sobota, 7 grudnia 2013

sixth.

So open up your heart and just let it begin.

niestety, ale tym razem nie dodam linku, bo niestety, ale na telefonie nie mogę... Jednak jeśli którakolwiek z was by chciała, to ten rozdział pisałam przy piosence Katy Perry - Unconditionally

***
Meg siedziała z telefonem w dłoni i patrzyła przez okno. Czy to nie to, czego chciała? Przecież miała nadzieję się z nim spotykać. Jednak obawiała się, że ich wizyty będą miały właśnie taki charakter. Z drugiej strony zdawała sobie sprawę z tego, iż muszą coś ostatecznie ustalić.
,,Masz rację. Kiedy mam przyjechać?''
Odpisała mu, bo czuła, że nie uniknie tego. Bardzo się cieszyła, że Arthura nie było w domu. W tym tygodniu miał wyjątkowo dużo pracy. Mówił brunetce, dlaczego, ale ona nie pamiętała powodu. Natomiast ona ostatnimi czasy miała niesamowicie dużo wolnego w pracy.
,,Co powiesz na weekend? Przyjedziecie do mnie w piątek wieczorem i pojedziecie w niedzielę.''
Dziewczyna wiedziała, że to nie był najlepszy pomysł. Bała się tego, co mogłoby się zdarzyć, gdyby u niego zamieszkała przez te trzy dni. Nie wiedziała, czy będzie miała wystarczająco silną wolę, aby mówić mu 'nie'.
,,Mi pasuje. Dam Ci jeszcze znać odnośnie dokładnej godziny. Ale zamieszkamy u Sylwii. Do zobaczenia!''
Meg nie dostała już wiadomości zwrotnej. Była bardzo ciekawa reakcji Marco na tego smsa. Co sobie pomyślał? To było kolejne pytanie, na które nigdy nie dostanę odpowiedzi, pomyślała z żalem.
Całe przedpołudnie spędziła snując się po domu. Dopiero około 14 wyszła z domu na spacer. Chodziła po znajomych ulicach Hannoveru i myślała nad tym, co wczorajszego dnia powiedziała jej siostra. Z jednej strony o niczym bardziej nie marzyła niż wrócić do Dortmundu i znowu tam zamieszkać. Móc chodzić na mecze, częściej spotykać się z Sylwią. Nie wspominając już o tym, że mogłaby widywać Reusa. Nawet jeśli miał dziewczynę. Z drugiej strony w Hannoverze też nie było jej źle. Miała dobrą pracę, znajomych. Ale w głębi duszy czuła, że to nie było do końca to.
Wracając, wstąpiła do przedszkola Marcela i go odebrała.
- Mamo, a kiedy znowu pojedziemy do taty? - to było pierwsze pytanie, jakie padło z ust malca.
- Kochanie, dopiero co wróciliśmy.
- No wiem, ale chciałbym go znowu zobaczyć. - Marcelowi ciężko było przejść przez tę sytuację. Dopiero poznał ojca, a nie mógł go widywać tak często, jakby chciał. Meg nie mogła patrzeć na smutnego syna.
- Dobrze, skarbie. Miałam Ci nie mówić, ale w weekend jedziemy. Zgoda?
Twarz Marcela rozpromieniła się.
- Tak! - wykrzyknął chłopiec.
Kiedy wrócili do domu, Marcel od razu poszedł do swojego pokoju. Brunetka ledwo zdążyła zdjąć buty, a jej syn już wychodził przebrany w koszulkę Marco.
Meg bardzo podobał się ten widok. To wszystko było takie naturalne. Dziecko pokochało nowopoznanego ojca i w ten sposób to okazywało.
Około godzinę później Arthur wrócił z pracy. Był bardzo zmęczony nawałem obowiązków, ale starał się, jak mógł, by to ukryć.
- Musimy porozmawiać. - powiedziała brunetka.
Marcel był zajęty zabawą w swoim pokoju, dlatego dziewczyna to wykorzystała.
Arthur, słysząc te słowa i przypominając sobie ich wieczorną rozmowę, miał złe przeczucia.
- Słucham. - powiedział.
Usiedli na przeciwko siebie.
- Muszę jechać do Dortmundu. - powiedziała.
- Kiedy?
- W ten weekend. I zabieram Marcela. - Meg nie chciała, żeby to zabrzmiało aż tak poważnie, jak z pewnością wyszło. Słowa 'musimy porozmawiać' zawsze budzą nieprzyjemne emocje i skojarzenia.
- Dobrze.
- Zgadzasz się? - zapytała brunetka.
- Meg. - westchnął Arthur. - Ja się martwiłem, że to coś poważniejszego. Nie podoba mi się to, że tak często będziesz go widywała, ale ufam Ci. Wiem, że tak będzie najlepiej dla Marcela. Ja go naprawdę pokochałem. Wiem, że to nie czyni mnie jego ojcem, bo to on nim jest. Zdaję sobie sprawę z tego, że on już nie będzie do mnie mówił 'tato'.
- Arthur, wiem, że ta sytuacja nie jest łatwa, ale dziękuję Ci, że byłeś z nami przez tak długo. Że wychowywałeś go jak syna.
Mężczyzna, nie wiedząc, czemu czuł, jakby to był rodzaj pożegnania. Wyczuwał, że szala zwycięstwa przechyla się powoli na stronę jego przeciwnika. Że jeszcze jego dziewczyna, podjęła decyzję, do której nie chce się przyznać.
Meg, choć chciała, nie podeszła do Arthura i nie przytuliła go. Nie potrafiła. Natomiast poszła do Marcela sprawdzić, co robił. Stanęła w drzwiach i zobaczyła, że zasnął. Na szczęście nie musiała go przenosić na jego łóżko, dlatego wzięła jedynie koc i otuliła go.
Reszta tygodnia minęła im względnie spokojnie. Meg i Arthur chodzili do pracy, a Marcel do przedszkola. W ich mieszkaniu panowała lżejsza atmosfera, bo syn brunetki nie mówił przy mężczyźnie o Marco. Tylko wieczorami, kiedy Meg go usypiała, podejmował ten temat. Nie zmieniało to jednak faktu, że w głowie brunetki siedział nieustannie. Nie było dnia, aby o nim nie pomyślała. To było silniejsze od niej.
Kiedy następnego dnia zarezerwowała bilety, była bardzo szczęśliwa, bo wiedziała, że znowu go spotka. Tego samego dnia zadzwoniła do siostry i zapytała, czy ta mogłaby się zaopiekować Marcelem, kiedy ona będzie rozmawiała z Marco. Oczywiście nie miała nic przeciwko. Postanowiła także poinformować Reusa o dokładnym terminie ich przyjazdu.
- Cześć, Marco. Będziemy u Ciebie w sobotę, okej?
- Jasne. Powiedziałem już trenerowi, że nie będę mógł uczestniczyć w treningach w czasie weekendu. O której przyjedziecie?
- Będziemy w piątek około 23 u Sylwii, a w sobotę od rana przyprowadzę Marcela do Ciebie, okej?
- Dobra. A my kiedy się spotkamy?
- Myślałam, że może po południu. Możesz na przykład przyprowadzić małego do Sylwii i pójdziemy do Ciebie pogadać. Może tak być?
- Mnie pasuje.
- Do zobaczenia, Marco.
- Cześć.
Meg rozłączyła się i z uśmiechem odwróciła. Pech chciał, że akurat stał za nią Arthur. Widział, jak szeroko się uśmiechnęła po rozmowie z Reusem. Jednak nie skomentował tego. Poniekąd nie chciał się do tego mieszać.

***
Jak powiedziała, tak zrobiła. W piątkowy wieczór spakowała rzeczy swoje i syna, a następnie udali się na dworzec. Arthura akurat nie było w domu, więc zostawiła mu tylko kartkę:
                    'Arthur, zabrałam małego i pojechaliśmy do Dortmundu.
                    Wracamy w niedzielę wieczorem.
                                                                               Meg.'

Kiedy dojechali na miejsce, okazało się, że Marco postanowił po nich wyjechać na dworzec.
- Marco, co Ty tu robisz? - zapytała zdziwiona Meg.
- Chyba nie myślałaś, że pozwolę Wam na podróżowanie po nocy po Dortmundzie. - odpowiedział z uśmiechem. Marcel był zachwycony pomysłem ojca. Brunetka miała nieco inne zdanie na ten temat.
- To nie byłby problem.
- Skończyłem dyskusję. - przerwał jej blondyn.
- Nie traktuj nas w ten sposób. Nie jesteśmy Twoją własnością.
- Przepraszam. - powiedział, ale Meg nie odniosła wrażenia, żeby naprawdę tak myślał. Jednak odpuściła.
- Ale mam nadzieję, że pamiętasz, że my nocujemy u Sylwii?
- Jesteście pewni, że nie chcecie u mnie?
- Mamo, zgódź się, prooooszę! - złapał ją za rękę Marcel.
- I co wystawimy ciocię?
- Zadzwoń do niej. - powiedział malec.
- No dobrze... - brunetka po raz kolejny mu uległa. Działała jednak z egoistycznych pobudek. To była okazja do bycia z Reusem cały weekend.
Wyjęła telefon z torebki i wybrała numer siostry, która w drugiej części miasta czekała na nich.
- Cześć, siostra. Jesteście już w Dortmundzie?
- Cześć, Sylwia. Mam pytanie.  Marcel chce nocować u Marco. Byłabyś zła, gdybyśmy tym razem się u Ciebie nie zatrzymali?
- Jesteś pewna, że wiesz, co robisz? - Sylwia od razu zrozumiała, o co chodzi tak naprawdę.
- Nie. - brunetka miała wrażenie, jakby cisza była wypełniona echem jej odpowiedzi.
- W takim razie, jeśli tego chcesz, to przecież nie jest zabronione, prawda? - Do głosu znowu doszła ta oschła Sylwia. - Jednak jeśli zmienicie zdanie, to zapraszam, okej?
- Dobra. Dzięki, do zobaczenia!
Brunetka rozłączyła się i spojrzała na synka.
- Zgodziła się. - powiedziała mu. Kątem oka widziała, że Marcel się bardzo ucieszył, ale większość swojej uwagi skupiła na Reusie.
Widziała, że się uśmiechnął. Kiedy się zorientował, że Meg na niego patrzyła, również na nią spojrzał. W końcu tę ciszę przerwał ich syn:
- To co, idziemy? - zapytał zniecierpliwiony. Było po nim widać, że jak najszybciej chciał znaleźć się w domu piłkarza.
- Chodźmy. - powiedział Marco. Zabrał ich bagaż i zaprowadził do swojego samochodu. Mały chłopiec, jak chyba każdy inny, był zachwycony widokiem, jaki zobaczył.
- Chyba nie tylko zamiłowanie do piłki po Tobie odziedziczył. - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Chyba masz rację. Mam do Ciebie prośbę. Mógłbym zabrać małego na stadion? Obiecałem mu, pod warunkiem że Ty się zgodzisz.
- Jasne, że nie mam nic przeciwko! Tylko błagam, z umiarem. Niedługo wyjdzie na to, że będę musiała się z nim przeprowadzić tutaj. - uśmiechnęła się.
- A czemu nie? - zapytał chyba całkiem poważnie Reus.
- Marco, my mamy wszystko w Hannoverze. Ja i Arthur pracę, mały przedszkole, znajomych. Nie mogę tego wszystkiego rzucić.
- Przecież wiesz, że pomógłbym Ci finansowo.
- Marco, tu nie chodzi o pieniądze. Naprawdę.
- Wiem, ale chciałbym po prostu go widywać.
- Obiecuję, że będę przyjeżdżała jak często będzie to możliwe. Póki co nie mogę obiecać, że jeszcze kiedykolwiek wrócimy tu na stałe. Ale jednego możesz być pewien, nie mam zamiaru przeszkadzać Ci w kontaktach z Marcelem. Tego możesz być pewnien. Dobra, dokończymy tę rozmowę jutro.
Resztę drogi przebyli w milczeniu. Marco zajął się prowadzeniem samochodu, a Meg rozglądała się po znajomych ulicach, doszukując się zmian w jej ukochanym mieście. Wiele się zmieniło, ale kobieta była przekonana, że wszystko nadrobi.
- Jesteśmy. - z zamyślenia wyrwał ją Marco. Ponownie znajdowali się przed ogromnych rozmiarów domem Reusa. Był to biały budynek, szczelnie ogrodzony. Piłkarz chciał, aby niektóre rzeczy były tajemnicą dla obcych. To, że był znany na całym świecie, nie oznaczało, że wszystkie jego sprawy miały być upublicznione. Marco otworzył drzwi i przepuścił ich w drzwiach. Był zadowolony, że znowu ich widzi. Cieszył się nie tylko z wizyty syna, ale i jego matki. Nie mógł ukrywać, że się za nią nie stęsknił, bo to byłoby kłamstwo.
- Gdzie możemy zostawić bagaże? - zapytała Meg. Czuła się nieswojo w ogromnym domu piłkarza. Nie dlatego, że był taki duży, ale ze względu na to, że obecnie przebywały w nim tylko trzy osoby: ona, Marco i ich syn. Było tak, jakby tworzyli prawdziwą rodzinę.
- Daj walizkę, pokażę Ci.
Wziął ich rzeczy i poszedł przodem. Meg szła za nim.
- Marcel śpi z Tobą czy w oddzielnym pokoju?
- Znaczy się w domu śpi sam, ale możemy spać razem. Nie ma problemu.
- Możesz mi wierzyć, że dla mnie to nie jest problem, abyście mieli oddzielne sypialnie.
Po tych słowach odwrócił się tak gwałtownie, że wpadł na brunetkę, która prawie się przewróciła. Aby tego uniknąć, blondyn złapał ją w pasie i przytrzymał.
- Dzięki. - szepnęła, speszona, rumieniąc się. Spojrzała mu przez chwilę w oczy i zaraz tego pożałowała. 'Na ratunek' przyszedł jej syn.
- Maaaaamo! - krzyknął. Meg oderwała się od Reusa i odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że jeśli takie sytuacje będą się powtarzały, to nie stanie się nic dobrego. Marco pomyślał o tym samym. Nie chciał nikogo zwodzić ani dawać złudnych nadziei. Nie miał zamiaru doprowadzać do krępujących sytuacji; miał świadomość, że gdyby między nim i Meg do czegoś doszło, skrzywdziłby nie tylko ją, ale i swoją dziewczynę. Poza tym zdawał sobie sprawę, że ona ma chłopaka.
Szybko wrócili do salonu, gdzie wciąż przebywał Marcel.
- Co się stało, skarbie?
- Kiedy pójdziemy na stadion?
- To zależy od taty, nie ode mnie.
Meg po raz pierwszy użyła słowa 'tata' w odniesieniu do piłkarza. Bardzo spodobało się jej to określenie. Miała wrażenie, że pasuje ono do niego idealnie.
- Teraz musisz iść spać, bo jest bardzo późno.
- Nie mogę posiedzieć z Wami?
- Mama ma rację. Jutro pójdziemy na stadion, jeśli pójdziesz spać. Zgoda? - wtrącił się Marco.
- No dobra... - zgodził się niechętnie ich syn.
Jednak pozwolił wziąć się na ręce i zaprowadzić do sypialni.
- Meg? - zapytał jeszcze przez ich odejściem blondyn.
- Tak?
- Napijesz się ze mną wina zanim pójdziesz spać?
- No nie wiem...
- Nie daj się prosić. - uśmiechnął się Reus.
- Okej. Ale tylko jedną lampkę.
- Będę czekał.

***
- Mamo?
- Tak, skarbie?
- Czy Ty, tata i ja zamieszkamy razem?
Marcel zaskoczył całkowicie brunetkę takim pytaniem.
- Kochanie, Arthur czeka na nas w domu.
- Ale przecież tu jest mój dom.
- Dom jest tam, gdzie jedno z rodziców. Masz dwa domy. - Meg nie miała pojęcia, co innego mogłaby mu odpowiedzieć.
- Ale jeśli ja wolę mieszkać tutaj?
- Niestety, ale póki co mieszkamy w Hannoverze. A teraz już śpij. Przed nami długi dzień. Najpierw idziecie na stadion, a później spotykasz się z ciocią.
- A Ty nie?
- Ja muszę porozmawiać z Marco.
- A o czym?
-  O wielu sprawach. Na przykład o Tobie.
- A o czym o mnie?
- Czy Ty zawsze musisz zadawać tyle pytań? - zaśmiała się brunetka. - Pamiętasz, co powiedział tata? Jak pójdziesz spać, to jutro odwiedzisz stadion.
- Dobranoc, mamo. Kocham Cię.
- Też Cię kocham. - pocałowała syna w głowę, zgasiła światło i wyszła. Wróciła do salonu. Ponownie wróciła do niego. Który to już raz? Pytała sama siebie w myślach. Ważniejsze było jednak pytanie, jak długo jeszcze.
- Białe czy czerwone? - zapytał Marco, trzymając w rękach dwie butelki.
- Czerwone. - odpowiedziała Meg, siadając na kanapie. Reus wyszedł do kuchni po kieliszki.
Kiedy był w kuchni zastanawiał się, dlaczego akurat teraz ponownie pojawiła się w jego życiu. Nie było jej przez pięć lat. Cierpiał długo po jej odejściu, ale w końcu wydawało mu się, że znalazł szczęście u boku nowej dziewczyny. Zamieszkał z nią, zaczynał zapominać. Aż tu nagle pojawili się Meg i Marcel. Od tamtego momentu już nie wiedział, jak będzie wyglądało jego dalsze życie.

***
Meg usiadła z kieliszkiem w dłoni naprzeciw Reusa.
- Mogę się o coś zapytać?
- Kiedyś byś mnie nie pytała.
- No dobra... Kim była ta blondynka, którą ostatnio u Ciebie widziałam?
- Aaaaa... To o to chodzi! - zaśmiał się cicho. - To moja dziewczyna, Caroline.
- Tak myślałam. Gdzie ona teraz jest?
- Wyprowadziła się na czas Waszej wizyty. Nie chciała krępować Was swoją obecnością.
- Miło z jej strony. - powiedziała brunetka, choć tak naprawdę wcale tak nie pomyślała. Miała nadzieję, że Reus powie coś w stylu: nikt ważny albo koleżanka. Cokolwiek, ale nie 'dziewczyna'.
- Ona naprawdę jest sympatyczna.
- Marco, nie chcę rozmawiać o Twojej dziewczynie. Naprawdę.
- Dlaczego? - dopytywał się Reus. Wpatrywał się w Meg tak intensywnie, jak prawie nigdy.
- Szkoda gadać. - ucięła. Co miała mu powiedzieć? Bo jestem o Ciebie zazdrosna? Bo wciąż coś do Ciebie czuję?
Marco zdawał sobie sprawę z tego, że cała sytuacja zaczyna być coraz bardziej skomplikowana, dlatego nie naciskał.
Dopili swoje wino i brunetka poszła spać.

-----------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak późno dodaję, ale miałam strasznie dużo zajęć.! Mam nadzieję, że nie jesteście złe!
Liczę, że Wam się podoba rozdział.:) wiem, że niewiele się dzieje tutaj, ale to musi być wstęp do następnego rozdziału, w którym będzie się działo.:)
Proszę zostawcie komentarze, jeśli czytacie. Naprawdę bardzo to pomaga i aż chce się pisać dalej !

Pozdrawiam!:*

10 komentarzy:

  1. Dzieje się! Marco, Marcel i Meg. :) Taka słodka rodzina. Już nie mogę się doczekać następnego. Czuje, że coś się między nimi wydarzy.Pozdrawiam! ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde! Czy oni nie mogą sobie w końcu powiedzieć, że dalej coś do siebie czują! :D
    Normalnie nie wytrzymam mógłby ją pocałować i kropka! :D
    Niech Marcel ich zeswata :*
    Czekam na następny ! :*
    Zapraszam do siebie jak będziesz miała czas :*
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję!:*
      na pewno do Ciebie zajrzę!
      pozdrawiam!:*

      Usuń
  4. Uff... jestem.! :) Przepraszam, że tak późno, ale ostatni tydzień miałam strasznie zawalony.! :<
    No ale co najważniejsze, przejdę do treści.! :D Zaczyna się robić coraz ciekawiej i już nie mogę doczekać się co wydarzy się w kolejnej części opowiadania.! :D Potrafisz zainteresować czytelnika. Widać, że Marco czuje coś do Meg i to uczucie, które łączyło ich niegdyś, przetrwało i teraz ponownie zaczyna w nich płonąć.! :) Najlepszym dowodem na to, iż ta dwójka powinna stworzyć ze sobą idealny, udany związek jest mały Marcel, który niewątpliwie coraz to bardziej zbliża ich do siebie.! :) I chociaż w tym momencie może się powtórzę, to bardzo, ale to bardzo podoba mi się to w jaki sposób tworzysz i oddajesz czytelnikom historię, która wydarzyła się naprawdę.! :)
    Nie pozostaje mi nic innego, jak z niecierpliwością czekać na ciąg dalszy.! :)
    Pozdrawiam.! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdział się bardzo podoba :)
    Marcel jaki dociekliwy ;)
    uczucie Meg i Marco ożyło ale nie chcą się do tego narazie przyznać..
    życzę dalszej weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój blog jest naprawdę jednym z najlepszych , które czytałam ;) Ta historia jest taka przejmująca i to jeszcze prawdziwa ! Życzę weny i z niecierpliwością czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak cieszą mnie Twoje słowa!
      Pozdrawiam!:)

      Usuń