia!
- Pa, Sylwia.
***
Meg siedziała w łazience i przygotowywała się do rozmowy z Reusem. Sama nie wiedziała, do czego się przygotowuje. Jednak po odwiezieniu Marcela do Sylwii, zamknęła się w łazience.
Kiedy uznała, że wygląda w miarę dobrze, wyszła i skierowała się do salonu, gdzie czekał Marco. Wchodząc do salonu, nie zobaczyła go jednak. Chciała go poszukać i dlatego szybko odwróciła się. Pech chciał, że piłkarz stał za nią. Po raz kolejny na niego wpadła. Tym razem jednak nie pozwoliła na kontakt wzrokowy, dlatego, nie patrząc na niego, odsunęła się.
Meg siedziała w łazience i przygotowywała się do rozmowy z Reusem. Sama nie wiedziała, do czego się przygotowuje. Jednak po odwiezieniu Marcela do Sylwii, zamknęła się w łazience.
Kiedy uznała, że wygląda w miarę dobrze, wyszła i skierowała się do salonu, gdzie czekał Marco. Wchodząc do salonu, nie zobaczyła go jednak. Chciała go poszukać i dlatego szybko odwróciła się. Pech chciał, że piłkarz stał za nią. Po raz kolejny na niego wpadła. Tym razem jednak nie pozwoliła na kontakt wzrokowy, dlatego, nie patrząc na niego, odsunęła się.
- Usiądziemy? - zapytał Marco. - A chcesz może coś do picia?
- Herbatę, poproszę.
- Tyle samo słodzisz? - spytał Marco.
- Tak.
Reus wstał i wyszedł do kuchni. Jednocześnie dotarło do niego, jak wiele zmian w życiu brunetki z pewnością go ominęło.
Meg została sama ze swoimi myślami. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego ani razu od czasu przyjazdu nie pomyślała o Arthurze. Dlaczego nie zadzwoniła do niego. Jednak nie zdążyła nawet zbliżyć się do znalezienia odpowiedzi, gdyż Marco wrócił z wrzątkiem w kubkach. Usiadł na kanapie, ale widać było, iż zachowuje dystans.
- Przywiozłam ze sobą album ze zdjęciami. Może go przyniosę? Oczywiście, jeśli chcesz.
- Przynieś. Bardzo chętnie obejrzę.
Podeszła do swojej walizki i wyjęła album. Wzięła głęboki oddech i ruszyła przed siebie. Wiedziała, że najprawdopodobniej po jakichś piętnastu minutach wszystko się uspokoi i znowu będą mogli spokojnie porozmawiać. Bez żadnych spięć.
Ponownie weszła do salonu, podając Reusowi album. On, już nieco mniej onieśmielony, nie omieszkał musnąć dłoni Meg. W tym samym momencie spojrzał na nią, próbując odczytać jej reakcję. Jednak jej twarz nie wyrażała większych emocji. Starała się zachować kamienną twarz.
Usiadła naprzeciw Marco i otwierając album, zaczęła opowiadać mu o dzieciństwie ich syna. O pierwszym słowie, pierwszym kroku. O wszystkich, z pozoru nieistotnych sprawach. Jednak dla nich były one ważne. Zbliżały ich do siebie.
Tak, jak Meg myślała, już po dwudziestu minutach atmosfera się rozluźniła. Być może za sprawą wina, które Marco przyniósł ze sobą, a być może, dlatego, że zaczęli się dogadywać, jak za dawnych czasów. Czasami wyjmowali sobie słowa z ust. Podobało się to im obojgu. W niektórych momentach czuli się, jakby znowu mieli niecałe dwadzieścia lat.
***
Około 20, kiedy Meg opowiedziała już po krótce życiorys Marcela i zdążyli wypić całą butelkę wina, Marco wstał i podszedł do niej.
- Zatańczysz ze mną? - zapytał.
- Ale... Nie ma muzyki.
Reus nie odezwał się, tylko podszedł do stojącego kina domowego i włączył piosenkę, przy której tańczyli wiele razy.
Meg, choć wiedziała, że to bardzo zły pomysł, nie dbała o to. Podała mu dłoń, kiedy wyciągnął swoją. Odrobinę zaszumiało jej w głowie, ale opanowała się, jak najszybciej mogła. Pozwoliła mu na objęcie jej w pasie i położenie swojej dłoni na jego karku. Przybliżyła się do blondyna i poczuła znajomy zapach perfum.
- Ciągle używasz tych samych perfum? - zapytała.
- Tak się złożyło. - odpowiedział.
Marco chyba był bardziej trzeźwy od Meg. Nie wiedział, dlaczego tak się działo, ale alkohol nie działał na niego tak, jak na innych ludzi. Przyciągnął ją bliżej siebie i w końcu popatrzyli sobie w oczy. Pierwszy raz tego dnia spojrzeli w swoje oczy. Wcześniej nie mieli odwagi.
- Zobacz, jak wiele zmienia alkohol. - zaczęła Meg.
- Co masz na myśli?
- Do tej pory nie umiałam Ci spojrzeć w oczy. A teraz bez problemu mogę w nie patrzeć przez dłuższy czas.
- Nie upiłaś się? - zapytał.
- Nie, chyba nie. - odpowiedziała bardzo przytomnie. Była jednak świadoma, że alkohol zaczął już na nią działać i wpływać na zachowanie.
Wciąż tańcząc, zastanawiali się, co zaważyło na tym, że nie są razem. Że nie wychowują razem ich syna.
- Ale byłam głupia. - powiedziała Meg.
- Co masz na myśli?
- Ciągle nie mogę sobie wybaczyć, że nie powiedziałam Ci o Marcelu. Może wszystko wyglądałoby inaczej? - ta bezsilność, która ją ogarnęła, zaczęła uchodzić z niej w postaci łez.
Marco, widząc, co się stało przytulił ją do siebie. Meg nie potrzebowała niczego więcej. Potraktowała to, nie jak gest otuchy, ale zachętę.
Położyła dłonie na policzkach Reusa, spojrzała prosto w oczy i przybliżyła swoją twarz bliżej jego. Delikatnie przygryzła swoją wargę i chwilę później złożyła delikatny pocałunek na ustach, które tak bardzo ją przyciągały od momentu ich ponownego spotkania.
Reus nie wiedział, co ma zrobić. Jeden fakt był niezaprzeczalny; nadal jej pragnął. Może nawet bardziej niż jako dziewiętnastolatek. Wtedy był zdecydowanie niedojrzały. Teraz jego uczucia stały się głębsze. Nie tylko w stosunku do Meg, ale do wszystkich. Oddawał jej pocałunek, równie delikatnie, co ona.
- Marco... - wyszeptała brunetka, co wywołało burzę w głowie Reusa. - Proszę Cię. Jeśli mamy tylko tę jedną noc, to... kochaj się ze mną.
Meg nie była do końca pewna, co robi. Jednak zawahała się, gdyż w głowie odbiły się echem słowa Sylwii: 'Nie zrób czegoś, czego później możesz żałować.'
Głowa Marco również była pełna wątpliwości. Z jednej strony wciąż w jego życiu była Caroline. Jednak z drugiej... jego największa miłość, zarazem pierwsza. Teraz stała przed nim, patrząc prosto w oczy, czekając na odpowiedź. Delikatnie musnął jej usta swoimi. Wówczas z głów obojga wyleciały wszelkie wątpliwości. Marco wziął w swoje dłonie głowę brunetki i zaczął całować jej usta. Zdecydowanie nie były to delikatne i niewinne pocałunki. Dało się w nich wyczuć jakąś despercję i tęsknotę. Przenieśli się na kanapę, Meg usiadła okrakiem na kolanach Reusa. Pożądanie zaczęło brać górę nad rozumem. Marco zaczął całować szyję brunetki, zdejmując z niej koszulkę. Dziewczyna ucieszyła się, że jednak założyła koronkową bieliznę. Meg zaczęła dotykać jego torsu, by ostatecznie zdjąć dżinsową koszulę, którą miał na sobie blondyn. Brunetka na chwilę oderwała się od niego, przebiegła przez cały pokój i zgasiła światło.
Wracając na kanapę, zobaczyła, iż Reus jest uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Z czego się śmiejesz? - zapytała.
- Nie, nic... - odrzekł. Wyciągnął do niej rękę i dokończył - Chodź do mnie.
W tamtym momencie brunetkę przebiegł dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Szybko podeszła do niego, pozwalając usadzić się na kolanach. Powrócili do wzajemnych pieszczot, tym razem nieco odważniejszych. Po jakiejś minucie, oboje zostali jedynie w bieliźnie. Nie mogąc wygodnie położyć się na kanapie, Marco rozłożył na podłodze poduszki, a następnie ułożył Meg na nich. Kiedy całował ją, rozpiął zapięcie jej stanika i zdjął go. Oboje pozbawili się reszty ubrań. Brunetka mocno przytuliła się do niego. Objęła rękoma jego ramiona, a nogami biodra.
- Jesteś piękna. - usłyszała słowa wyszeptane przez Reusa i po raz kolejny się wzruszyła. Wtuliła twarz w jego bark i poczuła, jak Marco złącza ich ciała w jedno.
***
- I co teraz będzie? - zapytała Meg, leżąc naprzeciwko Marco. Jej ręka była pod jej głową i stykała się z dłonią Reusa.
- Ćsiii... Nic nie mów. O nic nie pytaj. - poprosił, wpatrując się w jej niebieskie oczy. Marco podciągnął się na ręce i złożył pocałunek na jej czole. Meg, chcąc przedłużyć tę chwilę intymności, przyciągnęła go do siebie, łącząc ich usta.
- Auć! - zasyczał Reus.
- Co się stało?
- Wbijasz mi łokieć w brzuch.
- Hahahahahaha! - zaczęła się śmiać.
- Z czego się śmiejesz?! Wiesz, jak zabolało? - odpowiedział Reus. Jednak w jego oczach tliły się iskierki rozbawienia.
- Przepraszam. - powiedziała brunetka, nadal chichocząc. - Gdzie masz wino?
- Jeszcze Ci mało? - teraz to Marco zaczął się śmiać.
- A żebyś wiedział. Mam ochotę na lampkę wina.
- Jedną?
- Nie wiem.
- W pierwszej szafce po prawej stronie w kuchni. Taka otwierana do góry. - poinstruował Reus.
- Podaj mi swoją koszulę. - powiedziała.
- Sama ją sobie weź. - spojrzał prowokacyjnie z szerokim uśmiechem.
Meg zakryła się kocem i położyła na brzuchu blondyna. Oczywiście leżał wyciągnięty na całej długości. Kiedy znajdowała się najbliżej jego twarzy, spróbował ją pocałować. Ona jednak, widząc zamiary chłopaka, odsunęła swoją twarz na 'bezpieczną odległość'.
Założyła koszulę Marco i, jak najbardziej prowokacyjnie umiała, przeszła z pokoju do kuchni.
- Przynieś mi też! - usłyszała w kuchni.
- Przyjdź i sobie weź! - odkrzyknęła.
- Jeszcze pożałujesz, że to powiedziałaś! - uslyszała.
Chwilę później zobaczyła, jak wchodzi zdecydowanym krokiem do kuchni. Minę miał na tyle poważną, że zaczęła się od niego odsuwać. On, nie dając za wygraną, zapędził ją w róg, tak, że nie mogła już uciec.
Podszedł i ją przytulił. Ona wyciągnęła ręce i także go objęła.
- Co teraz będzie? - ponowiła pytanie.
- Proszę Cię. Nie niszcz tego, co jest teraz. Później to przemyślimy.
Aby oderwać Meg od tego typu myśli, zaczął ją całować. Bardzo skutecznie zajęło jej to myśli.
- Idziemy spać? - zapytał Reus.
- Zdecydowanie tak.
Wtedy zrobił coś, czego się nie spodziewała. Wziął ją na ręce i wyniósł z kuchni, kierując się do ogromnego łóżka w jego sypialni.
- Ekhm... Marco?
- Co tam?
- Może śpijmy u mnie w pokoju.
- Wyjaśnisz mi to?
- Chodzi o to, że to jest sypialnia Twoja i Caroline. Nie moja. Nie chcę wchodzić z butami do Waszego łóżka.
Reus kompletnie się tego nie spodziewał. Zamurowało go totalnie. Jednak spełnił jej prośbę i skręcił w przeciwnym kierunku, do jej pokoju.
Najpierw pozwolił położyć się Meg, a później, kiedy już leżał, przytulił brunetkę do swojej piersi.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że musiałyście czekać tak długo !
Zaraz Wam to wyjaśnię. Jest to rozdział przełomowy. Za każdym razem, jak coś napisałam, zdecydowałam, że to nie jest to. Że nie jest to wystarczająco dobre.
Drugim powodem jest brak czasu. Wszystko tak mi się rozciągnęło w ostatnich dniach, że nawet sobie nie wyobrażacie. Nie wiedziałam, gdzie ręce włożyć. A że jestem w maturalnej klasie, to musiałam najpierw się pouczyć i lekcje robić. Ale spokojnie, postaram się, żeby jeszcze w tym roku był nowy rozdział !
Nie mogę obiecać, bo, jak już kiedyś pisałam, to opowiadanie jest dla mnie niesamowicie ważne i chcę, aby było jak najlepsze. Mam nadzieję, że rozumiecie.
A teraz, zostawiam Was z siódemką. Liczę na Wasze komentarze. Podoba Wam się ?
Proszę, zostawcie po sobie ślad.
A teraz tak świątecznie: chciałabym Wam życzyć wesołych świąt, rodzinnej atmosferz e. A w nowym roku, samych sukcesów. Mam nadzieję, że pozwoli Wam on na spełnienie dotychczas niespełnionych marzeń lub naprawienie błędów, które każdy popełnia.
❤