poniedziałek, 23 grudnia 2013

seventh.

We're tethered to the story we must tell.
when I saw you, well I knew we'd tell it well.
with the whisper we will tame the vicious scenes
like a feather bringing kingdoms to their knees.

***
Meg otworzyła oczy i poczuła, że jest nadzwyczaj wyspana. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zdecydowała, iż pora wstawać. Założyła szlafrok i usiadła na brzegu łóżka. Robiła tak codziennie, gdyż bezpośrednio po wstaniu, tak bardzo kręciło jej się w głowie, że miała ciemno przed oczami. Rozejrzała się jeszcze raz i stwierdziła,  że jest zdecydowanie za cicho. Wtedy spostrzegła, że na szafce obok, według niej za dużego, łóżka ktoś położył kartkę. Wzięła ją do ręki i przeczytała:

                                   Dzień dobry,

                                   mam nadzieję, że się wyspałaś. Nie bój się
                                   o Marcela - zabrałem go na stadion. Nie
                                   musisz się martwić; ze mną jest bezpieczny.

                                   Wrócimy około 13.
                                                           Do zobaczenia,
                                                           Marco.

- Wiem, że nie muszę się martwić. - powiedziała brunetka do kartki, uśmiechając się. Przeciągnęła się i ostatecznie w końcu wstała. Skierowała się do łazienki, po drodze patrząc na zegarek; była 10:14. Weszła do pomieszczenia, z kosmetyczką w ręce. Znowu zadziwiła ją przestrzeń, wypełniona jasnymi barwami. Faktem było, że Reusa na to wszystko stać i nie było dla niego problemem urządzenie luksusowego mieszkania. Jednak i tak zrobiło to na Meg piorunujące wrażenie. Zamknęła drzwi na klucz i napuściła wody do ogromnej wanny. Nalała płynu do kąpieli o jej ulubionym zapachu - truskawek. W mgnieniu oka łazienka wypełniła się parą pomieszaną z zapachem owoców. Meg związała włosy w luźnego koka i weszła do gorącej wody. Zanurzyła się do szyi w wodzie i zamknęła oczy. Coraz bardziej przyzwyczajała się do tego domu. Pasowało jej mieszkanie z Marco i ich synem. Choć nie miała zamiaru mu tego mówić.

***

Około godziny 11:15 opuściła w końcu łazienkę. Rozpuściła włosy, które umyła i pozwoliła im opaść na zbyt luźną koszulkę, którą miała na sobie. Nie lubiła tego, jak włosy moczyły jej ubranie, ale tym razem nie zwróciła na to zbyt wielkiej uwagi. Siedziała na kanapie z kubkiem herbaty w dłoniach i oglądała powtórkę jakiegoś meczu. Coraz bardziej umacniała się w przekonaniu, iż gdyby nie było Marcela, jej życie nie miałoby większego sensu. Siedziała w salonie Reusa zaledwie 40 minut, a już nie mogła się doczekać, jak zobaczy syna. Nie wiedziała tak naprawdę, co wokół niej się działo. Miała tylko nadzieję, że za chwilę drzwi się otworzą i zobaczy, jak Marcel wpada do pokoju, rozradowany i zacznie opowiadać jej, jak było z Marco na stadionie. Na szczęście chłopaki wrócili szybciej, niż blondyn jej napisał. Już o 12:30 usłyszała, jak ktoś przekręca klucze w zamku i otwiera drzwi. Jednocześnie uszu brunetki dobiegły krzyki jej syna i bardziej opanowany głos piłkarza. Dla niego wizyta na stadionie była chlebem powszednim, niczym specjalnym.
- Maaaaaaamaaaaaa! - krzyknął Marcel i podbiegł do niej, prawie rzucając się na nią. Chwilę później w pokoju zjawił się także Marco, lustrując wzrokiem dziewczynę. Zapomniała o tym, że była jedynie w za dużej koszulce, staniku i majtkach. Meg, żeby ukryć zażenowanie, starała się udawać, iż nie zauważyła wzroku Reusa. Skupiła całą swoją uwagę na synu.
- Jak było, kochanie? - zapytała, zdejmując z niego sweterek.
- Suuuuper! Nawet nie wiesz, jaką tata ma świetną drużynę! I wiesz co? Chyba zostanę piłkarzem Borussi w przyszłości!
- Naprawdę? - w tym momencie brunetka spojrzała na Marco i  uśmiechnęła się do niego. - To chyba musimy Cię zapisać do jakiejś młodzieżowej drużyny, prawda? Jak wrócimy do domu, to o tym pomyślimy, zgoda?
- Im szybciej, tym lepiej. - powiedział podekscytowany Marcel. Wstał z kanapy i pobiegł w nikomu nieznanym kierunku, zostawiając Meg i Marco samych. 
- Cieszę się, że tak bardzo mu się podobało. - zagadnęła dziewczyna.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak biegał po tym boisku. Jedno przedpołudnie mnie tak zmęczyło! Nie wiem, jak Ty sobie radziłaś sama z nim. Naprawdę.
- Momentami było ciężko, ale ogólnie nie najgorzej. Marco, będziemy musieli porozmawiać.
- Dobrze. Wieczorem?
- Zadzwonię do Sylwii, żeby zajęła się małym. Chcę na spokojnie pogadać.
- Jasne.
Meg, z braku pomysłu, co mogłaby dalej powiedzieć, ominęła Reusa i wyszła z salonu, kierując się do pokoju, gdzie przebywał jej syn.

***
- Sylwia? Cześć. - przywitała siostrę, gdy ta odebrała telefon. Meg siedziała w salonie, na tej samej kanapie, co rano. Chwilę później zauważyła, że do pokoju wszedł Marco, usiadł na fotelu i włączył telewizor. Po kilkunastu sekundach podbiegł do niego Marcel i usiadł na jego kolanach.

- Cześć, co tam? - odpowiedziała.
- Mam do Ciebie ogromną prośbę. Mogłabyś zająć się Marcelem dzisiaj wieczorem?
- Jasne. Kiedy go przywieziesz?
- Około 18?
- Dobra. To słuchaj, może niech on tu zostanie na noc, co? Nie będziesz ograniczona czasem. Wyjaśnicie sobie wszystko i w końcu będzie jasne.
- A nie będzie Ci to przeszkadzało?
-Marcel miałby mi przeszkadzać? Proszę Cię! Nawet tak nie myśl!
- Dziękuję, siostra!
- Zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem. Jestem Ci ogromnie wdzięczna.
Sylwia nigdy nie lubiła tego typu zwierzeń. Meg doskonale o tym wiedziała, ale musiała jej to powiedzieć, bo dla niej to było ważne.
- Meg?
- Tak?
- Proszę Cię o jedno. Nie popełnij żadnego błędu, dobrze? Nie zrób czegoś, czego później możesz żałować.
- Postaram się. Nie mogę dłużej gadać.
- Rozumiem. Siedzi obok Ciebie?
- Dokładnie. - odpowiedziała, spoglądając na niego. Wzruszyła się po raz kolejny, patrząc na swojego syna, rozmawiającego z blondynem.
- Dobrze, to do zobaczenia!
- Pa, Sylwia.

***
Meg siedziała w łazience i przygotowywała się do rozmowy z Reusem. Sama nie wiedziała, do czego się przygotowuje. Jednak po odwiezieniu Marcela do Sylwii, zamknęła się w łazience.
Kiedy uznała, że wygląda w miarę dobrze, wyszła i skierowała się do salonu, gdzie czekał Marco. Wchodząc do salonu, nie zobaczyła go jednak. Chciała go poszukać i dlatego szybko odwróciła się. Pech chciał, że piłkarz stał za nią. Po raz kolejny na niego wpadła. Tym razem jednak nie pozwoliła na kontakt wzrokowy, dlatego, nie patrząc na niego, odsunęła się.
- Usiądziemy? - zapytał Marco. - A chcesz może coś do picia?
- Herbatę, poproszę.
- Tyle samo słodzisz? - spytał Marco.
- Tak.
Reus wstał i wyszedł do kuchni. Jednocześnie dotarło do niego, jak wiele zmian w życiu brunetki z pewnością go ominęło.
Meg została sama ze swoimi myślami. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego ani razu od czasu przyjazdu nie pomyślała o Arthurze. Dlaczego nie zadzwoniła do niego. Jednak nie zdążyła nawet zbliżyć się do znalezienia odpowiedzi, gdyż Marco wrócił z wrzątkiem w kubkach. Usiadł na kanapie, ale widać było, iż zachowuje dystans.
- Przywiozłam ze sobą album ze zdjęciami. Może go przyniosę? Oczywiście, jeśli chcesz.
Przynieś. Bardzo chętnie obejrzę. 
Podeszła do swojej walizki i wyjęła album. Wzięła głęboki oddech i ruszyła przed siebie. Wiedziała, że najprawdopodobniej po jakichś piętnastu minutach wszystko się uspokoi i znowu będą mogli spokojnie porozmawiać. Bez żadnych spięć.
Ponownie weszła do salonu, podając Reusowi album. On, już nieco mniej onieśmielony, nie omieszkał musnąć dłoni Meg. W tym samym momencie spojrzał na nią, próbując odczytać jej reakcję. Jednak jej twarz nie wyrażała większych emocji. Starała się zachować kamienną twarz.
Usiadła naprzeciw Marco i otwierając album, zaczęła opowiadać mu o dzieciństwie ich syna. O pierwszym słowie, pierwszym kroku. O wszystkich, z pozoru nieistotnych sprawach. Jednak dla nich były one ważne. Zbliżały ich do siebie.
Tak, jak Meg myślała, już po dwudziestu minutach atmosfera się rozluźniła. Być może za sprawą wina, które Marco przyniósł ze sobą, a być może, dlatego, że zaczęli się dogadywać, jak za dawnych czasów. Czasami wyjmowali sobie słowa z ust. Podobało się to im obojgu. W niektórych momentach czuli się, jakby znowu mieli niecałe dwadzieścia lat.

***
Około 20, kiedy Meg opowiedziała już po krótce życiorys Marcela i zdążyli wypić całą butelkę wina, Marco wstał i podszedł do niej.
- Zatańczysz ze mną? - zapytał.
- Ale... Nie ma muzyki.
Reus nie odezwał się, tylko podszedł do stojącego kina domowego i włączył piosenkę, przy której tańczyli wiele razy.
Meg, choć wiedziała, że to bardzo zły pomysł, nie dbała o to. Podała mu dłoń, kiedy wyciągnął swoją. Odrobinę zaszumiało jej w głowie, ale opanowała się, jak najszybciej mogła. Pozwoliła mu na objęcie jej w pasie i położenie swojej dłoni na jego karku. Przybliżyła się do blondyna i poczuła znajomy zapach perfum.
- Ciągle używasz tych samych perfum? - zapytała.
- Tak się złożyło. - odpowiedział.
Marco chyba był bardziej trzeźwy od Meg. Nie wiedział, dlaczego tak się działo, ale alkohol nie działał na niego tak, jak na innych ludzi. Przyciągnął ją bliżej siebie i w końcu popatrzyli sobie w oczy. Pierwszy raz tego dnia spojrzeli w swoje oczy. Wcześniej nie mieli odwagi.
- Zobacz, jak wiele zmienia alkohol. - zaczęła Meg.
- Co masz na myśli?
- Do tej pory nie umiałam Ci spojrzeć w oczy. A teraz bez problemu mogę w nie patrzeć przez dłuższy czas.
- Nie upiłaś  się? - zapytał.
- Nie, chyba nie. - odpowiedziała bardzo przytomnie. Była jednak świadoma, że alkohol zaczął już na nią działać i wpływać na zachowanie.
Wciąż tańcząc, zastanawiali się, co zaważyło na tym, że nie są razem. Że nie wychowują razem ich syna.
- Ale byłam głupia. - powiedziała Meg.
- Co masz na myśli?
- Ciągle nie mogę sobie wybaczyć, że nie powiedziałam Ci o Marcelu. Może wszystko wyglądałoby inaczej? - ta bezsilność, która ją ogarnęła, zaczęła uchodzić z niej w postaci łez.
Marco, widząc, co się stało przytulił ją do siebie. Meg nie potrzebowała niczego więcej. Potraktowała to, nie jak gest otuchy, ale zachętę.
Położyła dłonie na policzkach Reusa, spojrzała prosto w oczy i przybliżyła swoją twarz bliżej jego. Delikatnie przygryzła swoją wargę i chwilę później złożyła delikatny pocałunek na ustach, które tak bardzo ją przyciągały od momentu ich ponownego spotkania.
Reus nie wiedział, co ma zrobić. Jeden fakt był niezaprzeczalny; nadal jej pragnął. Może nawet bardziej niż jako dziewiętnastolatek. Wtedy był zdecydowanie niedojrzały. Teraz jego uczucia stały się głębsze. Nie tylko w stosunku do Meg, ale do wszystkich. Oddawał jej pocałunek, równie delikatnie, co ona.
- Marco... - wyszeptała brunetka, co wywołało burzę w głowie Reusa. - Proszę Cię. Jeśli mamy tylko tę jedną noc, to... kochaj się ze mną.
Meg nie była do końca pewna, co robi. Jednak zawahała się, gdyż w głowie odbiły się echem słowa Sylwii: 'Nie zrób czegoś, czego później możesz żałować.'
Głowa Marco również była pełna wątpliwości. Z jednej strony wciąż w jego życiu była Caroline. Jednak z drugiej... jego największa miłość, zarazem pierwsza. Teraz stała przed nim, patrząc prosto w oczy, czekając na odpowiedź. Delikatnie musnął jej usta swoimi. Wówczas z głów  obojga wyleciały wszelkie wątpliwości. Marco wziął w swoje dłonie głowę brunetki i zaczął całować jej usta. Zdecydowanie nie były to delikatne i niewinne pocałunki. Dało się w nich wyczuć jakąś despercję i tęsknotę. Przenieśli się na kanapę, Meg usiadła okrakiem na kolanach Reusa. Pożądanie zaczęło brać górę nad rozumem. Marco zaczął całować szyję brunetki, zdejmując z niej koszulkę. Dziewczyna ucieszyła się, że jednak założyła koronkową bieliznę. Meg zaczęła dotykać jego torsu, by ostatecznie zdjąć dżinsową koszulę, którą miał na sobie blondyn. Brunetka na chwilę oderwała się od niego, przebiegła przez cały pokój i zgasiła światło.
Wracając na kanapę, zobaczyła, iż Reus jest uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Z czego się śmiejesz? - zapytała.
- Nie, nic... - odrzekł. Wyciągnął do niej rękę i dokończył - Chodź do mnie.
W tamtym momencie brunetkę przebiegł dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Szybko podeszła do niego, pozwalając usadzić się na kolanach. Powrócili do wzajemnych pieszczot, tym razem nieco odważniejszych. Po jakiejś minucie, oboje zostali jedynie w bieliźnie. Nie mogąc wygodnie położyć się na kanapie, Marco rozłożył na podłodze poduszki, a następnie ułożył Meg na nich. Kiedy całował ją, rozpiął zapięcie jej stanika i zdjął go. Oboje pozbawili się reszty ubrań. Brunetka mocno przytuliła się do niego. Objęła rękoma jego ramiona, a nogami biodra.
- Jesteś piękna. - usłyszała słowa wyszeptane przez Reusa i po raz kolejny się wzruszyła. Wtuliła twarz w jego bark i poczuła, jak Marco złącza ich ciała w jedno.

***
- I co teraz będzie? - zapytała Meg, leżąc naprzeciwko Marco. Jej ręka była pod jej głową i stykała się z dłonią Reusa.
- Ćsiii... Nic nie mów. O nic nie pytaj. - poprosił, wpatrując się w jej niebieskie oczy. Marco podciągnął się na ręce i złożył pocałunek na jej czole. Meg, chcąc przedłużyć tę chwilę intymności, przyciągnęła go do siebie, łącząc ich usta.
- Auć! - zasyczał Reus.
- Co się stało?
- Wbijasz mi łokieć w brzuch.
- Hahahahahaha! - zaczęła się śmiać.
- Z czego się śmiejesz?! Wiesz, jak zabolało? - odpowiedział Reus. Jednak w jego oczach tliły się iskierki rozbawienia.
- Przepraszam. - powiedziała brunetka, nadal chichocząc. - Gdzie masz wino?
- Jeszcze Ci mało? - teraz to Marco zaczął się śmiać.
- A żebyś wiedział. Mam ochotę na lampkę wina.
- Jedną?
- Nie wiem.
- W pierwszej szafce po prawej stronie w kuchni. Taka otwierana do góry. - poinstruował Reus.
- Podaj mi swoją koszulę. - powiedziała.
- Sama ją sobie weź. - spojrzał prowokacyjnie z szerokim uśmiechem.
Meg zakryła się kocem i położyła na brzuchu blondyna. Oczywiście leżał wyciągnięty na całej długości. Kiedy znajdowała się najbliżej jego twarzy, spróbował ją pocałować. Ona jednak, widząc zamiary chłopaka, odsunęła swoją twarz na 'bezpieczną odległość'.
Założyła koszulę Marco i, jak najbardziej prowokacyjnie umiała, przeszła z pokoju do kuchni.
- Przynieś mi też! - usłyszała w kuchni.
- Przyjdź i sobie weź! - odkrzyknęła.
- Jeszcze pożałujesz, że to powiedziałaś! - uslyszała.
Chwilę później zobaczyła, jak wchodzi zdecydowanym krokiem do kuchni. Minę miał na tyle poważną, że zaczęła się od niego odsuwać. On, nie dając za wygraną, zapędził ją w róg, tak, że nie mogła już uciec.
Podszedł i ją przytulił. Ona wyciągnęła ręce i także go objęła.
- Co teraz będzie? - ponowiła pytanie.
- Proszę Cię. Nie niszcz tego, co jest teraz. Później to przemyślimy.
Aby oderwać Meg od tego typu myśli, zaczął ją całować. Bardzo skutecznie zajęło jej to myśli.
- Idziemy spać? - zapytał Reus.
- Zdecydowanie tak.
Wtedy zrobił coś, czego się nie spodziewała. Wziął ją na ręce i wyniósł z kuchni, kierując się do ogromnego łóżka w jego sypialni.
- Ekhm... Marco?
- Co tam?
- Może śpijmy u mnie w pokoju.
- Wyjaśnisz mi to?
- Chodzi o to, że to jest sypialnia Twoja i Caroline. Nie moja. Nie chcę wchodzić z butami do Waszego łóżka.
Reus kompletnie się tego nie spodziewał. Zamurowało go totalnie. Jednak spełnił jej prośbę i skręcił w przeciwnym kierunku, do jej pokoju.
Najpierw pozwolił położyć się Meg, a później, kiedy już leżał, przytulił brunetkę do swojej piersi.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam,  że musiałyście czekać tak długo !
Zaraz Wam to wyjaśnię. Jest to rozdział przełomowy. Za każdym razem, jak coś napisałam, zdecydowałam, że to nie jest to. Że nie jest to wystarczająco dobre.
Drugim powodem jest brak czasu. Wszystko tak mi się rozciągnęło w ostatnich dniach, że nawet sobie nie wyobrażacie. Nie wiedziałam, gdzie ręce włożyć. A że jestem w maturalnej klasie, to musiałam najpierw się pouczyć i lekcje robić. Ale spokojnie, postaram się, żeby jeszcze w tym roku był nowy rozdział ! 
Nie mogę obiecać, bo, jak już kiedyś pisałam, to opowiadanie jest dla mnie niesamowicie ważne i chcę, aby było jak najlepsze. Mam nadzieję, że rozumiecie.

A teraz, zostawiam Was z siódemką. Liczę na Wasze komentarze. Podoba Wam się ?
Proszę, zostawcie po sobie ślad.


A teraz tak świątecznie: chciałabym Wam życzyć wesołych świąt, rodzinnej atmosferz e. A w nowym roku, samych sukcesów. Mam nadzieję, że pozwoli Wam on na spełnienie dotychczas niespełnionych marzeń lub naprawienie błędów, które każdy popełnia.

sobota, 7 grudnia 2013

sixth.

So open up your heart and just let it begin.

niestety, ale tym razem nie dodam linku, bo niestety, ale na telefonie nie mogę... Jednak jeśli którakolwiek z was by chciała, to ten rozdział pisałam przy piosence Katy Perry - Unconditionally

***
Meg siedziała z telefonem w dłoni i patrzyła przez okno. Czy to nie to, czego chciała? Przecież miała nadzieję się z nim spotykać. Jednak obawiała się, że ich wizyty będą miały właśnie taki charakter. Z drugiej strony zdawała sobie sprawę z tego, iż muszą coś ostatecznie ustalić.
,,Masz rację. Kiedy mam przyjechać?''
Odpisała mu, bo czuła, że nie uniknie tego. Bardzo się cieszyła, że Arthura nie było w domu. W tym tygodniu miał wyjątkowo dużo pracy. Mówił brunetce, dlaczego, ale ona nie pamiętała powodu. Natomiast ona ostatnimi czasy miała niesamowicie dużo wolnego w pracy.
,,Co powiesz na weekend? Przyjedziecie do mnie w piątek wieczorem i pojedziecie w niedzielę.''
Dziewczyna wiedziała, że to nie był najlepszy pomysł. Bała się tego, co mogłoby się zdarzyć, gdyby u niego zamieszkała przez te trzy dni. Nie wiedziała, czy będzie miała wystarczająco silną wolę, aby mówić mu 'nie'.
,,Mi pasuje. Dam Ci jeszcze znać odnośnie dokładnej godziny. Ale zamieszkamy u Sylwii. Do zobaczenia!''
Meg nie dostała już wiadomości zwrotnej. Była bardzo ciekawa reakcji Marco na tego smsa. Co sobie pomyślał? To było kolejne pytanie, na które nigdy nie dostanę odpowiedzi, pomyślała z żalem.
Całe przedpołudnie spędziła snując się po domu. Dopiero około 14 wyszła z domu na spacer. Chodziła po znajomych ulicach Hannoveru i myślała nad tym, co wczorajszego dnia powiedziała jej siostra. Z jednej strony o niczym bardziej nie marzyła niż wrócić do Dortmundu i znowu tam zamieszkać. Móc chodzić na mecze, częściej spotykać się z Sylwią. Nie wspominając już o tym, że mogłaby widywać Reusa. Nawet jeśli miał dziewczynę. Z drugiej strony w Hannoverze też nie było jej źle. Miała dobrą pracę, znajomych. Ale w głębi duszy czuła, że to nie było do końca to.
Wracając, wstąpiła do przedszkola Marcela i go odebrała.
- Mamo, a kiedy znowu pojedziemy do taty? - to było pierwsze pytanie, jakie padło z ust malca.
- Kochanie, dopiero co wróciliśmy.
- No wiem, ale chciałbym go znowu zobaczyć. - Marcelowi ciężko było przejść przez tę sytuację. Dopiero poznał ojca, a nie mógł go widywać tak często, jakby chciał. Meg nie mogła patrzeć na smutnego syna.
- Dobrze, skarbie. Miałam Ci nie mówić, ale w weekend jedziemy. Zgoda?
Twarz Marcela rozpromieniła się.
- Tak! - wykrzyknął chłopiec.
Kiedy wrócili do domu, Marcel od razu poszedł do swojego pokoju. Brunetka ledwo zdążyła zdjąć buty, a jej syn już wychodził przebrany w koszulkę Marco.
Meg bardzo podobał się ten widok. To wszystko było takie naturalne. Dziecko pokochało nowopoznanego ojca i w ten sposób to okazywało.
Około godzinę później Arthur wrócił z pracy. Był bardzo zmęczony nawałem obowiązków, ale starał się, jak mógł, by to ukryć.
- Musimy porozmawiać. - powiedziała brunetka.
Marcel był zajęty zabawą w swoim pokoju, dlatego dziewczyna to wykorzystała.
Arthur, słysząc te słowa i przypominając sobie ich wieczorną rozmowę, miał złe przeczucia.
- Słucham. - powiedział.
Usiedli na przeciwko siebie.
- Muszę jechać do Dortmundu. - powiedziała.
- Kiedy?
- W ten weekend. I zabieram Marcela. - Meg nie chciała, żeby to zabrzmiało aż tak poważnie, jak z pewnością wyszło. Słowa 'musimy porozmawiać' zawsze budzą nieprzyjemne emocje i skojarzenia.
- Dobrze.
- Zgadzasz się? - zapytała brunetka.
- Meg. - westchnął Arthur. - Ja się martwiłem, że to coś poważniejszego. Nie podoba mi się to, że tak często będziesz go widywała, ale ufam Ci. Wiem, że tak będzie najlepiej dla Marcela. Ja go naprawdę pokochałem. Wiem, że to nie czyni mnie jego ojcem, bo to on nim jest. Zdaję sobie sprawę z tego, że on już nie będzie do mnie mówił 'tato'.
- Arthur, wiem, że ta sytuacja nie jest łatwa, ale dziękuję Ci, że byłeś z nami przez tak długo. Że wychowywałeś go jak syna.
Mężczyzna, nie wiedząc, czemu czuł, jakby to był rodzaj pożegnania. Wyczuwał, że szala zwycięstwa przechyla się powoli na stronę jego przeciwnika. Że jeszcze jego dziewczyna, podjęła decyzję, do której nie chce się przyznać.
Meg, choć chciała, nie podeszła do Arthura i nie przytuliła go. Nie potrafiła. Natomiast poszła do Marcela sprawdzić, co robił. Stanęła w drzwiach i zobaczyła, że zasnął. Na szczęście nie musiała go przenosić na jego łóżko, dlatego wzięła jedynie koc i otuliła go.
Reszta tygodnia minęła im względnie spokojnie. Meg i Arthur chodzili do pracy, a Marcel do przedszkola. W ich mieszkaniu panowała lżejsza atmosfera, bo syn brunetki nie mówił przy mężczyźnie o Marco. Tylko wieczorami, kiedy Meg go usypiała, podejmował ten temat. Nie zmieniało to jednak faktu, że w głowie brunetki siedział nieustannie. Nie było dnia, aby o nim nie pomyślała. To było silniejsze od niej.
Kiedy następnego dnia zarezerwowała bilety, była bardzo szczęśliwa, bo wiedziała, że znowu go spotka. Tego samego dnia zadzwoniła do siostry i zapytała, czy ta mogłaby się zaopiekować Marcelem, kiedy ona będzie rozmawiała z Marco. Oczywiście nie miała nic przeciwko. Postanowiła także poinformować Reusa o dokładnym terminie ich przyjazdu.
- Cześć, Marco. Będziemy u Ciebie w sobotę, okej?
- Jasne. Powiedziałem już trenerowi, że nie będę mógł uczestniczyć w treningach w czasie weekendu. O której przyjedziecie?
- Będziemy w piątek około 23 u Sylwii, a w sobotę od rana przyprowadzę Marcela do Ciebie, okej?
- Dobra. A my kiedy się spotkamy?
- Myślałam, że może po południu. Możesz na przykład przyprowadzić małego do Sylwii i pójdziemy do Ciebie pogadać. Może tak być?
- Mnie pasuje.
- Do zobaczenia, Marco.
- Cześć.
Meg rozłączyła się i z uśmiechem odwróciła. Pech chciał, że akurat stał za nią Arthur. Widział, jak szeroko się uśmiechnęła po rozmowie z Reusem. Jednak nie skomentował tego. Poniekąd nie chciał się do tego mieszać.

***
Jak powiedziała, tak zrobiła. W piątkowy wieczór spakowała rzeczy swoje i syna, a następnie udali się na dworzec. Arthura akurat nie było w domu, więc zostawiła mu tylko kartkę:
                    'Arthur, zabrałam małego i pojechaliśmy do Dortmundu.
                    Wracamy w niedzielę wieczorem.
                                                                               Meg.'

Kiedy dojechali na miejsce, okazało się, że Marco postanowił po nich wyjechać na dworzec.
- Marco, co Ty tu robisz? - zapytała zdziwiona Meg.
- Chyba nie myślałaś, że pozwolę Wam na podróżowanie po nocy po Dortmundzie. - odpowiedział z uśmiechem. Marcel był zachwycony pomysłem ojca. Brunetka miała nieco inne zdanie na ten temat.
- To nie byłby problem.
- Skończyłem dyskusję. - przerwał jej blondyn.
- Nie traktuj nas w ten sposób. Nie jesteśmy Twoją własnością.
- Przepraszam. - powiedział, ale Meg nie odniosła wrażenia, żeby naprawdę tak myślał. Jednak odpuściła.
- Ale mam nadzieję, że pamiętasz, że my nocujemy u Sylwii?
- Jesteście pewni, że nie chcecie u mnie?
- Mamo, zgódź się, prooooszę! - złapał ją za rękę Marcel.
- I co wystawimy ciocię?
- Zadzwoń do niej. - powiedział malec.
- No dobrze... - brunetka po raz kolejny mu uległa. Działała jednak z egoistycznych pobudek. To była okazja do bycia z Reusem cały weekend.
Wyjęła telefon z torebki i wybrała numer siostry, która w drugiej części miasta czekała na nich.
- Cześć, siostra. Jesteście już w Dortmundzie?
- Cześć, Sylwia. Mam pytanie.  Marcel chce nocować u Marco. Byłabyś zła, gdybyśmy tym razem się u Ciebie nie zatrzymali?
- Jesteś pewna, że wiesz, co robisz? - Sylwia od razu zrozumiała, o co chodzi tak naprawdę.
- Nie. - brunetka miała wrażenie, jakby cisza była wypełniona echem jej odpowiedzi.
- W takim razie, jeśli tego chcesz, to przecież nie jest zabronione, prawda? - Do głosu znowu doszła ta oschła Sylwia. - Jednak jeśli zmienicie zdanie, to zapraszam, okej?
- Dobra. Dzięki, do zobaczenia!
Brunetka rozłączyła się i spojrzała na synka.
- Zgodziła się. - powiedziała mu. Kątem oka widziała, że Marcel się bardzo ucieszył, ale większość swojej uwagi skupiła na Reusie.
Widziała, że się uśmiechnął. Kiedy się zorientował, że Meg na niego patrzyła, również na nią spojrzał. W końcu tę ciszę przerwał ich syn:
- To co, idziemy? - zapytał zniecierpliwiony. Było po nim widać, że jak najszybciej chciał znaleźć się w domu piłkarza.
- Chodźmy. - powiedział Marco. Zabrał ich bagaż i zaprowadził do swojego samochodu. Mały chłopiec, jak chyba każdy inny, był zachwycony widokiem, jaki zobaczył.
- Chyba nie tylko zamiłowanie do piłki po Tobie odziedziczył. - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Chyba masz rację. Mam do Ciebie prośbę. Mógłbym zabrać małego na stadion? Obiecałem mu, pod warunkiem że Ty się zgodzisz.
- Jasne, że nie mam nic przeciwko! Tylko błagam, z umiarem. Niedługo wyjdzie na to, że będę musiała się z nim przeprowadzić tutaj. - uśmiechnęła się.
- A czemu nie? - zapytał chyba całkiem poważnie Reus.
- Marco, my mamy wszystko w Hannoverze. Ja i Arthur pracę, mały przedszkole, znajomych. Nie mogę tego wszystkiego rzucić.
- Przecież wiesz, że pomógłbym Ci finansowo.
- Marco, tu nie chodzi o pieniądze. Naprawdę.
- Wiem, ale chciałbym po prostu go widywać.
- Obiecuję, że będę przyjeżdżała jak często będzie to możliwe. Póki co nie mogę obiecać, że jeszcze kiedykolwiek wrócimy tu na stałe. Ale jednego możesz być pewien, nie mam zamiaru przeszkadzać Ci w kontaktach z Marcelem. Tego możesz być pewnien. Dobra, dokończymy tę rozmowę jutro.
Resztę drogi przebyli w milczeniu. Marco zajął się prowadzeniem samochodu, a Meg rozglądała się po znajomych ulicach, doszukując się zmian w jej ukochanym mieście. Wiele się zmieniło, ale kobieta była przekonana, że wszystko nadrobi.
- Jesteśmy. - z zamyślenia wyrwał ją Marco. Ponownie znajdowali się przed ogromnych rozmiarów domem Reusa. Był to biały budynek, szczelnie ogrodzony. Piłkarz chciał, aby niektóre rzeczy były tajemnicą dla obcych. To, że był znany na całym świecie, nie oznaczało, że wszystkie jego sprawy miały być upublicznione. Marco otworzył drzwi i przepuścił ich w drzwiach. Był zadowolony, że znowu ich widzi. Cieszył się nie tylko z wizyty syna, ale i jego matki. Nie mógł ukrywać, że się za nią nie stęsknił, bo to byłoby kłamstwo.
- Gdzie możemy zostawić bagaże? - zapytała Meg. Czuła się nieswojo w ogromnym domu piłkarza. Nie dlatego, że był taki duży, ale ze względu na to, że obecnie przebywały w nim tylko trzy osoby: ona, Marco i ich syn. Było tak, jakby tworzyli prawdziwą rodzinę.
- Daj walizkę, pokażę Ci.
Wziął ich rzeczy i poszedł przodem. Meg szła za nim.
- Marcel śpi z Tobą czy w oddzielnym pokoju?
- Znaczy się w domu śpi sam, ale możemy spać razem. Nie ma problemu.
- Możesz mi wierzyć, że dla mnie to nie jest problem, abyście mieli oddzielne sypialnie.
Po tych słowach odwrócił się tak gwałtownie, że wpadł na brunetkę, która prawie się przewróciła. Aby tego uniknąć, blondyn złapał ją w pasie i przytrzymał.
- Dzięki. - szepnęła, speszona, rumieniąc się. Spojrzała mu przez chwilę w oczy i zaraz tego pożałowała. 'Na ratunek' przyszedł jej syn.
- Maaaaamo! - krzyknął. Meg oderwała się od Reusa i odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że jeśli takie sytuacje będą się powtarzały, to nie stanie się nic dobrego. Marco pomyślał o tym samym. Nie chciał nikogo zwodzić ani dawać złudnych nadziei. Nie miał zamiaru doprowadzać do krępujących sytuacji; miał świadomość, że gdyby między nim i Meg do czegoś doszło, skrzywdziłby nie tylko ją, ale i swoją dziewczynę. Poza tym zdawał sobie sprawę, że ona ma chłopaka.
Szybko wrócili do salonu, gdzie wciąż przebywał Marcel.
- Co się stało, skarbie?
- Kiedy pójdziemy na stadion?
- To zależy od taty, nie ode mnie.
Meg po raz pierwszy użyła słowa 'tata' w odniesieniu do piłkarza. Bardzo spodobało się jej to określenie. Miała wrażenie, że pasuje ono do niego idealnie.
- Teraz musisz iść spać, bo jest bardzo późno.
- Nie mogę posiedzieć z Wami?
- Mama ma rację. Jutro pójdziemy na stadion, jeśli pójdziesz spać. Zgoda? - wtrącił się Marco.
- No dobra... - zgodził się niechętnie ich syn.
Jednak pozwolił wziąć się na ręce i zaprowadzić do sypialni.
- Meg? - zapytał jeszcze przez ich odejściem blondyn.
- Tak?
- Napijesz się ze mną wina zanim pójdziesz spać?
- No nie wiem...
- Nie daj się prosić. - uśmiechnął się Reus.
- Okej. Ale tylko jedną lampkę.
- Będę czekał.

***
- Mamo?
- Tak, skarbie?
- Czy Ty, tata i ja zamieszkamy razem?
Marcel zaskoczył całkowicie brunetkę takim pytaniem.
- Kochanie, Arthur czeka na nas w domu.
- Ale przecież tu jest mój dom.
- Dom jest tam, gdzie jedno z rodziców. Masz dwa domy. - Meg nie miała pojęcia, co innego mogłaby mu odpowiedzieć.
- Ale jeśli ja wolę mieszkać tutaj?
- Niestety, ale póki co mieszkamy w Hannoverze. A teraz już śpij. Przed nami długi dzień. Najpierw idziecie na stadion, a później spotykasz się z ciocią.
- A Ty nie?
- Ja muszę porozmawiać z Marco.
- A o czym?
-  O wielu sprawach. Na przykład o Tobie.
- A o czym o mnie?
- Czy Ty zawsze musisz zadawać tyle pytań? - zaśmiała się brunetka. - Pamiętasz, co powiedział tata? Jak pójdziesz spać, to jutro odwiedzisz stadion.
- Dobranoc, mamo. Kocham Cię.
- Też Cię kocham. - pocałowała syna w głowę, zgasiła światło i wyszła. Wróciła do salonu. Ponownie wróciła do niego. Który to już raz? Pytała sama siebie w myślach. Ważniejsze było jednak pytanie, jak długo jeszcze.
- Białe czy czerwone? - zapytał Marco, trzymając w rękach dwie butelki.
- Czerwone. - odpowiedziała Meg, siadając na kanapie. Reus wyszedł do kuchni po kieliszki.
Kiedy był w kuchni zastanawiał się, dlaczego akurat teraz ponownie pojawiła się w jego życiu. Nie było jej przez pięć lat. Cierpiał długo po jej odejściu, ale w końcu wydawało mu się, że znalazł szczęście u boku nowej dziewczyny. Zamieszkał z nią, zaczynał zapominać. Aż tu nagle pojawili się Meg i Marcel. Od tamtego momentu już nie wiedział, jak będzie wyglądało jego dalsze życie.

***
Meg usiadła z kieliszkiem w dłoni naprzeciw Reusa.
- Mogę się o coś zapytać?
- Kiedyś byś mnie nie pytała.
- No dobra... Kim była ta blondynka, którą ostatnio u Ciebie widziałam?
- Aaaaa... To o to chodzi! - zaśmiał się cicho. - To moja dziewczyna, Caroline.
- Tak myślałam. Gdzie ona teraz jest?
- Wyprowadziła się na czas Waszej wizyty. Nie chciała krępować Was swoją obecnością.
- Miło z jej strony. - powiedziała brunetka, choć tak naprawdę wcale tak nie pomyślała. Miała nadzieję, że Reus powie coś w stylu: nikt ważny albo koleżanka. Cokolwiek, ale nie 'dziewczyna'.
- Ona naprawdę jest sympatyczna.
- Marco, nie chcę rozmawiać o Twojej dziewczynie. Naprawdę.
- Dlaczego? - dopytywał się Reus. Wpatrywał się w Meg tak intensywnie, jak prawie nigdy.
- Szkoda gadać. - ucięła. Co miała mu powiedzieć? Bo jestem o Ciebie zazdrosna? Bo wciąż coś do Ciebie czuję?
Marco zdawał sobie sprawę z tego, że cała sytuacja zaczyna być coraz bardziej skomplikowana, dlatego nie naciskał.
Dopili swoje wino i brunetka poszła spać.

-----------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak późno dodaję, ale miałam strasznie dużo zajęć.! Mam nadzieję, że nie jesteście złe!
Liczę, że Wam się podoba rozdział.:) wiem, że niewiele się dzieje tutaj, ale to musi być wstęp do następnego rozdziału, w którym będzie się działo.:)
Proszę zostawcie komentarze, jeśli czytacie. Naprawdę bardzo to pomaga i aż chce się pisać dalej !

Pozdrawiam!:*

piątek, 29 listopada 2013

fifth.

How long will I love you?
how long will I need you?
how long will I be with you?
how long will I want you?
how long will I hold you?
piosenka.

***
- Zabrałeś wszystko, skarbie? - zapytała Meg swojego syna następnego dnia, gdy pakowała ich rzeczy.
- Mamo, nie zabrałem od taty jego koszulki klubowej. - poskarżył się malec.
- To weźmiesz ją następnym razem, dobrze?
- Proszę!
- Dobrze, synku, chodźmy po nią teraz.
Brunetka wcale nie uśmiechała się ponowna wizyta w jego domu. Jednak co miała poradzić? Marcel bał się, że Marco nie chce się z nim widywać, a ona miała mu teraz zabronić do niego iść? Nie mogła mu teraz tego zrobić.
Zabrali walizki z domu Sylwii, która jeszcze nie wróciła z nocnej zmiany i w drodze na stację postanowili wstąpić do willi Reusa. Meg zapukała do drzwi, a te otworzyła jakaś blondynka.
- Słucham? - zapytała z uśmiechem.
- Jest tata? - wypalił Marcel. W sumie brunetka nie wiedziała, co miała powiedzieć, bo była zszokowana, że Marco nie wspomniał jej o 'drobnym' detalu w jego życiu. Dlatego cieszyła się, że jej syn wyręczył ją z tego zadania.
- Czyj tata? - kontynuowała rozmowę obca kobieta.
- Mój.
- Marco! Chyba ktoś do Ciebie! - krzyknęła blondynka w głąb domu, patrząc cały czas na uśmiechniętego chłopca. Ona jednak już się nie uśmiechała. Zachodziła w głowę, co ta cała sytuacja mogła oznaczać.
Meg zaczęła się zastanawiać, kim była ta kobieta. To nie mogła być żadna z sióstr piłkarza, bo te osobiście znała.
- Cześć, tato. - powiedział Marcel i przytulił się do Marco.
- Cześć. Co Ty tu robisz, mały? - Reus ucieszył się na widok syna, ale jednocześnie był bardzo zaskoczony.
- Zapomniał koszulki od Ciebie. Nie chciał bez niej wyjechać. - zabrała głos Meg, wzruszając ramionami. Nie chciała pokazać Reusowi, że pojawienie się blondynki zrobiło na niej jakiekolwiek wrażenie.
- Faktycznie. Zaraz ją przyniosę. Wejdźcie i poczekajcie na mnie w salonie. Otworzył szerzej drzwi i wpuścił ich do środka.
Brunetka czuła się bardzo nieswojo, bo wiedziała, że tajemnicza blondynka ją obserwuje. Na szczęście nie musiała długo czekać, bo chwilę później piłkarz się zjawił w pokoju. Poszedł do syna i dał mu to, czego tamten zapomniał. Idąc, spojrzał Meg w oczy w taki sposób, że zrobiło jej się gorąco. W taki sposób, który brunetka uważała za zabroniony. Nie powinno się według niej patrzeć tak na kogoś, z kim się nie widziało od 5 lat! Tę sytuację przerwało głośne pukanie do drzwi. Chcąc, nie chcąc Marco podszedł do drzwi i je otworzył. Meg od razu poznała gościa.
- To naprawdę Ty? - zapytał ją Goetze.
- We własnej osobie. - rozłożyła ręce, szeroko się uśmiechając. Jednak w głębi serca chciało jej się płakać. Spotkała swojego drugiego przyjaciela. Po raz kolejny zaczęła żałować, że nie powiedziała Reusowi o Marcelu od razu. Coraz wyraźniej widziała, jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby zdobyła się na odwagę. Najgorsze było w tej sytuacji to, że ta wizja bardzo jej się podobała. Nagle Goetze podszedł do niej i mocno ją przytulił.
- Dobrze Cię widzieć. - przywitał ją buziakiem w policzek.
- Ciebie też, Mario. - powiedziała brunetka, klepiąc go po plecach. Choć te słowa nie przeszły jej przez gardło zbyt łatwo. Nagle zza pleców Meg wyszedł jej syn.
- A kto to? - zapytał, trzymając brunetkę za nogę.
- To jest wujek Mario.
- Masz rodzinę? - spytał Goetze.
Zawsze miał wrażenie, że Marco i Meg będą razem, dlatego zdziwił go widok matki z kilkuletnim dzieckiem. Sądził, że byli dla siebie stworzeni, a ich przyjaźń potrwa dopóki nie zaczną się interesować płcią przeciwną.
- To trochę skomplikowane... -  odpowiedziała z zakłopotaniem, drapiąc się po głowie. Nie była pewna, czy powinna mówić o tym wszystkim piłkarzowi. Był najlepszym przyjacielem Reusa, ale z doświadczenia wiedziała, że czasami niektóre rzeczy lepiej powinny zostać tajemnicą.
- Musimy się spotkać we trójkę, to nam wszystko opowiesz. - powiedział Goetze, który nie był świadomy tego, że Marco był we wszystko wtajemniczony.
- Może być z tym problem, bo dzisiaj wracam do Hannoveru.
- Mieszkasz tam? - zdziwił się.
- Tak. Tam mnie wywiało.
- W takim razie zostaw Marco swój aktualny numer. - Brunet czuł, że coś nie grało, że coś ważnego się wydarzyło, ale nie miał pojęcia, o co chodzi. Ze względu na to, że dawno jej nie widział, nie chciał niczego od niej wyciągać. Przecież tyle rzeczy mogło się u niej zmienić! Nawet to, że przyjechała z dzieckiem było dla Goetzego dużym zaskoczeniem.
- Nie zmienił się. Cały czas mam ten sam. Przepraszam, ale my musimy już iść, bo spóźnimy się na pociąg. - powiedziała Meg. Miała wielką nadzieję, że tym razem jej syn nie zwróci się do Reusa per 'tato'. Mały był jednak na tyle zaaferowany poznaniem nowego piłkarza, że powiedział jedynie 'cześć' i wyszedł, ściskając koszulkę z numerem 11 w dłoniach, jakby ktoś miał mu ją ukraść. Brunetka natomiast musiała się z nimi pożegnać. Nie mogła przecież tak po prostu przejść obok nich i wyjść. Podeszła do Goetzego i go przytuliła.
- Dobrze było Cię znowu widzieć. - usłyszała. To pożegnanie nie sprawiło jej problemu.
Następne nie było już tak łatwe. Blondyna także przytuliła, ale w momencie, gdy ich ciała się zetknęły, Meg ponownie przeszedł prąd. Ten sam, co poprzedniego wieczoru. Nie chciała go puszczać, bo czuła, że była na właściwym miejscu. W końcu jednak zmusiła się do tego.
- Cześć, Marco. - powiedziała i pocałowała go w policzek. Po raz ostatni spojrzała w jego oczy i wyszła, niemal rozpłakując się, zostawiając za sobą, choć na chwilę, swoją przeszłość.

***
- Kto to był? - zapytała bardzo zaciekawiona blondynka.
- Musimy porozmawiać. Nie zdążyłem Ci powiedzieć. To wszystko wydarzyło się za szybko. Nawet dla mnie. - Marco wziął głęboki oddech. Nie wiedział, czy to był odpowiedni moment na skonfrontowanie swojej dziewczyny z prawdą. - Caroline, to jest mój syn, Marcel.
- Co?! - zareagowali jednocześnie Mario i blondynka.
- Też byłem zaskoczony. Uwierz mi. - zignorował obecność przyjaciela, bo wiedział, że teraz najważniejsze były wyjaśnienia dla jego dziewczyny.
- Wiesz, że zawsze Ci wierzę, ale co teraz będzie? - blondynka potrzebowała trochę czasu na oswojenie się z myślą, że jej chłopak miał dziecko.
- Nie wiem. Muszę teraz jechać na trening. Później się nad tym zastanowimy, dobrze?
- Dobrze, skarbie.
Marco zabrał swoje rzeczy i wyszedł razem z Goetze.
- Naprawdę to jest Twoje dziecko?
- Myślisz, że by mnie aż tak okłamała?
- Wątpię. Od zawsze była bardzo szczera. Ale jednej rzeczy tu nie rozumiem, stary. - tu Goetze zrobił krótką pauzę. - Jakim cudem?
- Mario, naprawdę mam Ci tłumaczyć, skąd się biorą dzieci? - spojrzał na przyjaciela.
- To dziecko ma najwyżej sześć lat! W takim razie Wy musieliście mieć około osiemnastu!
- Ona miała osiemnaście.
- Przecież Wy się przyjaźniliście!
- Pamiętasz, jak wyjechała na studia? Wtedy była już w ciąży.
- Wiedziałeś i jej nie zatrzymałeś?
- Nie miałem pojęcia o dziecku! - oburzył się trochę. Marco nie chciał dzielić się z przyjacielem szczegółami ich wspólnej nocy, bo to chciał zachować to dla siebie. To przecież była najważniejsza noc w jego życiu. Nadal tak ją odbierał, mimo że z brunetką, poza Marcelem, nic go nie łączyło.
Reus zauważył jednak to, co ostatnio się między nimi działo. Czuł prąd przechodzący przez jego ciało, gdy palce dłoni brunetki i jego złączyły się. Widział wzrok Meg, kiedy na niego patrzyła i zdawał sobie sprawę z tego, że to działa w drugą stronę - on również inaczej ba nią patrzył. W tamtym momencie dopadły go wątpliwości, czy naprawdę wszystko między nimi się skończyło.

***
- Skarbie, chcesz jeszcze na chwilę odwiedzić ciocię? - Meg zapytała swojego syna. Miała w tym ukryty interes, bo potrzebowała się komuś wygadać.
- Taaak! - ostatnio Marcel bardziej zżył się z Sylwią. Być może z tego powodu, iż spędzał z nią naprawdę sporo czasu. Szczególnie, kiedy byli w Dortmundzie.
- To chodź. Wrócimy do domu trochę później.
Brunetka wzięła taksówkę i poprosiła kierowcę, by zawiózł ich pod wskazany adres.
Sylwią była nieco zaskoczona wizytą, ale ucieszyła się, widząc siostrzeńca.
- Marcel, pójdź do salonu i pobaw się chwilkę sam, dobrze? - poprosiła go matka.
Mały był nadzwyczaj posłuszny i pobiegł, omal nie przewracając się na zakręcie.
- On ma dziewczynę! - Meg powiedziała, wybuchając płaczem. Wiedziała, że to naturalna kolei rzeczy, ale mimo to ją zabolało.
- A czego się spodziewałaś? - zapytała jej siostra, przytulając ją. Choć tym razem brunetka usłyszała współczucie w głosie Sylwii.
- Nie wiem. Na pewno nie tego, że tak to mnie zaboli. - powiedziała, znosząc się płaczem. - Przepraszam, że tak Ci gadam, ale jesteś jedyną osobą, której mogę to powiedzieć.
- Przecież od tego jestem. Posłuchaj mnie. Wiem, że nigdy nie byłam idealną siostrą. Natomiast Ty wiesz, że nigdy nie przepadałam za Marco. Ale musisz wiedzieć, co myślę. Jeżeli w ogóle kiedykolwiek Ci się to uda, to będzie niezwykle trudno wyrzucić Ci go z serca. Nie zapełni Ci tej luki nikt. Ani Arthur, ani ja, ani nawet Marcel. Musisz to przeboleć, przejść przez to. Pomogę Ci, ale musisz się zastanowić, czego chcesz. Czego oczekujesz od Marco i od życia. Dopiero wtedy być może Ci się to uda.
- Ale ja nie wiem, co robić! - zaszlochała Meg, rozmazując się.
- Kochanie... Wiem, że to boli. Ale zrozum, Marco ma swoje życie, którego Ty i mały jesteście częścią i już zawsze nią będziecie. Masz dwa wyjścia. Nauczyć się żyć ze świadomością, że musisz patrzeć na jego szczęście, sama będąc z Arthurem.
- A drugie?
- Naprawdę się nie domyślasz? - Sylwia zrobiła chwilę przerwy w swojej wypowiedzi. - Walcz o niego. O szczęście i rodzinę. O Was. Ale pamiętaj, że musisz się bardzo mocno zastanowić, co będzie lepsze. - brunetka, nie wiedząc czemu, miała nieodparte wrażenie, iż Sylwia chciałaby, żeby ona poszła tą drugą drogą.
- Dziękuję. - Meg podeszła do siostry i ją mocno przytuliła. - Masz może kosmetyki, żebym mogła sobie poprawić makijaż?
Sylwia tylko uśmiechnęła się do siostry.

***
- Mamo, dlaczego płakałaś? - Marcel podszedł do siedzącej naprzeciwko przedziału matki, z której emocje uchodziły właśnie w ten sposób. Od zawsze była uczuciowa i wrażliwa. Nie bała się krytyki i wyzwań, ale przeżywała to bardzo wewnętrznie.
- Nic się nie stało. - okłamała syna, przytulając go. Nie chciała zatajać przed nim prawdy, ale był za mały, aby zrozumieć. Był za młody, by wprost mu o wszystkim powiedzieć.
- Szkoda, że nie wziąłem autografu od wujka. Myślisz, że będę miał jeszcze okazję?
- W to nie wątpię. - brunetka spojrzała za okno. Krajobraz zmieniał się z każdą sekundą. Z każdą kolejną sekundą oddalała się od miejsca, gdzie była szczęśliwsza niż w gdziekolwiek indziej. Od miejsca, gdzie mieszkała osoba jej bliższa niż ktokolwiek inny.

***
- Arthur, wróciliśmy! - krzyknęła Meg na progu ich wspólnego mieszkania, które nagle wydało jej się bardziej obce niż dotychczas.
- Cześć, kochanie. - podszedł do niej i ją przytulił. - Tęskniłem za Wami.
Chwilę później wziął Marcela na ręce i również przytulił.
Brunetka, czując, że jest bliska płaczu, powiedziała:
- Pójdę rozpakować rzeczy. - i czym prędzej uciekła na górę. Zabrała torbę do łazienki, gdzie się zamknęła i zaczęła płakać. Nie umiała nad tym zapanować. Jednak z każdą kolejną łzą robiło się jej lżej. Po trzydziestu minutach była nawet gotowa spojrzeć w oczy mężczyźnie, którego wybrała. Jednak już wiedziała, że nigdy nie będzie mogła z czystym sumieniem wyznać mu miłości, bo najzwyczajniej w świecie by go okłamała. Nie będzie umiała spędzić z nim nocy, bo wszystko się zmieniło. Wraz z tą jedną wizytą w Dortmundzie.
Wieczorem, kiedy już położyła spać swojego syna, Arthur zapytał:
- Czy wydarzyło się coś, o czym powinienem wiedzieć?
Nie był głupi. Wiedział, że coś się działo. Meg opowiedziała mu o spotkaniu w Dortmundzie z jak największym spokojem. Starała się mówić obojętnym tonem, ale nie umiała spojrzeć w oczy swojemu partnerowi, bo wiedziała, że wtedy najprawdopodobniej domyśli się prawdy.
- Będziesz się z nim widywać?
- Pewnie tak. Mały bardzo ucieszył się z tego, że spotkał piłkarzy. Poza tym Marco obiecał mu, że zabierze go na stadion i wszystko pokaże.
- Ważniejsze dla mnie jest to, czy Ty chcesz się z nim widywać.
Meg zdawała sobie sprawę, że nie może odpowiedzieć 'nie', ponieważ by go okłamała. Z drugiej strony nie chciała powiedzieć 'tak', bo by go to zraniło. Wybrała najbardziej neutralną odpowiedź:
- Nie wiem. Proszę Cię, Arthur, nie każ mi odpowiadać dzisiaj. Zbyt wiele i za szybko się to wydarzyło. Sama tego nie ogarniam.
- Spokojnie, Meg. Nie proszę Cię, żebyś i czymkolwiek dzisiaj decydowała. Przemyśl sprawę. Wrócimy do tematu, jak będziesz gotowa.
Arthur położył się spać, a brunetka długo nie mogła zasnąć. Zastanawiała się, co powinna zrobić. Kierować się egoizmem czy dobrem dziecka? W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że tak naprawdę i jedno, i drugie prowadzą do tego samego. Ciągle miała przed oczami jego wzrok, a na dłoni czuła mrowienie, które przypominało jej o dotyku. W końcu zmorzył ją sen i tej nocy śniła o Marco.

Następnego dnia rano, Meg wstała w nieco lepszym nastroju. Nabrała trochę dystansu do całej sytuacji. Humor jej się popsuł, kiedy zobaczyła, że dioda jej telefonu migała. Odblokowała go i zobaczyła, że dostała wiadomość od osoby, od której nie dostała smsa od 5 lat. Z przyspieszonym tętnem dotknęła ekranu, otwierając wiadomość:
'Przemyślałem wszystko i sądzę, że powinniśmy się spotkać i pogadać. Marco.'

----------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie w kolejny weekend. Zostawiam Was z piąteczką.:)
Mam nadzieję, że Wam się spodobał ten rozdział.!
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze i opinie. Nawet nie wiecie, jak one mi pomagają.
Nie spodziewałam się, że jeszcze przybędzie mi czytelniczek! Dziękuję!
Postaram się dodać coś niedługo, ale jeśli nie, to standardowo będzie w piątek/sobotę.
Pozdrawiam! Wypoczywajcie i komentujcie w międzyczasie (jeśli macie oczywiście ochotę!)
Kocham Was!❤

Obiecuję, że wszystkie Wasze blogi przeczytam, ale póki co ledwo znajduję czas na dodawanie nowych rozdziałów, więc proszę o cierpliwość.:)

PS: niby od meczu minęło dużo czasu, ale tak bardzo się cieszę z wyniku BVB z Napoli, że sobie nawet nie wyobrażacie. Fenomenalnie! A teraz trzeba kciuki trzymać za BVB - Mainz.:)
No i nareszcie wychodzi mi coś, co planowałam od tak dawna!:)

piątek, 22 listopada 2013

fourth.

You are nobody till somebody loves you
***
Idąc z Marcelem w kierunku domu Reusa, Meg zaczęła rozmowę z synem:
- Kochanie, chcesz się częściej widywać z tatą?
- A on będzie chciał mnie widywać?
Brunetkę aż serce coś ścisnęło.
- Skarbie, zatrzymajmy się na chwilę. - poprowadziła go do najbliższej ławki. Usiadła i wzięła go na kolana. - To, że do tej pory nie spotykałeś się z nim, nie znaczy, że nie jesteś dla niego ważny. Pamiętaj, że to jest Twój tata. Kocha Cię.
- Ale mamo, przecież on mnie nawet nie zna... - powiedział zasmucony malec. Brunetka zapomniała, jak inteligentnym chłopcem był Marcel. Wiedział, że fakt bycia rodzicem nie zawsze pociąga za sobą miłość.
- Właśnie dlatego Cię do niego teraz prowadzę. On chce Cię poznać. Chcę się z Tobą spotykać. Spójrz na mnie. - powiedziała dziewczyna. - Nie wierzysz mi?
- Wierzę. - odpowiedział Marcel. Jednak Meg słyszała w jego głosie niepewność i postanowiła porozmawiać o tym z Reusem. Nie chciała, aby przez błędy, popełnione przez nią kilka lat temu, dziecko cierpiało. Brunetka wzięła rękę swojego syna i poszła w kierunku domu piłkarza.

Reus stał przy oknie, wyczekując swojego małego gościa. Bał się tego spotkania, nie wiedząc, czego się spodziewać i czego po nim oczekiwać. Kie dy zobaczył ich, trzymających się za ręce i cieszących się, dopadł go smutek. Pomyślał, że mógłby teraz razem z nimi iść i cieszyć się. Czy żałował tego, że Meg ukryła przed nim ciążę? Tak. Obiecał sobie jednak, że nigdy więcej jej tego nie wypomni. Nie chciał zadawać jej bólu, a postępując w ten sposób, robił to.

***
Meg weszła wraz z dzieckiem do domu Reusa. Wróciła do niego nie tylko w sensie fizycznym, ale i psychicznym. Te spotkania miały dla niej głębsze znaczenie. Nie były to odwiedziny u ojca, ale też spotkania byłych kochanków, bez względu na to, jak długo trwał ich związek. Meg zaczęła się zastanawiać, czy można zapomnieć o kimś, z kim tak wiele się przeszło. Doszła do wniosku, że chyba nie. Tak samo jak ich jedna, ale brzemienna w skutkach, noc, tak i samo pojawienie się Reusa w jej życiu odcisnęły ślady, których brunetka już nigdy nie usunie. Nawet tego nie chciała. Po co miałaby usuwać coś, co dało jej tyle szczęścia? Jeśli nie było jej pisane być z Marco, to chciała zachować go w swoich wspomnieniach. Wydawało się jej, że te wspomnienia i Marcel to jedyne, co pozostało z ich miłości.

***
- Meg, zostań ze mną. Proszę, boję się. - poprosił ją blondyn.
- Dobrze, usiądę w kuchni i poczekam. - brunetka naprawdę doceniała to, że piłkarz umiał przyznać się do swoich obaw i słabości akurat przed nią. - Poza tym też muszę obgadać z Tobą jedną sprawę.
- Coś się stało?
- Pokażesz mi, gdzie jest kuchnia? - Meg chciała uniknąć tej rozmowy przy małym.
Marco zaprowadził ją do kolejnego dużego pomieszczenia, pełnego białych szafek. Tym razem nie zrobiło to na niej aż takiego wrażeni a. Spodziewała się, iż każde pomieszczenie z pewnością tak wygląda. - Chodzi o Marcela. Bał się tutaj przyjść, bo myślał, że go odrzucisz. Proszę Cię, daj mu do zrozumienia, że jest dla Ciebie ważniejszy niż każde inne dziecko. Że to on jest Twoim synem.
- Ale jak?
- Będziesz wiedział. Samo przyjdzie. Też tak na początku miałam.
- Nie pomagasz mi.
- Marco, po prostu nie traktuj go, jak kogoś obcego. Wprowadź go w swój świat. Opowiedz o czymś, co ma dla Ciebie znaczenie.
- No dobra. Masz rację. - Reus wziął głęboki oddech. - Idę.

***
Meg siedziała w kuchni, pijąc herbatę i zastanawiała się, jak mogłoby wyglądać teraz jej życie, gdyby jednak odważyła się powiedzieć Marco prawdę 5 lat temu. Czy byłaby z nim? Czy wychowywaliby ich dziecko razem? 
Ach, tyle pytań pozostawało i na zawsze pozostanie bez odpowiedzi!
A najgorsze dla niej było to, że uczucie do Reusa odradzało się. Z każdym kolejnym spojrzeniem, jego uśmiechem, z każdą kolejną wspólnie spędzoną chwilą czuła, że Arthurowi nigdy nie uda się zapełnić pustki w jej sercu po rozstaniu z piłkarzem.
Nigdy nie wierzyła w bzdety typu 'pierwsza miłość nigdy nie rdzewieje', ale z biegiem czasu dostrzegała, że to powiedzenie powstało nie bez przyczyny.

***
- Czym się interesujesz? - zagadnął chłopca.
- Piłką nożną. - malec spojrzał na swojego ojca, szeroko się uśmiechając.
 Czemu mnie to nie dziwi? - pomyślał Marco.
- To chodź, pokażę Ci coś. - zaproponował mu.
Marcel podbiegł do Reusa i wyciągnął ręce - chciał, aby piłkarz wziął go na ręce. Marco początkowo był całkowicie zdezorientowany, ale spełnił cichą prośbę chłopca. Wniósł go po schodach swojego domu, czując przyjemny ciężar swojego syna na rękach. Zaniósł go do sypialni. Tam miał najwięcej pamiątek z Borussi.
- Znasz klub z Dortmundu? - zapytał.
- Oczywiście! To jeden z moich ulubionych!
- Mamy ze sobą wiele wspólnego. Też kocham ten klub. Nie tylko dlatego, że w nim gram. Wychowałem się tutaj i to jest moja pierwsza drużyna. - Marco rozluźnił się nieco, widząc, że może go zainteresować swoim zawodem. - Chcesz moją klubową koszulkę?
- Pewnie! A masz taką z podpisami?
- Nie, ale jak chcesz, to któregoś dnia zabiorę Cię na stadion i sam je zbierzesz, zgoda?
- Dobra, to kiedy idziemy? - zapytał entuzjastycznie chłopiec. Marco nie chciał budzić w nim zbyt wielkiej nadziei.
- Spokojnie. Najpierw Twoja mama musi się zgodzić.
- Chodźmy się jej zapytać! - Marcel spontanicznie złapał Reusa za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
- A nie chcesz zobaczyć reszty rzeczy? Mam tu tego sporo.
Chłopiec patrzył to na drzwi, to na piłkarza, nie mogąc się zdecydować. W końcu westchnął i powiedział:
- No dobra.
Usiedli spowrotem na podłodze w sypialni piłkarza i przeglądali rzeczy, które udało mu się zgromadzić w trakcie piłkarskiej kariery. Także jemu sprawiło to ogromną radość, móc wrócić do czasów, kiedy nie grał w niemieckiej Ekstraklasie. Malec również był zachwycony wszystkim, co widział. W pewnym momencie w drzwiach stanęła brunetka. Nie chciała im przerywać, bo widziała, jak świetnie się bawią. Jednak wiedziała, że wszystko, co dobre, kiedyś się kończy.
- Chyba musimy już iść. - powiedziała.
- Mamo, jeszcze chwilę. Usiądź z nami i posłuchaj, jak tata opowiada o meczach i drużynie. - poprosił chłopiec, a ona, mając słabość do własnego syna, zgodziła się. Usiadła obok Reusa, a gdy ten przypadkiem musnął jej dłoń, przeszedł ją prąd. Marco chyba też musiał to poczuć, gdyż spojrzał na Meg. Jednak ona wolała udawać, że nic się nie stało i nie podjęła wyzwania spojrzenia na niego. Słuchała historii, które doskonale znała, bo przecież była w życiu Marco, gdy ten zaczynał pisać swoją historię piłkarską. Jednak przyjemnością było posłuchać tego na nowo, a także z perspektywy minionych lat.
Upłynęło kilka minut, może kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt. Brunetka nie wiedziała, na jak długo pogrążyła się we wspomnieniach. W końcu jednak zdecydowała, że pora się zbierać.
- Skarbie, chodźmy.
- Musimy? - zapytał chłopiec.
- Tak, kochanie.
Malec zwrócił się do swojego ojca.
- Tato, będę mógł jeszcze kiedyś Cię odwiedzić? - Marcel był smutny, że musi już iść.
- Hej, co to za smutna mina? - trącił go po nosie piłkarz. - Przecież obiecałem Ci, że pójdziemy razem na stadion. Poza tym, zawsze możesz tu przyjść.
Chłopiec podszedł do Marco i go przytulił. Tak zwyczajnie, jak dzieci tulą się do swoich rodziców. Reus był zaskoczony takim gestem, ale po chwili przygarnął chłopca ramionami.
Meg, widząc to, się wzruszyła. Dawno nie widziała swojego syna tak szczęśliwego. Ponadto miała wrażenie, że i dla Marco ta wizyta była ważna i wyjątkowa.
Kobieta wzięła dziecko na ręce i zniosła po schodach. Dała mu kurtkę i poprosiła, żeby ją założył, a sama na chwilę wróciła do pokoju, gdzie przebywał Reus.
- Dziękuję. - powiedziała.
- Meg, to ja Ci dziękuję. Nawet nie wiesz, co teraz czuję. - wyznał.
Chwilę tak stali, ale żadne z nich nie podjęło dalszej rozmowy.
Brunetka wróciła do swojego syna i wyszła z nim na dwór. Dopiero wtedy, będąc na świeżym powietrzu, potrafiła ocenić to, co się wydarzyło. Obiektywnie, może niewiele, ale dla niej to popołudnie znaczyło więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

***
Marco zauważył, że koszulka, którą sprezentował swojemu synowi, leżała nadal na jego łóżku. Chciał ich dogonić i mu ją oddać, ale stwierdził, że będzie to idealny pretekst do następnej wizyty. Był naprawdę oszołomiony tym, co się wydarzyło. Dopiero teraz tak naprawdę zaczęło do niego docierać to, że ma syna. Nie sądził, że jedno spotkanie może mu dać tyle radości. Jednocześnie poczuł straszny niedosyt. Już wiedział, że jego całe życie zmieniło się wraz z ponownym pojawieniem się Meg i tym spotkaniem.

-------------------------------------------------------------------------------------------------
Na początek weekendu, przed El Clasico, proszę bardzo jest czwóreczka.!:) przyznam się, że już od dość dawna miałam napisany ten rozdział, ale musiałam go kilka razy przeczytać i poprawić, żebym mogła sama sobie powiedzieć: 'w miarę Ci się udało '.
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam takim rozdziałem. Wiem, że zawsze może być lepiej, ale lepiej nie umiałam oddać uczuć bohaterów niż właśnie w ten sposób.

Mam prośbę, zostawiajcie w komentarzach adresy swoich blogów. Bardzo chętnie je przeczytam i zostawię komentarz.:p

Bardzo dziękuję Sylwii Reus, która bardzo mocno mnie wspiera od początku tworzenia przeze mnie opowiadań. Dziękuję, że jesteś i komentujesz!:*

Dziękuję również: missys Reus, Wikoria., Piszczu26, Dżuliaaans., Jane Agnes Pe., anita11996. Dziękuję za Wasze komentarze, które bardzo dodają mi skrzydeł.:* Wasza obecność jest dla mnie ważna.

Dziękuję też wszystkim Wam, które czytacie mojego bloga, ale nie zostawiacie komentarzy. Mam nadzieję, że któregoś dnia napiszecie mi, co myślicie o moim opowiadaniu.:)

Bardzo mocno Was ściskam i całuję!:*
Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia!:)

niedziela, 17 listopada 2013

third.

We know the words but it's not enough
piosenka.

***

Zapukała do drzwi jego ogromnego domu. Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. Co miała mu powiedzieć? Cześć, Marco, przepraszam, że Ci nie powiedziałam, ale Marcel to nasz syn. Wiem, że powinnam powiedzieć Ci wcześniej, ale nie miałam odwagi.? Przecież to brzmi śmiesznie! To jakiś absurd! - myślała Meg.
Usłyszała, jak ktoś otwiera zamek, by po chwili ujrzeć twarz Reusa. Tylko raz, przelotnie spojrzał jej w oczy.
- Wejdź. - powiedział spokojnie.
Brunetka czuła, że ten spokój to dopiero cisza przed burzą.
Meg rozejrzała się wokół i zobaczyła prawdziwy luksus. Wszędzie przestronne pomieszczenia, dużo bieli i mnóstwo najnowszej techniki. Brunetka czuła się, jakby śniła. Miała wrażenie, że znajduje się w nieswojej bajce. Że nie pasuje do jego świata. Nigdy niczego jej nie brakowało, ale takie życie było jej zupełnie obce.
- Usiądź. Chcesz coś do picia? - zapytał Marco.
- Nie, dziękuję. Nie po to tu przyszłam.
- Masz rację. - przyznał.
Zapanowała chwilowa niezręczna cisza. Po chwili blondyn na nią spojrzał i zaczął:
- Co masz mi do powiedzenia? - ton jego głosu nie spodobał się brunetce.
- Marco...
- Słucham?! Należą mi się jakieś wyjaśnienia! Nie sądzisz?!
- Dasz mi coś powiedzieć?! Dla mnie to też nie jest łatwa sytuacja!
- Myślę, że to ja jestem w gorszej sytuacji. Zjawiasz się po 5 latach i mówisz, że mamy dziecko?!
- Wiem, że to nie jest fair, ale Marco, zrozum mnie! Nie mieliśmy dwudziestu lat nawet! Nie chciałam na początku kariery Ci jej niszczyć!
- I uważasz, że to był dobry powód?!
- Nawet nie wiesz, jak żałowałam! Za każdym razem, jak rozmawialiśmy. Nawet teraz żałuję, że Ci nie powiedziałam! - Meg nie wytrzymała i zaczęła płakać. Nie chciała pokazywać swojej słabości, ale nie umiała powstrzymać żalu i rozgoryczenia.
- Meg... - westchnął Reus, widząc, do czego doprowadził swoim zachowaniem. Podszedł do niej i przytulił ją. Dziewczyna wtuliła się w bark blondyna. Potrzebowała tego. - Przepraszam, nie powinienem tak krzyczeć.
- Należało mi się. Wiem, że nie powinnam kłamać ani tego zatajać, Marco. Naprawdę Cię przepraszam.
- Opowiesz mi, jak to było? Ale od początku, bez kłamstw. - poprosił Reus.
- Jasne, że tak. - wzięła głęboki oddech. - Zaczęło się od tego, jak się rozstaliśmy. Pamiętasz, jak powiedziałam Ci, że wyjeżdżam na studia? Nie była to do końca prawda. Studia zaczęłam 9 miesięcy po wyjeździe. Po porodzie. Kiedy się rozstaliśmy, byłam w trzecim miesiącu. Do tamtego momentu wszystko udawało mi się ukrywać. Będąc jeszcze w Dortmundzie, zdecydowałam, że muszę coś zrobić, bo zaraz zacznie być widać, że będę matką. Jak wiesz, zamieszkałam w Hannoverze. Tam urodziłam i zapisałam się na uczelnię. Możesz mi wierzyć, że nawet na chwilę o Tobie nie zapomniałam. Miałam tak ogromne wyrzuty sumienia! Patrzyłam na Marcela i czasami sobie wieczorem z nim 'rozmawiałam'. Opowiadałam mu o Tobie. Wiem, że to może brzmi śmiesznie. Ale wierzę, że to dzięki temu pierwszym słowem, jakie powiedział było słowo 'tata'. Na 100% nie chodziło mu o Arthura, bo wtedy go jeszcze nie było w życiu Marcela. Najgorzej było wieczorami. Pamiętasz, że przez długi czas codziennie rozmawialiśmy? Właśnie wtedy dopadały mnie największy wyrzuty. Nie wiedziałam, czy uda mi się utrzymać wszystko w tajemnicy. Tyle razy byłam bliska powiedzenia Ci prawdy. Nawet sobie nie wyobrażasz. Pamiętasz, jak przyjechałeś mnie odwiedzić ? Prawie zawału dostałam, jak Cię zobaczyłam. - brunetka na chwilę zatrzymała się w swojej opowieści. Bała się, że dla Marco może to być za dużo jak na jeden raz. Przypomniała sobie, jak w miesiąc po porodzie do Hannoveru niespodziewanie przyjechał Reus. Dziewczyna cieszyła się, że go znowu zobaczyła, bo tęskniła za nim bardzo.
- To było nasze dziecko? - zapytał Marco, przypominając sobie, że w czasie odwiedzin u Meg zobaczył dziecko.
- Tak... - przyznała ze wstydem.
- To nie było dziecko tej koleżanki, która była u Ciebie? - zapytał Reus. Brunetka spuściła głowę, przypominając sobie, że to było kolejne kłamstwo.
- Byłam tak zaskoczona Twoimi odwiedzinami, że nawet nie myślałam, co robię i mówię. Po prostu jakoś tak wyszło. Przepraszam.
Reus znowu się rozzłościł, dlatego wziął głęboki oddech, by się uspokoić.
- Meg, trzeba było mi powiedzieć. Naprawdę. Wiem, że teraz już jest po sprawie, ale chcę, żebyś wiedziała, że wziąłbym odpowiedzialność. Nie zostawiłbym Cię. - Reus zdał sobie sprawę z tego, że wtedy po raz pierwszy zobaczył ich dziecko. Nie wiedział, dlaczego, ale bardzo go to wzruszyło. Być może dlatego, że dotarło do niego, iż ma jakieś wspomnienia związane z Marcelem z okresu jego niemowlęctwa.
- Ja w to nie wątpiłam nigdy, Marco. Ale postaw się w mojej sytuacji. Nie chciałam  Ci poniekąd niszczyć życia taką nowiną.
- Marcel na pewno nie zniszczyłby go. Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć? Wiedz, ja Cię naprawdę pokochałem. To nie było tak, że alkohol uderzył mi do głowy. Na pewno sprowokował moje zachowanie, ale byłem świadomy tego, co robię. Dodał mi odwagi. Nic poza tym.
- Marco, ja Ciebie też pokochałam. Tylko nie mogę nic poradzić na to, że się przestraszyłam. - powiedziała Meg, nie patrząc mu w oczy. Po chwili jednak zebrała się w sobie i popatrzyła na niego. - Wybaczysz mi to kiedyś?
- Zapomnijmy już o tym. Ważniejsze jest to, co teraz zrobimy. Musimy jakoś tę sytuację rozwiązać.
- Wiem. Masz jakieś propozycje? - dziewczyna nie wiedziała, czy Reus chce utrzymywać kontakt z ich dzieckiem, dlatego chciała się najpierw tego dowiedzieć.
- Chciałbym go poznać. Chciałbym go widywać.
- Nie mam zamiaru Ci tego utrudniać. Chcę pomóc. Marcel już się przywiązał do tego, że będzie Cię widywał.
Marco tylko uśmiechnął się. Cieszył się, że Meg mu pomoże w utrzymywaniu kontaktów z ich dzieckiem.
- Chciałbyś się z nim zobaczyć? Mogę go do Ciebie przyprowadzić teraz.
- Naprawdę? Jasne, że chcę. Ale boję się. Nie wiem, czy dam radę.
- Nie przejmuj się. On Ci pomoże. Mimo że ma 5 lat, to czasem potrafi się zachować, jak dużo starszy. Też na początku się bałam. Nie wiedziałam, czy podołam roli matki.
- Dobra, i tak ten moment nadejdzie. Przyprowadź go.
- Chcesz być z nim sam? Czy wolałbyś, żebym była przy tym?
- Sam nie wiem...
- Myślę, że lepiej będzie, jeśli zostawię Was samych. Poznacie się.
- No, dobra. Będę czekać.
Oboje wstali z kanapy i ruszyli do wyjścia. Kiedy brunetka miała wyjść z jego domu, odwróciła się i powiedziała:
- Marco... Ja naprawdę Cię przepraszam. Wiem, że powinnam zachować się bardziej odpowiedzialnie. Wziąć pod uwagę to, że oboje byliśmy świadomi tego, co robiliśmy.
- Obiecaj mi, że nie masz już więcej niespodzianek dla mnie.
- Ta była ostatnia. Naprawdę.
- Ulżyło mi.
- To idę po niego. Czeka na mnie. Zostawiłam go z Sylwią.
- Twoja siostra nadal mnie nie lubi? - zapytał z uśmiechem.
- Chyba nawet bardziej. Po TAMTYCH wakacjach sobie nawet nie wyobrażasz.
- Nie cieszyła się, że została ciocią? - Reus był już na tyle wyluzowany, że potrafił żartować.
- Nie bardzo. - zaśmiała się Meg.
Kiedy wróciła do domu swojej siostry, nie chciała zwierzać się Sylwii. Na pewno jej pomagała, ale nigdy tak naprawdę nie wspierała.
Opowiedziała jej pokrótce, co ustaliła z Reusem.
- Na pewno dobrze robisz? - Sylwia była sceptycznie nastawiona do pomysłu siostry. Meg stała w korytarzu, ubierając swojego synka.
- Za długo się ukrywałam. Nie chcę dłużej tak żyć. Poza tym Marco chce go poznać, chce się nim zaopiekować. Wziąć część odpowiedzialności na siebie. Proszę Cię, nie krytykuj mnie tak ciągle. Wiem, że popełniłam w życiu kilka błędów, ale jestem Twoją siostrą i powinnaś mnie wspierać choć trochę.
- Meg, nie obrażaj się. To nie tak, przecież wiesz. Chcę dla Ciebie jak najlepiej. Jeśli tego nie widać, to przepraszam. Kocham Ciebie i Marcela.
Brunetka po raz pierwszy poczuła, że jest ważna w życiu siostry. Podeszła do niej i ją przytuliła.
Chwilę później zabrała swoją kurtkę i wyszła razem ze swoim synkiem z domu.
------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie! Mam nadzieję, że udanie zaczęłyście weekend!:)
Wędruje do Was 3 rozdział. Wiem, że miały być raz na tydzień, ale siedzę w domu i pomyślałam, dlaczego nie?

Nie spodziewałam się takiej frekwencji na moim blogu. Kurczę, mam go bodajże trzeci dzień, a tak dużo osób go odwiedziło! Nawet nie wiecie, jak bardzo to buduje. Daje mi choć cień nadziei, że podoba Wam się to, co tworzę.
Dziękuję za Wasze komentarze! Pomagacie mi niesamowicie! Nie spodziewałam się takich słów od Was. Bałam się, że nie spodoba Wam się to, że moje opowiadanie jest oparte na faktach. W sumie to nie byłam pewna, czy to jest dobry pomysł, bo nie byłam pewna, czy podołam opisaniu historii tak, jak na to zasługuje osoba, która mi na to pozwoliła.

Liczę na więcej komentarzy.:) 
Proszę, jeśli czytacie, zostawcie ślad w postaci jakiegokolwiek komentarza.:)
Pozdrawiam! :*