piątek, 29 listopada 2013

fifth.

How long will I love you?
how long will I need you?
how long will I be with you?
how long will I want you?
how long will I hold you?
piosenka.

***
- Zabrałeś wszystko, skarbie? - zapytała Meg swojego syna następnego dnia, gdy pakowała ich rzeczy.
- Mamo, nie zabrałem od taty jego koszulki klubowej. - poskarżył się malec.
- To weźmiesz ją następnym razem, dobrze?
- Proszę!
- Dobrze, synku, chodźmy po nią teraz.
Brunetka wcale nie uśmiechała się ponowna wizyta w jego domu. Jednak co miała poradzić? Marcel bał się, że Marco nie chce się z nim widywać, a ona miała mu teraz zabronić do niego iść? Nie mogła mu teraz tego zrobić.
Zabrali walizki z domu Sylwii, która jeszcze nie wróciła z nocnej zmiany i w drodze na stację postanowili wstąpić do willi Reusa. Meg zapukała do drzwi, a te otworzyła jakaś blondynka.
- Słucham? - zapytała z uśmiechem.
- Jest tata? - wypalił Marcel. W sumie brunetka nie wiedziała, co miała powiedzieć, bo była zszokowana, że Marco nie wspomniał jej o 'drobnym' detalu w jego życiu. Dlatego cieszyła się, że jej syn wyręczył ją z tego zadania.
- Czyj tata? - kontynuowała rozmowę obca kobieta.
- Mój.
- Marco! Chyba ktoś do Ciebie! - krzyknęła blondynka w głąb domu, patrząc cały czas na uśmiechniętego chłopca. Ona jednak już się nie uśmiechała. Zachodziła w głowę, co ta cała sytuacja mogła oznaczać.
Meg zaczęła się zastanawiać, kim była ta kobieta. To nie mogła być żadna z sióstr piłkarza, bo te osobiście znała.
- Cześć, tato. - powiedział Marcel i przytulił się do Marco.
- Cześć. Co Ty tu robisz, mały? - Reus ucieszył się na widok syna, ale jednocześnie był bardzo zaskoczony.
- Zapomniał koszulki od Ciebie. Nie chciał bez niej wyjechać. - zabrała głos Meg, wzruszając ramionami. Nie chciała pokazać Reusowi, że pojawienie się blondynki zrobiło na niej jakiekolwiek wrażenie.
- Faktycznie. Zaraz ją przyniosę. Wejdźcie i poczekajcie na mnie w salonie. Otworzył szerzej drzwi i wpuścił ich do środka.
Brunetka czuła się bardzo nieswojo, bo wiedziała, że tajemnicza blondynka ją obserwuje. Na szczęście nie musiała długo czekać, bo chwilę później piłkarz się zjawił w pokoju. Poszedł do syna i dał mu to, czego tamten zapomniał. Idąc, spojrzał Meg w oczy w taki sposób, że zrobiło jej się gorąco. W taki sposób, który brunetka uważała za zabroniony. Nie powinno się według niej patrzeć tak na kogoś, z kim się nie widziało od 5 lat! Tę sytuację przerwało głośne pukanie do drzwi. Chcąc, nie chcąc Marco podszedł do drzwi i je otworzył. Meg od razu poznała gościa.
- To naprawdę Ty? - zapytał ją Goetze.
- We własnej osobie. - rozłożyła ręce, szeroko się uśmiechając. Jednak w głębi serca chciało jej się płakać. Spotkała swojego drugiego przyjaciela. Po raz kolejny zaczęła żałować, że nie powiedziała Reusowi o Marcelu od razu. Coraz wyraźniej widziała, jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby zdobyła się na odwagę. Najgorsze było w tej sytuacji to, że ta wizja bardzo jej się podobała. Nagle Goetze podszedł do niej i mocno ją przytulił.
- Dobrze Cię widzieć. - przywitał ją buziakiem w policzek.
- Ciebie też, Mario. - powiedziała brunetka, klepiąc go po plecach. Choć te słowa nie przeszły jej przez gardło zbyt łatwo. Nagle zza pleców Meg wyszedł jej syn.
- A kto to? - zapytał, trzymając brunetkę za nogę.
- To jest wujek Mario.
- Masz rodzinę? - spytał Goetze.
Zawsze miał wrażenie, że Marco i Meg będą razem, dlatego zdziwił go widok matki z kilkuletnim dzieckiem. Sądził, że byli dla siebie stworzeni, a ich przyjaźń potrwa dopóki nie zaczną się interesować płcią przeciwną.
- To trochę skomplikowane... -  odpowiedziała z zakłopotaniem, drapiąc się po głowie. Nie była pewna, czy powinna mówić o tym wszystkim piłkarzowi. Był najlepszym przyjacielem Reusa, ale z doświadczenia wiedziała, że czasami niektóre rzeczy lepiej powinny zostać tajemnicą.
- Musimy się spotkać we trójkę, to nam wszystko opowiesz. - powiedział Goetze, który nie był świadomy tego, że Marco był we wszystko wtajemniczony.
- Może być z tym problem, bo dzisiaj wracam do Hannoveru.
- Mieszkasz tam? - zdziwił się.
- Tak. Tam mnie wywiało.
- W takim razie zostaw Marco swój aktualny numer. - Brunet czuł, że coś nie grało, że coś ważnego się wydarzyło, ale nie miał pojęcia, o co chodzi. Ze względu na to, że dawno jej nie widział, nie chciał niczego od niej wyciągać. Przecież tyle rzeczy mogło się u niej zmienić! Nawet to, że przyjechała z dzieckiem było dla Goetzego dużym zaskoczeniem.
- Nie zmienił się. Cały czas mam ten sam. Przepraszam, ale my musimy już iść, bo spóźnimy się na pociąg. - powiedziała Meg. Miała wielką nadzieję, że tym razem jej syn nie zwróci się do Reusa per 'tato'. Mały był jednak na tyle zaaferowany poznaniem nowego piłkarza, że powiedział jedynie 'cześć' i wyszedł, ściskając koszulkę z numerem 11 w dłoniach, jakby ktoś miał mu ją ukraść. Brunetka natomiast musiała się z nimi pożegnać. Nie mogła przecież tak po prostu przejść obok nich i wyjść. Podeszła do Goetzego i go przytuliła.
- Dobrze było Cię znowu widzieć. - usłyszała. To pożegnanie nie sprawiło jej problemu.
Następne nie było już tak łatwe. Blondyna także przytuliła, ale w momencie, gdy ich ciała się zetknęły, Meg ponownie przeszedł prąd. Ten sam, co poprzedniego wieczoru. Nie chciała go puszczać, bo czuła, że była na właściwym miejscu. W końcu jednak zmusiła się do tego.
- Cześć, Marco. - powiedziała i pocałowała go w policzek. Po raz ostatni spojrzała w jego oczy i wyszła, niemal rozpłakując się, zostawiając za sobą, choć na chwilę, swoją przeszłość.

***
- Kto to był? - zapytała bardzo zaciekawiona blondynka.
- Musimy porozmawiać. Nie zdążyłem Ci powiedzieć. To wszystko wydarzyło się za szybko. Nawet dla mnie. - Marco wziął głęboki oddech. Nie wiedział, czy to był odpowiedni moment na skonfrontowanie swojej dziewczyny z prawdą. - Caroline, to jest mój syn, Marcel.
- Co?! - zareagowali jednocześnie Mario i blondynka.
- Też byłem zaskoczony. Uwierz mi. - zignorował obecność przyjaciela, bo wiedział, że teraz najważniejsze były wyjaśnienia dla jego dziewczyny.
- Wiesz, że zawsze Ci wierzę, ale co teraz będzie? - blondynka potrzebowała trochę czasu na oswojenie się z myślą, że jej chłopak miał dziecko.
- Nie wiem. Muszę teraz jechać na trening. Później się nad tym zastanowimy, dobrze?
- Dobrze, skarbie.
Marco zabrał swoje rzeczy i wyszedł razem z Goetze.
- Naprawdę to jest Twoje dziecko?
- Myślisz, że by mnie aż tak okłamała?
- Wątpię. Od zawsze była bardzo szczera. Ale jednej rzeczy tu nie rozumiem, stary. - tu Goetze zrobił krótką pauzę. - Jakim cudem?
- Mario, naprawdę mam Ci tłumaczyć, skąd się biorą dzieci? - spojrzał na przyjaciela.
- To dziecko ma najwyżej sześć lat! W takim razie Wy musieliście mieć około osiemnastu!
- Ona miała osiemnaście.
- Przecież Wy się przyjaźniliście!
- Pamiętasz, jak wyjechała na studia? Wtedy była już w ciąży.
- Wiedziałeś i jej nie zatrzymałeś?
- Nie miałem pojęcia o dziecku! - oburzył się trochę. Marco nie chciał dzielić się z przyjacielem szczegółami ich wspólnej nocy, bo to chciał zachować to dla siebie. To przecież była najważniejsza noc w jego życiu. Nadal tak ją odbierał, mimo że z brunetką, poza Marcelem, nic go nie łączyło.
Reus zauważył jednak to, co ostatnio się między nimi działo. Czuł prąd przechodzący przez jego ciało, gdy palce dłoni brunetki i jego złączyły się. Widział wzrok Meg, kiedy na niego patrzyła i zdawał sobie sprawę z tego, że to działa w drugą stronę - on również inaczej ba nią patrzył. W tamtym momencie dopadły go wątpliwości, czy naprawdę wszystko między nimi się skończyło.

***
- Skarbie, chcesz jeszcze na chwilę odwiedzić ciocię? - Meg zapytała swojego syna. Miała w tym ukryty interes, bo potrzebowała się komuś wygadać.
- Taaak! - ostatnio Marcel bardziej zżył się z Sylwią. Być może z tego powodu, iż spędzał z nią naprawdę sporo czasu. Szczególnie, kiedy byli w Dortmundzie.
- To chodź. Wrócimy do domu trochę później.
Brunetka wzięła taksówkę i poprosiła kierowcę, by zawiózł ich pod wskazany adres.
Sylwią była nieco zaskoczona wizytą, ale ucieszyła się, widząc siostrzeńca.
- Marcel, pójdź do salonu i pobaw się chwilkę sam, dobrze? - poprosiła go matka.
Mały był nadzwyczaj posłuszny i pobiegł, omal nie przewracając się na zakręcie.
- On ma dziewczynę! - Meg powiedziała, wybuchając płaczem. Wiedziała, że to naturalna kolei rzeczy, ale mimo to ją zabolało.
- A czego się spodziewałaś? - zapytała jej siostra, przytulając ją. Choć tym razem brunetka usłyszała współczucie w głosie Sylwii.
- Nie wiem. Na pewno nie tego, że tak to mnie zaboli. - powiedziała, znosząc się płaczem. - Przepraszam, że tak Ci gadam, ale jesteś jedyną osobą, której mogę to powiedzieć.
- Przecież od tego jestem. Posłuchaj mnie. Wiem, że nigdy nie byłam idealną siostrą. Natomiast Ty wiesz, że nigdy nie przepadałam za Marco. Ale musisz wiedzieć, co myślę. Jeżeli w ogóle kiedykolwiek Ci się to uda, to będzie niezwykle trudno wyrzucić Ci go z serca. Nie zapełni Ci tej luki nikt. Ani Arthur, ani ja, ani nawet Marcel. Musisz to przeboleć, przejść przez to. Pomogę Ci, ale musisz się zastanowić, czego chcesz. Czego oczekujesz od Marco i od życia. Dopiero wtedy być może Ci się to uda.
- Ale ja nie wiem, co robić! - zaszlochała Meg, rozmazując się.
- Kochanie... Wiem, że to boli. Ale zrozum, Marco ma swoje życie, którego Ty i mały jesteście częścią i już zawsze nią będziecie. Masz dwa wyjścia. Nauczyć się żyć ze świadomością, że musisz patrzeć na jego szczęście, sama będąc z Arthurem.
- A drugie?
- Naprawdę się nie domyślasz? - Sylwia zrobiła chwilę przerwy w swojej wypowiedzi. - Walcz o niego. O szczęście i rodzinę. O Was. Ale pamiętaj, że musisz się bardzo mocno zastanowić, co będzie lepsze. - brunetka, nie wiedząc czemu, miała nieodparte wrażenie, iż Sylwia chciałaby, żeby ona poszła tą drugą drogą.
- Dziękuję. - Meg podeszła do siostry i ją mocno przytuliła. - Masz może kosmetyki, żebym mogła sobie poprawić makijaż?
Sylwia tylko uśmiechnęła się do siostry.

***
- Mamo, dlaczego płakałaś? - Marcel podszedł do siedzącej naprzeciwko przedziału matki, z której emocje uchodziły właśnie w ten sposób. Od zawsze była uczuciowa i wrażliwa. Nie bała się krytyki i wyzwań, ale przeżywała to bardzo wewnętrznie.
- Nic się nie stało. - okłamała syna, przytulając go. Nie chciała zatajać przed nim prawdy, ale był za mały, aby zrozumieć. Był za młody, by wprost mu o wszystkim powiedzieć.
- Szkoda, że nie wziąłem autografu od wujka. Myślisz, że będę miał jeszcze okazję?
- W to nie wątpię. - brunetka spojrzała za okno. Krajobraz zmieniał się z każdą sekundą. Z każdą kolejną sekundą oddalała się od miejsca, gdzie była szczęśliwsza niż w gdziekolwiek indziej. Od miejsca, gdzie mieszkała osoba jej bliższa niż ktokolwiek inny.

***
- Arthur, wróciliśmy! - krzyknęła Meg na progu ich wspólnego mieszkania, które nagle wydało jej się bardziej obce niż dotychczas.
- Cześć, kochanie. - podszedł do niej i ją przytulił. - Tęskniłem za Wami.
Chwilę później wziął Marcela na ręce i również przytulił.
Brunetka, czując, że jest bliska płaczu, powiedziała:
- Pójdę rozpakować rzeczy. - i czym prędzej uciekła na górę. Zabrała torbę do łazienki, gdzie się zamknęła i zaczęła płakać. Nie umiała nad tym zapanować. Jednak z każdą kolejną łzą robiło się jej lżej. Po trzydziestu minutach była nawet gotowa spojrzeć w oczy mężczyźnie, którego wybrała. Jednak już wiedziała, że nigdy nie będzie mogła z czystym sumieniem wyznać mu miłości, bo najzwyczajniej w świecie by go okłamała. Nie będzie umiała spędzić z nim nocy, bo wszystko się zmieniło. Wraz z tą jedną wizytą w Dortmundzie.
Wieczorem, kiedy już położyła spać swojego syna, Arthur zapytał:
- Czy wydarzyło się coś, o czym powinienem wiedzieć?
Nie był głupi. Wiedział, że coś się działo. Meg opowiedziała mu o spotkaniu w Dortmundzie z jak największym spokojem. Starała się mówić obojętnym tonem, ale nie umiała spojrzeć w oczy swojemu partnerowi, bo wiedziała, że wtedy najprawdopodobniej domyśli się prawdy.
- Będziesz się z nim widywać?
- Pewnie tak. Mały bardzo ucieszył się z tego, że spotkał piłkarzy. Poza tym Marco obiecał mu, że zabierze go na stadion i wszystko pokaże.
- Ważniejsze dla mnie jest to, czy Ty chcesz się z nim widywać.
Meg zdawała sobie sprawę, że nie może odpowiedzieć 'nie', ponieważ by go okłamała. Z drugiej strony nie chciała powiedzieć 'tak', bo by go to zraniło. Wybrała najbardziej neutralną odpowiedź:
- Nie wiem. Proszę Cię, Arthur, nie każ mi odpowiadać dzisiaj. Zbyt wiele i za szybko się to wydarzyło. Sama tego nie ogarniam.
- Spokojnie, Meg. Nie proszę Cię, żebyś i czymkolwiek dzisiaj decydowała. Przemyśl sprawę. Wrócimy do tematu, jak będziesz gotowa.
Arthur położył się spać, a brunetka długo nie mogła zasnąć. Zastanawiała się, co powinna zrobić. Kierować się egoizmem czy dobrem dziecka? W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że tak naprawdę i jedno, i drugie prowadzą do tego samego. Ciągle miała przed oczami jego wzrok, a na dłoni czuła mrowienie, które przypominało jej o dotyku. W końcu zmorzył ją sen i tej nocy śniła o Marco.

Następnego dnia rano, Meg wstała w nieco lepszym nastroju. Nabrała trochę dystansu do całej sytuacji. Humor jej się popsuł, kiedy zobaczyła, że dioda jej telefonu migała. Odblokowała go i zobaczyła, że dostała wiadomość od osoby, od której nie dostała smsa od 5 lat. Z przyspieszonym tętnem dotknęła ekranu, otwierając wiadomość:
'Przemyślałem wszystko i sądzę, że powinniśmy się spotkać i pogadać. Marco.'

----------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie w kolejny weekend. Zostawiam Was z piąteczką.:)
Mam nadzieję, że Wam się spodobał ten rozdział.!
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze i opinie. Nawet nie wiecie, jak one mi pomagają.
Nie spodziewałam się, że jeszcze przybędzie mi czytelniczek! Dziękuję!
Postaram się dodać coś niedługo, ale jeśli nie, to standardowo będzie w piątek/sobotę.
Pozdrawiam! Wypoczywajcie i komentujcie w międzyczasie (jeśli macie oczywiście ochotę!)
Kocham Was!❤

Obiecuję, że wszystkie Wasze blogi przeczytam, ale póki co ledwo znajduję czas na dodawanie nowych rozdziałów, więc proszę o cierpliwość.:)

PS: niby od meczu minęło dużo czasu, ale tak bardzo się cieszę z wyniku BVB z Napoli, że sobie nawet nie wyobrażacie. Fenomenalnie! A teraz trzeba kciuki trzymać za BVB - Mainz.:)
No i nareszcie wychodzi mi coś, co planowałam od tak dawna!:)

piątek, 22 listopada 2013

fourth.

You are nobody till somebody loves you
***
Idąc z Marcelem w kierunku domu Reusa, Meg zaczęła rozmowę z synem:
- Kochanie, chcesz się częściej widywać z tatą?
- A on będzie chciał mnie widywać?
Brunetkę aż serce coś ścisnęło.
- Skarbie, zatrzymajmy się na chwilę. - poprowadziła go do najbliższej ławki. Usiadła i wzięła go na kolana. - To, że do tej pory nie spotykałeś się z nim, nie znaczy, że nie jesteś dla niego ważny. Pamiętaj, że to jest Twój tata. Kocha Cię.
- Ale mamo, przecież on mnie nawet nie zna... - powiedział zasmucony malec. Brunetka zapomniała, jak inteligentnym chłopcem był Marcel. Wiedział, że fakt bycia rodzicem nie zawsze pociąga za sobą miłość.
- Właśnie dlatego Cię do niego teraz prowadzę. On chce Cię poznać. Chcę się z Tobą spotykać. Spójrz na mnie. - powiedziała dziewczyna. - Nie wierzysz mi?
- Wierzę. - odpowiedział Marcel. Jednak Meg słyszała w jego głosie niepewność i postanowiła porozmawiać o tym z Reusem. Nie chciała, aby przez błędy, popełnione przez nią kilka lat temu, dziecko cierpiało. Brunetka wzięła rękę swojego syna i poszła w kierunku domu piłkarza.

Reus stał przy oknie, wyczekując swojego małego gościa. Bał się tego spotkania, nie wiedząc, czego się spodziewać i czego po nim oczekiwać. Kie dy zobaczył ich, trzymających się za ręce i cieszących się, dopadł go smutek. Pomyślał, że mógłby teraz razem z nimi iść i cieszyć się. Czy żałował tego, że Meg ukryła przed nim ciążę? Tak. Obiecał sobie jednak, że nigdy więcej jej tego nie wypomni. Nie chciał zadawać jej bólu, a postępując w ten sposób, robił to.

***
Meg weszła wraz z dzieckiem do domu Reusa. Wróciła do niego nie tylko w sensie fizycznym, ale i psychicznym. Te spotkania miały dla niej głębsze znaczenie. Nie były to odwiedziny u ojca, ale też spotkania byłych kochanków, bez względu na to, jak długo trwał ich związek. Meg zaczęła się zastanawiać, czy można zapomnieć o kimś, z kim tak wiele się przeszło. Doszła do wniosku, że chyba nie. Tak samo jak ich jedna, ale brzemienna w skutkach, noc, tak i samo pojawienie się Reusa w jej życiu odcisnęły ślady, których brunetka już nigdy nie usunie. Nawet tego nie chciała. Po co miałaby usuwać coś, co dało jej tyle szczęścia? Jeśli nie było jej pisane być z Marco, to chciała zachować go w swoich wspomnieniach. Wydawało się jej, że te wspomnienia i Marcel to jedyne, co pozostało z ich miłości.

***
- Meg, zostań ze mną. Proszę, boję się. - poprosił ją blondyn.
- Dobrze, usiądę w kuchni i poczekam. - brunetka naprawdę doceniała to, że piłkarz umiał przyznać się do swoich obaw i słabości akurat przed nią. - Poza tym też muszę obgadać z Tobą jedną sprawę.
- Coś się stało?
- Pokażesz mi, gdzie jest kuchnia? - Meg chciała uniknąć tej rozmowy przy małym.
Marco zaprowadził ją do kolejnego dużego pomieszczenia, pełnego białych szafek. Tym razem nie zrobiło to na niej aż takiego wrażeni a. Spodziewała się, iż każde pomieszczenie z pewnością tak wygląda. - Chodzi o Marcela. Bał się tutaj przyjść, bo myślał, że go odrzucisz. Proszę Cię, daj mu do zrozumienia, że jest dla Ciebie ważniejszy niż każde inne dziecko. Że to on jest Twoim synem.
- Ale jak?
- Będziesz wiedział. Samo przyjdzie. Też tak na początku miałam.
- Nie pomagasz mi.
- Marco, po prostu nie traktuj go, jak kogoś obcego. Wprowadź go w swój świat. Opowiedz o czymś, co ma dla Ciebie znaczenie.
- No dobra. Masz rację. - Reus wziął głęboki oddech. - Idę.

***
Meg siedziała w kuchni, pijąc herbatę i zastanawiała się, jak mogłoby wyglądać teraz jej życie, gdyby jednak odważyła się powiedzieć Marco prawdę 5 lat temu. Czy byłaby z nim? Czy wychowywaliby ich dziecko razem? 
Ach, tyle pytań pozostawało i na zawsze pozostanie bez odpowiedzi!
A najgorsze dla niej było to, że uczucie do Reusa odradzało się. Z każdym kolejnym spojrzeniem, jego uśmiechem, z każdą kolejną wspólnie spędzoną chwilą czuła, że Arthurowi nigdy nie uda się zapełnić pustki w jej sercu po rozstaniu z piłkarzem.
Nigdy nie wierzyła w bzdety typu 'pierwsza miłość nigdy nie rdzewieje', ale z biegiem czasu dostrzegała, że to powiedzenie powstało nie bez przyczyny.

***
- Czym się interesujesz? - zagadnął chłopca.
- Piłką nożną. - malec spojrzał na swojego ojca, szeroko się uśmiechając.
 Czemu mnie to nie dziwi? - pomyślał Marco.
- To chodź, pokażę Ci coś. - zaproponował mu.
Marcel podbiegł do Reusa i wyciągnął ręce - chciał, aby piłkarz wziął go na ręce. Marco początkowo był całkowicie zdezorientowany, ale spełnił cichą prośbę chłopca. Wniósł go po schodach swojego domu, czując przyjemny ciężar swojego syna na rękach. Zaniósł go do sypialni. Tam miał najwięcej pamiątek z Borussi.
- Znasz klub z Dortmundu? - zapytał.
- Oczywiście! To jeden z moich ulubionych!
- Mamy ze sobą wiele wspólnego. Też kocham ten klub. Nie tylko dlatego, że w nim gram. Wychowałem się tutaj i to jest moja pierwsza drużyna. - Marco rozluźnił się nieco, widząc, że może go zainteresować swoim zawodem. - Chcesz moją klubową koszulkę?
- Pewnie! A masz taką z podpisami?
- Nie, ale jak chcesz, to któregoś dnia zabiorę Cię na stadion i sam je zbierzesz, zgoda?
- Dobra, to kiedy idziemy? - zapytał entuzjastycznie chłopiec. Marco nie chciał budzić w nim zbyt wielkiej nadziei.
- Spokojnie. Najpierw Twoja mama musi się zgodzić.
- Chodźmy się jej zapytać! - Marcel spontanicznie złapał Reusa za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
- A nie chcesz zobaczyć reszty rzeczy? Mam tu tego sporo.
Chłopiec patrzył to na drzwi, to na piłkarza, nie mogąc się zdecydować. W końcu westchnął i powiedział:
- No dobra.
Usiedli spowrotem na podłodze w sypialni piłkarza i przeglądali rzeczy, które udało mu się zgromadzić w trakcie piłkarskiej kariery. Także jemu sprawiło to ogromną radość, móc wrócić do czasów, kiedy nie grał w niemieckiej Ekstraklasie. Malec również był zachwycony wszystkim, co widział. W pewnym momencie w drzwiach stanęła brunetka. Nie chciała im przerywać, bo widziała, jak świetnie się bawią. Jednak wiedziała, że wszystko, co dobre, kiedyś się kończy.
- Chyba musimy już iść. - powiedziała.
- Mamo, jeszcze chwilę. Usiądź z nami i posłuchaj, jak tata opowiada o meczach i drużynie. - poprosił chłopiec, a ona, mając słabość do własnego syna, zgodziła się. Usiadła obok Reusa, a gdy ten przypadkiem musnął jej dłoń, przeszedł ją prąd. Marco chyba też musiał to poczuć, gdyż spojrzał na Meg. Jednak ona wolała udawać, że nic się nie stało i nie podjęła wyzwania spojrzenia na niego. Słuchała historii, które doskonale znała, bo przecież była w życiu Marco, gdy ten zaczynał pisać swoją historię piłkarską. Jednak przyjemnością było posłuchać tego na nowo, a także z perspektywy minionych lat.
Upłynęło kilka minut, może kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt. Brunetka nie wiedziała, na jak długo pogrążyła się we wspomnieniach. W końcu jednak zdecydowała, że pora się zbierać.
- Skarbie, chodźmy.
- Musimy? - zapytał chłopiec.
- Tak, kochanie.
Malec zwrócił się do swojego ojca.
- Tato, będę mógł jeszcze kiedyś Cię odwiedzić? - Marcel był smutny, że musi już iść.
- Hej, co to za smutna mina? - trącił go po nosie piłkarz. - Przecież obiecałem Ci, że pójdziemy razem na stadion. Poza tym, zawsze możesz tu przyjść.
Chłopiec podszedł do Marco i go przytulił. Tak zwyczajnie, jak dzieci tulą się do swoich rodziców. Reus był zaskoczony takim gestem, ale po chwili przygarnął chłopca ramionami.
Meg, widząc to, się wzruszyła. Dawno nie widziała swojego syna tak szczęśliwego. Ponadto miała wrażenie, że i dla Marco ta wizyta była ważna i wyjątkowa.
Kobieta wzięła dziecko na ręce i zniosła po schodach. Dała mu kurtkę i poprosiła, żeby ją założył, a sama na chwilę wróciła do pokoju, gdzie przebywał Reus.
- Dziękuję. - powiedziała.
- Meg, to ja Ci dziękuję. Nawet nie wiesz, co teraz czuję. - wyznał.
Chwilę tak stali, ale żadne z nich nie podjęło dalszej rozmowy.
Brunetka wróciła do swojego syna i wyszła z nim na dwór. Dopiero wtedy, będąc na świeżym powietrzu, potrafiła ocenić to, co się wydarzyło. Obiektywnie, może niewiele, ale dla niej to popołudnie znaczyło więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

***
Marco zauważył, że koszulka, którą sprezentował swojemu synowi, leżała nadal na jego łóżku. Chciał ich dogonić i mu ją oddać, ale stwierdził, że będzie to idealny pretekst do następnej wizyty. Był naprawdę oszołomiony tym, co się wydarzyło. Dopiero teraz tak naprawdę zaczęło do niego docierać to, że ma syna. Nie sądził, że jedno spotkanie może mu dać tyle radości. Jednocześnie poczuł straszny niedosyt. Już wiedział, że jego całe życie zmieniło się wraz z ponownym pojawieniem się Meg i tym spotkaniem.

-------------------------------------------------------------------------------------------------
Na początek weekendu, przed El Clasico, proszę bardzo jest czwóreczka.!:) przyznam się, że już od dość dawna miałam napisany ten rozdział, ale musiałam go kilka razy przeczytać i poprawić, żebym mogła sama sobie powiedzieć: 'w miarę Ci się udało '.
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam takim rozdziałem. Wiem, że zawsze może być lepiej, ale lepiej nie umiałam oddać uczuć bohaterów niż właśnie w ten sposób.

Mam prośbę, zostawiajcie w komentarzach adresy swoich blogów. Bardzo chętnie je przeczytam i zostawię komentarz.:p

Bardzo dziękuję Sylwii Reus, która bardzo mocno mnie wspiera od początku tworzenia przeze mnie opowiadań. Dziękuję, że jesteś i komentujesz!:*

Dziękuję również: missys Reus, Wikoria., Piszczu26, Dżuliaaans., Jane Agnes Pe., anita11996. Dziękuję za Wasze komentarze, które bardzo dodają mi skrzydeł.:* Wasza obecność jest dla mnie ważna.

Dziękuję też wszystkim Wam, które czytacie mojego bloga, ale nie zostawiacie komentarzy. Mam nadzieję, że któregoś dnia napiszecie mi, co myślicie o moim opowiadaniu.:)

Bardzo mocno Was ściskam i całuję!:*
Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia!:)

niedziela, 17 listopada 2013

third.

We know the words but it's not enough
piosenka.

***

Zapukała do drzwi jego ogromnego domu. Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. Co miała mu powiedzieć? Cześć, Marco, przepraszam, że Ci nie powiedziałam, ale Marcel to nasz syn. Wiem, że powinnam powiedzieć Ci wcześniej, ale nie miałam odwagi.? Przecież to brzmi śmiesznie! To jakiś absurd! - myślała Meg.
Usłyszała, jak ktoś otwiera zamek, by po chwili ujrzeć twarz Reusa. Tylko raz, przelotnie spojrzał jej w oczy.
- Wejdź. - powiedział spokojnie.
Brunetka czuła, że ten spokój to dopiero cisza przed burzą.
Meg rozejrzała się wokół i zobaczyła prawdziwy luksus. Wszędzie przestronne pomieszczenia, dużo bieli i mnóstwo najnowszej techniki. Brunetka czuła się, jakby śniła. Miała wrażenie, że znajduje się w nieswojej bajce. Że nie pasuje do jego świata. Nigdy niczego jej nie brakowało, ale takie życie było jej zupełnie obce.
- Usiądź. Chcesz coś do picia? - zapytał Marco.
- Nie, dziękuję. Nie po to tu przyszłam.
- Masz rację. - przyznał.
Zapanowała chwilowa niezręczna cisza. Po chwili blondyn na nią spojrzał i zaczął:
- Co masz mi do powiedzenia? - ton jego głosu nie spodobał się brunetce.
- Marco...
- Słucham?! Należą mi się jakieś wyjaśnienia! Nie sądzisz?!
- Dasz mi coś powiedzieć?! Dla mnie to też nie jest łatwa sytuacja!
- Myślę, że to ja jestem w gorszej sytuacji. Zjawiasz się po 5 latach i mówisz, że mamy dziecko?!
- Wiem, że to nie jest fair, ale Marco, zrozum mnie! Nie mieliśmy dwudziestu lat nawet! Nie chciałam na początku kariery Ci jej niszczyć!
- I uważasz, że to był dobry powód?!
- Nawet nie wiesz, jak żałowałam! Za każdym razem, jak rozmawialiśmy. Nawet teraz żałuję, że Ci nie powiedziałam! - Meg nie wytrzymała i zaczęła płakać. Nie chciała pokazywać swojej słabości, ale nie umiała powstrzymać żalu i rozgoryczenia.
- Meg... - westchnął Reus, widząc, do czego doprowadził swoim zachowaniem. Podszedł do niej i przytulił ją. Dziewczyna wtuliła się w bark blondyna. Potrzebowała tego. - Przepraszam, nie powinienem tak krzyczeć.
- Należało mi się. Wiem, że nie powinnam kłamać ani tego zatajać, Marco. Naprawdę Cię przepraszam.
- Opowiesz mi, jak to było? Ale od początku, bez kłamstw. - poprosił Reus.
- Jasne, że tak. - wzięła głęboki oddech. - Zaczęło się od tego, jak się rozstaliśmy. Pamiętasz, jak powiedziałam Ci, że wyjeżdżam na studia? Nie była to do końca prawda. Studia zaczęłam 9 miesięcy po wyjeździe. Po porodzie. Kiedy się rozstaliśmy, byłam w trzecim miesiącu. Do tamtego momentu wszystko udawało mi się ukrywać. Będąc jeszcze w Dortmundzie, zdecydowałam, że muszę coś zrobić, bo zaraz zacznie być widać, że będę matką. Jak wiesz, zamieszkałam w Hannoverze. Tam urodziłam i zapisałam się na uczelnię. Możesz mi wierzyć, że nawet na chwilę o Tobie nie zapomniałam. Miałam tak ogromne wyrzuty sumienia! Patrzyłam na Marcela i czasami sobie wieczorem z nim 'rozmawiałam'. Opowiadałam mu o Tobie. Wiem, że to może brzmi śmiesznie. Ale wierzę, że to dzięki temu pierwszym słowem, jakie powiedział było słowo 'tata'. Na 100% nie chodziło mu o Arthura, bo wtedy go jeszcze nie było w życiu Marcela. Najgorzej było wieczorami. Pamiętasz, że przez długi czas codziennie rozmawialiśmy? Właśnie wtedy dopadały mnie największy wyrzuty. Nie wiedziałam, czy uda mi się utrzymać wszystko w tajemnicy. Tyle razy byłam bliska powiedzenia Ci prawdy. Nawet sobie nie wyobrażasz. Pamiętasz, jak przyjechałeś mnie odwiedzić ? Prawie zawału dostałam, jak Cię zobaczyłam. - brunetka na chwilę zatrzymała się w swojej opowieści. Bała się, że dla Marco może to być za dużo jak na jeden raz. Przypomniała sobie, jak w miesiąc po porodzie do Hannoveru niespodziewanie przyjechał Reus. Dziewczyna cieszyła się, że go znowu zobaczyła, bo tęskniła za nim bardzo.
- To było nasze dziecko? - zapytał Marco, przypominając sobie, że w czasie odwiedzin u Meg zobaczył dziecko.
- Tak... - przyznała ze wstydem.
- To nie było dziecko tej koleżanki, która była u Ciebie? - zapytał Reus. Brunetka spuściła głowę, przypominając sobie, że to było kolejne kłamstwo.
- Byłam tak zaskoczona Twoimi odwiedzinami, że nawet nie myślałam, co robię i mówię. Po prostu jakoś tak wyszło. Przepraszam.
Reus znowu się rozzłościł, dlatego wziął głęboki oddech, by się uspokoić.
- Meg, trzeba było mi powiedzieć. Naprawdę. Wiem, że teraz już jest po sprawie, ale chcę, żebyś wiedziała, że wziąłbym odpowiedzialność. Nie zostawiłbym Cię. - Reus zdał sobie sprawę z tego, że wtedy po raz pierwszy zobaczył ich dziecko. Nie wiedział, dlaczego, ale bardzo go to wzruszyło. Być może dlatego, że dotarło do niego, iż ma jakieś wspomnienia związane z Marcelem z okresu jego niemowlęctwa.
- Ja w to nie wątpiłam nigdy, Marco. Ale postaw się w mojej sytuacji. Nie chciałam  Ci poniekąd niszczyć życia taką nowiną.
- Marcel na pewno nie zniszczyłby go. Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć? Wiedz, ja Cię naprawdę pokochałem. To nie było tak, że alkohol uderzył mi do głowy. Na pewno sprowokował moje zachowanie, ale byłem świadomy tego, co robię. Dodał mi odwagi. Nic poza tym.
- Marco, ja Ciebie też pokochałam. Tylko nie mogę nic poradzić na to, że się przestraszyłam. - powiedziała Meg, nie patrząc mu w oczy. Po chwili jednak zebrała się w sobie i popatrzyła na niego. - Wybaczysz mi to kiedyś?
- Zapomnijmy już o tym. Ważniejsze jest to, co teraz zrobimy. Musimy jakoś tę sytuację rozwiązać.
- Wiem. Masz jakieś propozycje? - dziewczyna nie wiedziała, czy Reus chce utrzymywać kontakt z ich dzieckiem, dlatego chciała się najpierw tego dowiedzieć.
- Chciałbym go poznać. Chciałbym go widywać.
- Nie mam zamiaru Ci tego utrudniać. Chcę pomóc. Marcel już się przywiązał do tego, że będzie Cię widywał.
Marco tylko uśmiechnął się. Cieszył się, że Meg mu pomoże w utrzymywaniu kontaktów z ich dzieckiem.
- Chciałbyś się z nim zobaczyć? Mogę go do Ciebie przyprowadzić teraz.
- Naprawdę? Jasne, że chcę. Ale boję się. Nie wiem, czy dam radę.
- Nie przejmuj się. On Ci pomoże. Mimo że ma 5 lat, to czasem potrafi się zachować, jak dużo starszy. Też na początku się bałam. Nie wiedziałam, czy podołam roli matki.
- Dobra, i tak ten moment nadejdzie. Przyprowadź go.
- Chcesz być z nim sam? Czy wolałbyś, żebym była przy tym?
- Sam nie wiem...
- Myślę, że lepiej będzie, jeśli zostawię Was samych. Poznacie się.
- No, dobra. Będę czekać.
Oboje wstali z kanapy i ruszyli do wyjścia. Kiedy brunetka miała wyjść z jego domu, odwróciła się i powiedziała:
- Marco... Ja naprawdę Cię przepraszam. Wiem, że powinnam zachować się bardziej odpowiedzialnie. Wziąć pod uwagę to, że oboje byliśmy świadomi tego, co robiliśmy.
- Obiecaj mi, że nie masz już więcej niespodzianek dla mnie.
- Ta była ostatnia. Naprawdę.
- Ulżyło mi.
- To idę po niego. Czeka na mnie. Zostawiłam go z Sylwią.
- Twoja siostra nadal mnie nie lubi? - zapytał z uśmiechem.
- Chyba nawet bardziej. Po TAMTYCH wakacjach sobie nawet nie wyobrażasz.
- Nie cieszyła się, że została ciocią? - Reus był już na tyle wyluzowany, że potrafił żartować.
- Nie bardzo. - zaśmiała się Meg.
Kiedy wróciła do domu swojej siostry, nie chciała zwierzać się Sylwii. Na pewno jej pomagała, ale nigdy tak naprawdę nie wspierała.
Opowiedziała jej pokrótce, co ustaliła z Reusem.
- Na pewno dobrze robisz? - Sylwia była sceptycznie nastawiona do pomysłu siostry. Meg stała w korytarzu, ubierając swojego synka.
- Za długo się ukrywałam. Nie chcę dłużej tak żyć. Poza tym Marco chce go poznać, chce się nim zaopiekować. Wziąć część odpowiedzialności na siebie. Proszę Cię, nie krytykuj mnie tak ciągle. Wiem, że popełniłam w życiu kilka błędów, ale jestem Twoją siostrą i powinnaś mnie wspierać choć trochę.
- Meg, nie obrażaj się. To nie tak, przecież wiesz. Chcę dla Ciebie jak najlepiej. Jeśli tego nie widać, to przepraszam. Kocham Ciebie i Marcela.
Brunetka po raz pierwszy poczuła, że jest ważna w życiu siostry. Podeszła do niej i ją przytuliła.
Chwilę później zabrała swoją kurtkę i wyszła razem ze swoim synkiem z domu.
------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie! Mam nadzieję, że udanie zaczęłyście weekend!:)
Wędruje do Was 3 rozdział. Wiem, że miały być raz na tydzień, ale siedzę w domu i pomyślałam, dlaczego nie?

Nie spodziewałam się takiej frekwencji na moim blogu. Kurczę, mam go bodajże trzeci dzień, a tak dużo osób go odwiedziło! Nawet nie wiecie, jak bardzo to buduje. Daje mi choć cień nadziei, że podoba Wam się to, co tworzę.
Dziękuję za Wasze komentarze! Pomagacie mi niesamowicie! Nie spodziewałam się takich słów od Was. Bałam się, że nie spodoba Wam się to, że moje opowiadanie jest oparte na faktach. W sumie to nie byłam pewna, czy to jest dobry pomysł, bo nie byłam pewna, czy podołam opisaniu historii tak, jak na to zasługuje osoba, która mi na to pozwoliła.

Liczę na więcej komentarzy.:) 
Proszę, jeśli czytacie, zostawcie ślad w postaci jakiegokolwiek komentarza.:)
Pozdrawiam! :*

piątek, 15 listopada 2013

second.

I wanna hide the truth
I wanna shelter you

***

Dziękuję, że się nim zajmiesz. - powiedziała wdzięczna do swojej siostry. Sylwia nie była zachwycona tym, że Meg zdecydowała się jednak powiedzieć prawdę piłkarzowi.
- A co mu powiesz? - dopytywała się.
- A niby co powinnam? Prawdę mu powiem. Najwyższy czas. Nie miałam odwagi przez pięć lat, a teraz w końcu jestem przyparta do muru.
- Myślisz, że będzie od Ciebie czegoś chciał?
- Nie mam pojęcia. Boję się, że będzie chciał utrzymywać kontakt z Marcelem. Nie chcę mieszać mu w głowie. Jest taki mały. - spojrzała z czułością na malucha, który bawił się samochodzikiem w salonie swojej siostry. - Poza tym zaakceptował już Arthura jako ojca. Powiedział nawet tak do niego. Jak mam mu to teraz wytłumaczyć?
- Sama się w to wpakowałaś.
- Wielkie dzięki.
- Sorry. - odpowiedziała, wzruszając ramionami.
- Dobra, ja pojadę do niego. Wracam jak najszybciej.
- Spokojnie, wyjaśnijcie sobie wszystko.
- Dzięki, ale i tak wrócę jak najszybciej. Przecież Arthur o niczym nie wie. Umawiałam się z nim, że wrócę jeszcze dziś. Nie przewidziałam takich komplikacji.
- Od samego początku mówiłam Ci, żebyś powiedziała Marco o wszystkim. Nie miałabyś dzisiaj takich problemów.
No tak... Sylwia to była zawsze ta idealna i dobrze ułożona. Nie miała dziecka, sama nim będąc. Ale to Meg się wszystko udało. Skończyła szkołę, dostała dyplom z wyróżnieniem na wymarzonej uczelni. Osiągnęła to, co zaplanowała, a mimo to rodzice uważali ją za niedojrzałą gówniarę, choć miała ponad 20 lat. Musiała szybko dojrzeć, podejmować decyzje, których zwykle się w tym wieku nie podejmuje. Była ciekawa, czy kiedykolwiek zaakceptują to, że stosunkowo wcześnie zostali dziadkami. Zawsze prawili jej kazania. Dziewczyna wiedziała, że z jednej strony mieli rację, ale co mogła poradzić na to, że uległa urokowi Reusa? Nie kochała go nawet w tamtym momencie. Po prostu się przyjaźnili. Od szesnastego roku życia jeździli razem na wakacje. Zawsze w to samo miejsce. Byli tam bardziej sobą niż kiedykolwiek i gdziekolwiek. Nikogo nie udawali. Chodzili spać, o której chcieli, imprezowali. Ale mieli jedną zasadę: wszystko to, co się tam wydarzyło zostaje między nimi. To sprawiło, że ich więź stawała się coraz mocniejsza. Umacniało to ich przyjaźń. Wakacje były chyba najszczęśliwszą pora roku dla nich.
Aż do tamtych wakacji. Wszystko się wtedy posypało.
Świętowali osiemnastkę dziewczyny. Byli w jednym z klubów i wypili więcej niż zwykle. Meg właściwie nie była przyzwyczajona do picia, bo nie spożywała alkoholu wcześniej. W ich zwyczaju było również to, że każdego wieczora szli na spacer plażą. Ich ośrodek znajdował się prawie nad brzegiem morza, więc w ten sposób wracali zawsze. Tak było także i tamtej nocy. Księżyc świecił wyjątkowo mocno, a oni wpadli na pomysł, żeby się wykąpać w samej bieliźnie w morzu.
Wyszli z morza i postanowili posiedzieć chwilę na plaży. Woda była stosunkowo ciepła, choć po kąpieli dziewczyna trzęsła się jak osika. Marco dał jej swoją koszulkę, choć i jemu było chłodno. Jednak nigdy nie pozwoliłby, aby jego przyjaciółce coś się stało. Kochał ją jak siostrę. Oczywiście podobała mu się od strony fizycznej. Nie była chuda jak patyk, ale z pewnością nie można było użyć przymiotnika otyła czy chociażby gruba. Miała długie, brązowe włosy i niebieskie oczy. Jednak to, co najbardziej mu się w Meg podobało, to charakter. Dogadywali się praktycznie bez słów. Często wpadali na te same pomysły.  Reus usiadł za dziewczyną i ją objął. Często się tak przytulali, więc dziewczyna nie widziała w tym geście niczego złego. Jednak w tamtym momencie alkohol zaszumiał mu w głowie i pocałował ją w szyję.
- Co Ty robisz? - zapytała. Marco po raz pierwszy w towarzystwie dziewczyny poczuł się niezręcznie, dlatego przestał. Brunetka stwierdziła, że nie ma sensu tego roztrząsać. Kiedy mieli się już zbierać, Marco, jak na dżentelmena przystało, podał rękę przyjaciółce, a ona, wstając, wpadła na niego. Prawie się przewróciła z powodu alkoholu, który zaszumiał jej w głowie. Wtedy Marco po raz pierwszy spróbował. Ujął jej głowę w swoje dłonie i spojrzał głęboko w jej niebieskie oczy, które w tamtym momencie wydawały mu się bardziej lazurowe niż kiedykolwiek wcześniej. Chwilę później zaczął przybliżać się do jej ust.
- Marco... - wyszeptała. - Nie niszcz naszej przyjaźni.
- Nie robię tego. - powiedział miękko, a następnie ją pocałował. Całowali się, jakby zapomnieli o całym świecie. Nie istniało nic oprócz nich. Jednak po chwili dziewczyna otrzeźwiała i oderwała się od Reusa.
- Nie niszcz naszej przyjaźni. - powtórzyła. Tym razem jednak nie usłyszała odpowiedzi. - Powinniśmy już wracać. - dodała po chwili.
Marco i Meg wrócili do pokoju. Brunetka poszła się wykąpać, a Reus usiadł na tarasie. Miał kompletny mętlik w głowie. Nie wiedział, co ma robić. Nigdy wcześniej nie spojrzał na swoją przyjaciółkę w ten sposób, a przyjaźnili się już 11 lat. Wychowali się na tym samym podwórku, razem rozbijali kolana. A mimo to, że znał ją na wylot, ujrzał w niej kobietę. Uśmiechnął się do niej, kiedy zobaczył, jak wyszła z łazienki z mokrymi włosami swobodnie opadającymi na plecy skryte w zbyt dużej koszulce.
Była wyraźnie skrępowana tym, co zaszło, bo unikała wzroku początkującego wówczas piłkarza. Marco wstał i przeszedł obok niej, ocierając się o jej ramię. Piętnaście minut później i on wyszedł z łazienki. Miał wilgotne włosy, a w pasie jedynie ręcznik. Dziewczyna wiele razy widziała już tors blondyna, ale dopiero po pocałunku spojrzała na niego jak na faceta. On złapał ją na tym, jak mu się przygląda. Ponownie podszedł do niej i ją znowu pocałował. Tym razem brunetka nie oponowała. Spojrzała mu w oczy po raz pierwszy od kąpieli na plaży i przejęła inicjatywę, przyciągając go do siebie, wplatając jednocześnie palce we włosy. Wiedziała, że będzie tego żałować, bo to jej najlepszy przyjaciel, ale w tamtym momencie nie dbała o to. Liczyło się tylko to, że byli razem. Ściągnęła z niego ręcznik, a on ułożył ją na łóżku, całując jej brzuch. Zdjął z niej koszulkę i została w samej bieliźnie. Zarumieniła się, widząc jak Marco na nią patrzył. On oczywiście to dostrzegł i zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej to przerwać. Jednak wówczas Meg ponownie wplotła dłonie w jego włosy i zapomniał o swoich wątpliwościach.
Ich wspólny pierwszy raz nie był idealny. Ale czy ktokolwiek może tego wymagać od pary nastolatków, którzy nigdy nikomu na poważnie nie powiedzieli 'kocham cię'? Oboje byli zawstydzeni swoją nagością i reakcjami, których się nie spodziewali. Jednak Marco wiedział, że to on powinien jakoś się nią zająć, dlatego, gdy dziewczyna krzyknęła jego imię, on mocno ją przytulił do siebie.
Wówczas dotarło do Meg to, co zrobili. Odwróciła się plecami do Reusa i udawała, że zasnęła. Jednak tak naprawdę myślała o tym, co przed chwilą zaszło. Pytała sama siebie, jak ma mu spojrzeć w oczy bez skrępowania. Byli przyjaciółmi, ale nigdy nie widział jej w takim stanie, jak przed kilkoma minutami. Na zawsze oboje zapamiętają ten moment, bo to był jeden z tych, które odciskają piętno. Poczuła jak Reus otulił ją mocniej kołdrą. Zachciało jej się płakać. Mimowolnie jej ramiona zaczęły się trząść.
- Meg? - zapytał zaniepokojony Marco.
- Marco, co my zrobiliśmy? - nerwy jej puściły. - Nie chcę, aby ta jedna noc zmieniła coś między nami. Żebyśmy przestali się spotykać przez to. Znamy się za długo, żeby to wszystko stracić.
- Spokojnie, jutro o tym porozmawiamy. Teraz śpij. - powiedział, przytulając ją do siebie. Ona zamknęła oczy i zasnęła.
Następnego dnia nie miała odwagi spojrzeć Reusowi w oczy. Unikała jego towarzystwa, a nawet wzroku. W końcu on nie wytrzymał tego napięcia i zagrodził jej drogę. Kiedy Meg chciała go ominąć, złapał za dłonie, czym wywołał dreszcz u dziewczyny.
- Spojrzysz w końcu na mnie? - zapytał delikatnie. - Meg.
Dziewczyna spojrzała na niego, bo wydawało jej się, że to mimo wszystko był najodpowiedniejszy moment.
- Tak, Marco? - jego imię przeszło jej przez gardło wyjątkowo ciężko.
- Chyba musimy porozmawiać, prawda?
- Wiem, ale nie mam odwagi się z tym zmierzyć.
- A kiedy jak nie teraz? 
- Masz rację. - wyznała zrezygnowana, wzdychając. - Usiądźmy i pogadajmy.
Marco pozwolił dziewczynie iść przodem. Meg usiadła na najbliższym łóżku. Reus wybrał łóżko naprzeciw. Brunetka zastanawiała się, dlaczego. Chciał widzieć jej reakcje? Czy celowo dał jej trochę przestrzeni? Tego nie wiedziała.
- Marco. Ta noc była błędem. - zaczęła Meg, choć sama nie była pewna tego, co mówi.
- A według mnie nie. Dorośliśmy. Nie zauważyłaś, że już od jakiegoś czasu coś zaczęło się zmieniać? Myślałem o tym sporo i chcę, żebyś wiedziała, że chciałbym spróbować z Tobą być.
- Marco... To chyba nie jest najlepszy pomysł.
- A dlaczego nie? Powodem ma być to, że wiem, kiedy masz okres? Że wiem, jaki rozmiar stanika nosisz? - Reus nie spodziewał się, że będzie go stać w tej sytuacji na aż taką szczerość.
- Marco, ja po prostu nie chcę Cię stracić. Jesteś moim jedynym przyjacielem. Nigdy innego nie miałam. - Dziewczyna wbiła swój wzrok w dłonie. Była bardzo zawstydzona bezpośredniością chłopaka.
- A kto powiedział, że stracisz?
- Marco, a jeśli coś nam nie wyjdzie? Jeśli się rozstaniemy? Przecież ja głupia nie jestem i wiem, że jeżeli coś takiego się stanie, to najprawdopodobniej nasz kontakt się urwie. Albo inaczej, na pewno nie będzie tak samo.
- A może warto zaryzykować? - blondyn podszedł do brunetki, klęknął przed nią i spojrzał od dołu w oczy.
- Myślisz, że gra jest warta świeczki?
- Nie proponowałbym, gdybym w to nie wierzył. Postaram się ze wszystkich sił, żeby nam się udało. - wziął głęboki oddech, zdając sobie sprawę z tego, że najważniejsza część rozmowy jest już na nimi. - Obiecaj mi.
- Co mam Ci obiecać?
- Wiesz co.
- Obiecuję, że też się postaram.

***
Z takimi wspomnieniami stanęła przed drzwiami domu Reusa z oczami pełnymi łez. Nie była gotowa na to spotkanie. Niby minęło 5 lat, ale to dla niej za wcześnie. Gdyby nie przypadek, pewnie nigdy by się nie zdecydowała. Jednak wstrzymała na chwilę oddech i zapukała.
Wyszła na przeciw przeznaczeniu.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Jednak wstawiam już dzisiaj nowy rozdział. Mam wrażenie, że jest lepszy niż poprzedni, ale to zostawiam do Waszej oceny, na którą baaaaaardzo liczę.

czwartek, 14 listopada 2013

first.

nic nieznaczące to coś i najważniejsze to nic

***

Jechała autobusem do swojej siostry, Sylwii, a jej głowa była pełna wyrzutów. Po co przyjechała do Dortmundu?! Źle jej było w Hannoverze?! Po co rozgrzebywała przeszłość, która wydawała się być zamkniętym rozdziałem w jej życiu?! Miała w Hannoverze wszystko! Pracę, dziecko i chłopaka, który kochał jej synka jak własnego. Ale nie, to nie było wystarczająco dużo, dlatego zabrała dziecko i przyjechali razem do Dortmundu na mecz BVB z Hannoverem. I komu kibicowała? Oczywiście Borussi. Tak bardzo się cieszyła, gdy po ostatnim gwizdku na tablicy widniał wynik 4:1 dla gospodarzy. Była taka zadowolona, że powiedziała swojemu synkowi, kto był autorem dwóch goli.
- Widziałeś, kochanie, jak tatuś strzelił dwa gole? Piękne, prawda?
- Tata? - zapytał zdezorientowany malec, patrząc na nią swoimi reusowymi oczami. Synek był jej najbliższą rodziną i tylko na nim aż tak bardzo jej zależało. Brunetka nigdy nie okłamała swojego syna i teraz też nie chciała, dlatego powiedziała mu prawdę.
- Tak, synku, Twój tata.
- Ale przecież mój tata jest w Hannoverze.
- To jest Twój tata. - kiwnęła głową w stronę uradowanego piłkarza, który nie wiedział, że gdzieś na trybunach czai się jego pierwsza i największa miłość. - Arthur nie jest Twoim tatą.
- Ale zawsze tak mówiłaś!
- Wiem, ale to Marco jest Twoim prawdziwym tatusiem. Arthur Cię kocha, ale nie jest Twoim tatą.
- Chcę się z nim przywitać. - nalegał malec.
- Nie możemy do niego teraz iść. - Nie mogła mu przecież powiedzieć, że Marco nie miał bladego pojęcia o jego istnieniu. To mogłoby załamać małego chłopca.
Tym jednym zdaniem zaprzepaściła wszystko, co udało jej się z Arthurem osiągnąć, wychowując małego. Od zawsze Marcel mówił do Arthura tato, bo żadnego innego mężczyzny nie było w życiu Meg. Przynajmniej od czasu, gdy mały się urodził. Nawet Arthur nie wiedział praktycznie nic o Marco. Był świadomy tylko tego, że jest on ojcem Marcela. Brunetka uważała, że niektóre rzeczy powinny zostać pomiędzy nią i blondynem, dlatego prawie nikomu się nie zwierzała. Jedyną osobą, która wiedziała coś więcej, była Sylwia. Nie dlatego, że Meg jej bezgranicznie ufała. To był impuls. Później wiele razy żałowała, że jej zaufała, bo często robiła jej aluzje, które ją najzwyczajniej bolały. Cierpiała z miłości.

Wyszli ze stadionu i, jak na złość, Marco również wychodził po meczu.
- Taaaataaaaaa! - krzyknął jej syn i podbiegł do Marco. Zdziwiony blondyn spojrzał na malca, a później na brunetkę. Nic z tego nie rozumiał. Podbiegło do niego obce dziecko i mówi do niego per tato.
- Cześć, Marco. - powiedziała brunetka, nie patrząc na niego.
- O co chodzi? - spytał, ignorując jej przywitanie.
- Chyba musimy porozmawiać.
- O co chodzi? - ponowił pytanie.
- Marco, to jest mój syn. Konkretnie Twój też. To jest nasz syn. - wydusiła z siebie, gdyż wiedziała, że nie może kłamać. Reus na pewno zauważył podobieństwo; te same oczy, kolor włosów. Byli do siebie podobni.
- To niemożliwe. - powiedział Reus, pocierając policzek.
- Jak najbardziej możliwe.
W tamtym momencie w głowie Marco zakotłowało się od myśli. Jeden mecz, niby szczęśliwy, wywrócił jego życie do góry nogami. Zaczął myśleć, jak to możliwe. Przecież nie widzieli się tak długo. Czy to może być prawda? Zadawał sobie to pytanie na okrągło.
- Musimy się spotkać i porozmawiać. - powiedziała brunetka.
- Poczekaj... Poczekajcie tu na mnie dobrze? Pójdziemy gdzieś i na spokojnie sobie wszystko wyjaśnimy. - Reus spojrzał na chłopca, odwrócił się i odszedł. W głowie miał totalny mętlik. Kilka minut wystarczyło, by zburzyć jego szczęście i spokój po zapewnieniu jego drużynie zwycięstwa. Nie pamiętał drogi do szatni. Wszedł do niej, gdzie jeszcze zastał Mario.
- Mario, nie będę mógł być na imprezie. - powiedział. Zawsze po zwycięstwie świętowali ją u któregoś z zawodników.
- Jak to? Autora dwóch goli nie będzie?
- Sorry, stary.
Nie czekając już na odpowiedź, wyszedł z budynku.
  Przez cały ten czas brunetka spoglądała się pustym wzrokiem przed siebie. Jej syn coś do niej mówił, ale ona tego nie słyszała. Nie docierało do niej żadne ze słów, które powiedział. Po raz pierwszy od dawna była autentycznie przerażona. Jej świat, dotychczas poukładany, legł w gruzach. Jedyne o czym pomyślała to, że powinna chronić swojego syna za wszelką cenę. Wyjęła szybko telefon ze swojej torby i wybrała numer Sylwii.
- Cześć, Sylwia. Możesz zaopiekować się moim synem?
- Jesteś w Dortmundzie?
- Tak. Marco się o nim dowiedział. - powiedziała, przytulając do swojego boku malca.
- Jak to?
- Przyjechałam z nim na mecz i tak wyszło. Obiecałam się z nim spotkać.
- Po co? Nie rozgrzebuj przeszłości. Masz wszystko w Hannoverze.
- Myślisz, że o tym nie wiem? Za późno. On mi już nie odpuści. Tyle razy byłam w Dortmundzie i wcześniej go nie spotkałam, a teraz nie wiem, co robić.
- Chyba nie masz wyjścia, jeśli powiedziałaś, że się spotkasz.
- Wiem. Tak bardzo się boję.
- Podrzuć go do mnie, dobrze?
- Jasne. - odpowiedziała brunetka, myśląc jednocześnie, że jej siostra choć raz mogłaby się przejąć jej problemem. Prawie nigdy Sylwia nie myślała o tym, co brunetka przeżywała, kiedy jej rodzice się trochę od niej odwrócili, gdy dowiedzieli się o ciąży w tak młodym wieku.
Kiedy Meg się rozłączyła, podszedł do niej Marco z torbą.
- Marco, spotkajmy się za pół godziny, dobrze?
- A nie uciekniesz?
- Marco, ile my mamy lat? Jesteśmy dorośli.
- Czyżby? - odpowiedział irocznie. - Wolisz się spotkać w miejscu publicznym czy gdzieś bardziej prywatnie?
- Wolałabym nie zdobić okładek gazet.
- W takim razie przyjedziesz do mnie?
- Jeśli podasz mi adres, to jasne.
Po raz pierwszy tego dnia Marco się do niej uśmiechnął. Brunetka zobaczyła wówczas w nim tego chłopaka, którego znała kilka lat temu i za którym poniekąd tęskniła.

------------------------------------------------------------------------------------

No dobra, jest pierwszy. Wiem, że nie idealny, ale znowu muszę się wprawić w pisanie postów, bo od ponad dwóch miesięcy niczego nie publikowałam. 
Mam nadzieję, że choć trochę się Wam podoba i będziecie chciały go czytać.
Napiszcie mi, co Wam się nie podoba, żebym mogła to zmienić.
Jest to dopiero pierwszy rozdział, także wszystko można zmienić.:) Oprócz historii, oczywiście:)
Trzymajcie się ciepło, bo mnie już choroba złapała...
Jedyny pozytyw z mojej choroby jest taki, że być może w tym tygodniu dodam w sumie trzy rozdziały:)

Pozdrawiam Was baaaaardzo i całuję!:*

środa, 13 listopada 2013

prolog.

To nie będzie typowy prolog. Chciałam napisać jakiś wstęp, bo ten blog jest dla mnie inny niż poprzedni. Naprawdę.
Dlatego proszę, żebyście nie krytykowały samej historii, a mój styl pisania. Historia ta wydarzyła się naprawdę. Osoba, którą to dotknęło zgodziła się na opisanie tego tutaj, dla Was. Oczywiście wszystko jest przeniesione w świat piłkarzy, ale wątek główny naprawdę się zdarzył.
Nie będę publikować codziennie, bo z pewnością nie dam rady. Będę dodawała rozdziały średnio raz w tygodniu, trudno mi przewidzieć którego dnia. Jednak postaram się, by na weekend pojawił się nowy rozdział.:)
Choć w rzeczywistości historia działa się przez kilka lat, rozdziałów nie będzie dużo. Główna część dzieje się po upływie kilku lat, także mam nadzieję, że rozumiecie.:)

Jutro pojawi się pierwszy rozdział!:)
Pozdrawiam i liczę na Wasze szczere opinie.!