I close my eyes and I feel your heartbeat.
A deep blue sea rushes over me.
And the thunder cries I feel warmth around me.
Cause I found a place underneat your heart.
piosenka.
***
A deep blue sea rushes over me.
And the thunder cries I feel warmth around me.
Cause I found a place underneat your heart.
piosenka.
***
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to jest nasza pierwsza randka? - zapytał Reus.
Meg była nieco zaskoczona, gdyż nie rozpatrywała tego spotkania w kategorii randki. Kiedy jednak Marco tak je nazwał, nie mogła się nie zgodzić.
- Faktycznie. - odpowiedziała. Od tamtego momentu zrobiła się jeszcze bardziej spięta.
- Meg, spokojnie. To ja. Tylko ja.
- Aż Ty. - odrzekła. - Nawet nie wiesz, ile razy wyobrażałam sobie, że tak siedzimy przy stole i jemy kolację. A teraz to wszystko się spełnia. Każde moje marzenie. To bardzo duża zmiana.
- Ważne, żebyś nie żałowała tej decyzji. Że mówisz "tak" mojej obecności w Twoim... w Waszym życiu. To dla mnie ważne.
- Oczywiście, że się obawiam, iż któregoś dnia postanowisz, że to koniec. Że będziesz chciał pełnić rolę "weekendowego taty". Ale mimo moich obaw, chcę spróbować. Chcę zawalczyć o nas. I pragnę, byś wiedział, że zrobię wszystko, by te próby zakończyły się sukcesem. Nie tylko ze względu na Marcela, ale również ze względu na nas. Życie chyba jest nam to winne, bo los do tej pory raczej nam nie pomagał.
Marco po raz kolejny został zaskoczony tym, co powiedziała brunetka.
- Nie obawiaj się. Nie będę "weekendowym tatą". Nie ucieknę. Nigdzie się nie wybieram.
- Przepraszam, nawet nie powinnam tak pomyśleć. Wierzę Ci i ufam.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy. Bałem się, że do nikogo nie poczuję tego, co do Ciebie podczas tamtych wakacji. W sumie, to niewiele się pomyliłem, bo do nikogo nie żywiłem takich uczuć. A świadomość takiej zmiany jest cholernie miła.
Przez jakąś minutę jedli w ciszy. Meg zastanawiała się nad ich związkiem, a Marco jedynie przyglądał się brunetce, która raz na jakiś czas przyłapywała go na wpatrywaniu się w nią. Uśmiechała się wówczas nieśmiało. Choć cisza, która panowała między nimi była nieco krępująca, nie przeszkadzała im zbytnio. Cieszyli się swoją obecnością.
- Chcesz obejrzeć jakiś film? - spytał Reus, kiedy już zjedli kolację.
- Bardzo chętnie.
- To idź wybrać jakiś film z internetowej wypożyczalni, a ja zaniosę naczynia do zmywarki.
- Może być komedia romantyczna?
- Obejrzę to, co wybierzesz. Ufam Ci.
Meg odczytała z głosu Marco prośbę, by nie męczyła go komediami romantycznymi. Zdecydowała, iż wybierze jakąś komedię. Przede wszystkim i tak liczyła na to, że większość filmu spędzą na rozmowie. To był dla niej bardzo ważny element związku. Bez rozmowy nie było fundamentu, na którym można oprzeć całą znajomość i powoli budować relację.
Tak też się stało. Z początku skupili się na fabule filmu, jednak kiedy tylko Marco poprosił, by opowiedziała jakąś historię z życia Marcela, pogrążyli się w rozmowie, a film był jedynie tłem; dodatkiem. Opowiadała mu o z pozoru nieistotnych incydentach z życia ich dziecka, a on słuchał jak zaczarowany; o pierwszym kroku, który mały postawił, kiedy miał 17 miesięcy. O pierwszym słowie, które powiedział. O wszystkich drobnych elementach z pierwszych lat życia jego syna, w których nie mógł uczestniczyć. Zdawał sobie sprawę z tego, że los dał mu być może niepowtarzalną szansę na naprawienie wszystkich błędów z przeszłości. Pragnął ją za wszelką cenę wykorzystać.
- Marco, będę musiała już uciekać do domu. - powiedziała około godziny 22.
- Nie zostaniesz na noc? - spytał.
- Chyba nie... Marcel pewnie na mnie czeka.
- A mnie się wydaje, że Sylwia się nim dobrze zaopiekuje.
- Pewnie tak. Jednak mnie jest głupio, że ciągle zostawiam Marcela pod opieką siostry. Ona też ma prawo do własnego życia.
- Nie przeczę. Ale znacznie szybciej ona zacznie mieć własne życie, jeśli i my ułożymy swoje. Wspólnie. - mówiąc to, pocałował brunetkę, któremu Meg poddała się całkowicie. Uzależniła się od niego i nie wstydziła się do tego przyznać. We dwoje wszystko wydawało się łatwiejsze i prostsze.
Meg była nieco zaskoczona, gdyż nie rozpatrywała tego spotkania w kategorii randki. Kiedy jednak Marco tak je nazwał, nie mogła się nie zgodzić.
- Faktycznie. - odpowiedziała. Od tamtego momentu zrobiła się jeszcze bardziej spięta.
- Meg, spokojnie. To ja. Tylko ja.
- Aż Ty. - odrzekła. - Nawet nie wiesz, ile razy wyobrażałam sobie, że tak siedzimy przy stole i jemy kolację. A teraz to wszystko się spełnia. Każde moje marzenie. To bardzo duża zmiana.
- Ważne, żebyś nie żałowała tej decyzji. Że mówisz "tak" mojej obecności w Twoim... w Waszym życiu. To dla mnie ważne.
- Oczywiście, że się obawiam, iż któregoś dnia postanowisz, że to koniec. Że będziesz chciał pełnić rolę "weekendowego taty". Ale mimo moich obaw, chcę spróbować. Chcę zawalczyć o nas. I pragnę, byś wiedział, że zrobię wszystko, by te próby zakończyły się sukcesem. Nie tylko ze względu na Marcela, ale również ze względu na nas. Życie chyba jest nam to winne, bo los do tej pory raczej nam nie pomagał.
Marco po raz kolejny został zaskoczony tym, co powiedziała brunetka.
- Nie obawiaj się. Nie będę "weekendowym tatą". Nie ucieknę. Nigdzie się nie wybieram.
- Przepraszam, nawet nie powinnam tak pomyśleć. Wierzę Ci i ufam.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy. Bałem się, że do nikogo nie poczuję tego, co do Ciebie podczas tamtych wakacji. W sumie, to niewiele się pomyliłem, bo do nikogo nie żywiłem takich uczuć. A świadomość takiej zmiany jest cholernie miła.
Przez jakąś minutę jedli w ciszy. Meg zastanawiała się nad ich związkiem, a Marco jedynie przyglądał się brunetce, która raz na jakiś czas przyłapywała go na wpatrywaniu się w nią. Uśmiechała się wówczas nieśmiało. Choć cisza, która panowała między nimi była nieco krępująca, nie przeszkadzała im zbytnio. Cieszyli się swoją obecnością.
- Chcesz obejrzeć jakiś film? - spytał Reus, kiedy już zjedli kolację.
- Bardzo chętnie.
- To idź wybrać jakiś film z internetowej wypożyczalni, a ja zaniosę naczynia do zmywarki.
- Może być komedia romantyczna?
- Obejrzę to, co wybierzesz. Ufam Ci.
Meg odczytała z głosu Marco prośbę, by nie męczyła go komediami romantycznymi. Zdecydowała, iż wybierze jakąś komedię. Przede wszystkim i tak liczyła na to, że większość filmu spędzą na rozmowie. To był dla niej bardzo ważny element związku. Bez rozmowy nie było fundamentu, na którym można oprzeć całą znajomość i powoli budować relację.
Tak też się stało. Z początku skupili się na fabule filmu, jednak kiedy tylko Marco poprosił, by opowiedziała jakąś historię z życia Marcela, pogrążyli się w rozmowie, a film był jedynie tłem; dodatkiem. Opowiadała mu o z pozoru nieistotnych incydentach z życia ich dziecka, a on słuchał jak zaczarowany; o pierwszym kroku, który mały postawił, kiedy miał 17 miesięcy. O pierwszym słowie, które powiedział. O wszystkich drobnych elementach z pierwszych lat życia jego syna, w których nie mógł uczestniczyć. Zdawał sobie sprawę z tego, że los dał mu być może niepowtarzalną szansę na naprawienie wszystkich błędów z przeszłości. Pragnął ją za wszelką cenę wykorzystać.
- Marco, będę musiała już uciekać do domu. - powiedziała około godziny 22.
- Nie zostaniesz na noc? - spytał.
- Chyba nie... Marcel pewnie na mnie czeka.
- A mnie się wydaje, że Sylwia się nim dobrze zaopiekuje.
- Pewnie tak. Jednak mnie jest głupio, że ciągle zostawiam Marcela pod opieką siostry. Ona też ma prawo do własnego życia.
- Nie przeczę. Ale znacznie szybciej ona zacznie mieć własne życie, jeśli i my ułożymy swoje. Wspólnie. - mówiąc to, pocałował brunetkę, któremu Meg poddała się całkowicie. Uzależniła się od niego i nie wstydziła się do tego przyznać. We dwoje wszystko wydawało się łatwiejsze i prostsze.
- Naprawdę muszę iść. - oderwała się od piłkarza. Choć chciała być częścią jego życia i aby on był częścią ich życia, nie zdecydowała się na spędzenie z nim nocy.
- Dobrze. Odprowadzę Cię.
- Nie musisz, przecież wiesz.
- Ale ja chcę. Poza tym jak by to wyglądało, gdyby dziewczyna wracała sama po randce do domu?
- Nie musisz się przejmować, bo mama nie będzie stać w oknie i podglądać.
- Niemniej jednak nie pozwolę, byś wracała sama do domu po nocy.
- Zgoda. Chodźmy.
Przez pewien czas szli w milczeniu, obejmując się. Oczywiście ich myśli krążyły wokół tego, co się między nimi odradzało i tego, co rodziło się na nowo. Bo niektóre sprawy były dla nich całkiem nowe. Wspólne plany na przyszłość, rodzina... Tego nie planowali nigdy wcześniej, nie zastanawiali się nad tymi elementami życia.
- Będziemy musieli wszystko jakoś pogodzić. Marcel, Twoja kariera sportowa... To nie będzie łatwe, wiesz? - zaczęła.
- Wierzę, że nam się uda. Wielu moich kolegów miało takie dylematy. Podeszli jednak do tego ze spokojem i zobacz, układa im się.
- No i ja chciałabym znaleźć jakąś pracę.
- Doskonale wiesz, że nie musisz pracować.
- Ale chcę. Wiele osób nie ma potrzeby samorealizacji, ale ja nie zamierzam być niczyją utrzymanką. Chcesz, to możesz Marcela utrzymywać, proszę bardzo, ale ja nie zgodzę się na to, byś i mnie dawał pieniądze. Jestem młoda, skończyłam dziennikarstwo, więc wszystko przede mną jeszcze. Liczę na to, że uda mi się znaleźć pracę w zawodzie.
- Mogę popytać znajomych... - zasugerował.
- Ej, ej, bez takich! Mam nadzieję, że moje kwalifikacje same się obronią i nie będę potrzebowała Twojej pomocy, bo nie wątpię; jak pociągniesz za sznurki, to praca sama do mnie przyjdzie. Pracodawcy będą walić drzwiami i oknami.
- Możliwe. Jednak jeśli tego nie chcesz, to nie zrobię niczego, by Ci pomóc. Jeżeli zmienisz zdanie, to mów.
- Dziękuję. - powiedziała, jednocześnie łapiąc go za rękę.
Wróciła do mieszkania sama. Zaproponowała Marco, by wszedł choćby na chwilę; na herbatę czy szklankę wody. Następnego dnia miał jednak trening i musiał wypocząć. Umówili się, że spotkają się nazajutrz; również wieczorem. Meg powoli stawała się częścią jego życia w coraz większym stopniu. I bardzo mu to odpowiadało, bo w końcu miał, po co żyć.
***
- Cześć, siostrzyczko. - powitała Sylwię następnego dnia szerokim uśmiechem Meg.
- Oooo, coś Ty taka wesoła?
- Mam swoje powody. - odrzekła tajemniczo. Nie miała w sumie niczego do ukrycia.
- Czy wczoraj stało się coś szczególnego?
- W końcu wszystko się układa. Tyle. Choć nie ukrywam, to wszystko jest zbyt piękne, by było prawdziwe. Umówiłam się też na dzisiejszy wieczór z Marco.
- Zostaniesz u niego na noc? Wiem, że ostatnią noc spędziłaś tutaj.
- Nie jestem pewna. Ufam mu, kocham go. Naprawdę. Ale po co się spieszyć? Jeśli nie wrócę na noc, to na pewno do niczego nie dojdzie.
- Twoja decyzja. Pamiętaj jednak, że zaopiekuję się Marcelem, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Jestem Ci wdzięczna. Ostatnio to Ty zastępujesz mu matkę... Aż mi głupio.
- Nie żartuj nawet. Kocham go i chcę Ci wynagrodzić czas, kiedy nie akceptowałam tego, co robiłaś. Kiedy odrzuciłam Cię. I sądzę, że to jest właściwy sposób na zrekompensowanie tego.
- Powiedzmy, że takie tłumaczenie jest dobre. Jednak nie przejmuj się, niedługo nie będę Cię tak wykorzystywała. Kto wie... Może z Marco zamieszkamy niedługo razem?
- Żartujesz?! Zaproponował Ci to? - zapytała uradowana Sylwia.
- Nie... Ale jest nam ze sobą dobrze, także to pewnie naturalna kolei rzeczy.
- Możliwe. Jednak jeśli tego nie chcesz, to nie zrobię niczego, by Ci pomóc. Jeżeli zmienisz zdanie, to mów.
- Dziękuję. - powiedziała, jednocześnie łapiąc go za rękę.
Wróciła do mieszkania sama. Zaproponowała Marco, by wszedł choćby na chwilę; na herbatę czy szklankę wody. Następnego dnia miał jednak trening i musiał wypocząć. Umówili się, że spotkają się nazajutrz; również wieczorem. Meg powoli stawała się częścią jego życia w coraz większym stopniu. I bardzo mu to odpowiadało, bo w końcu miał, po co żyć.
***
- Cześć, siostrzyczko. - powitała Sylwię następnego dnia szerokim uśmiechem Meg.
- Oooo, coś Ty taka wesoła?
- Mam swoje powody. - odrzekła tajemniczo. Nie miała w sumie niczego do ukrycia.
- Czy wczoraj stało się coś szczególnego?
- W końcu wszystko się układa. Tyle. Choć nie ukrywam, to wszystko jest zbyt piękne, by było prawdziwe. Umówiłam się też na dzisiejszy wieczór z Marco.
- Zostaniesz u niego na noc? Wiem, że ostatnią noc spędziłaś tutaj.
- Nie jestem pewna. Ufam mu, kocham go. Naprawdę. Ale po co się spieszyć? Jeśli nie wrócę na noc, to na pewno do niczego nie dojdzie.
- Twoja decyzja. Pamiętaj jednak, że zaopiekuję się Marcelem, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Jestem Ci wdzięczna. Ostatnio to Ty zastępujesz mu matkę... Aż mi głupio.
- Nie żartuj nawet. Kocham go i chcę Ci wynagrodzić czas, kiedy nie akceptowałam tego, co robiłaś. Kiedy odrzuciłam Cię. I sądzę, że to jest właściwy sposób na zrekompensowanie tego.
- Powiedzmy, że takie tłumaczenie jest dobre. Jednak nie przejmuj się, niedługo nie będę Cię tak wykorzystywała. Kto wie... Może z Marco zamieszkamy niedługo razem?
- Żartujesz?! Zaproponował Ci to? - zapytała uradowana Sylwia.
- Nie... Ale jest nam ze sobą dobrze, także to pewnie naturalna kolei rzeczy.
- Oczywiście, że tak. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że Wam się udaje. W końcu on jest Twoją pierwszą i największą miłością, a takiej się nie zapomina. Nawet, gdy byłaś z Arthurem, to było dla mnie oczywiste, że gdzieś w głębi serca to nie z nim chciałaś tworzyć rodzinę. Zresztą ciężko było zapomnieć, iż ojcem Twojego dziecka nie jest Twój aktualny wówczas partner...
- To było niemożliwe. Bardzo często łapałam się na tym, że myślałam o Marco. Nie mówiłam tego nikomu, bo przecież w tamtym momencie byłam pewna, iż ja i on nie mamy już przyszłości. A tutaj ten jeden wyjazd do Dortmundu... Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak się cieszę, że wtedy tu przyjechałam. Ten przyjazd dał mi szansę na stworzenie wszystkiego od nowa; odbudowę tego, co sama zniszczyłam kilka lat temu i czego żałowałam. - Meg westchnęła. - Dobra, bo zrobiło się zbyt sentymentalnie... Kończąc, mam zamiar naprawić wszystko to, co zepsułam przez tę jedną cholerną decyzję. Tym bardziej, że teraz moje decyzje wpływają bezpośrednio na życie kilku osób.
__________________________________________________
Przepraszam.
To chyba jedyne słowo, na które mnie stać teraz.
Nie byłam w stanie napisać choćby jednego zdania, które bym zaakceptowała.
Ale teraz stworzyłam to coś. Nie jest idealne, ale akceptowalne. A to chyba aktualnie mi wystarcza. Mam nadzieję, że będę w stanie kontynuować opowiadanie, bo chciałabym je dokończyć.
Pozdrawiam. Liczę na Wasze opinie, ale nie obrażę się, jeśli mnie ukarzecie za to, iż się nie odzywałam.
Do usłyszenia.
- To było niemożliwe. Bardzo często łapałam się na tym, że myślałam o Marco. Nie mówiłam tego nikomu, bo przecież w tamtym momencie byłam pewna, iż ja i on nie mamy już przyszłości. A tutaj ten jeden wyjazd do Dortmundu... Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak się cieszę, że wtedy tu przyjechałam. Ten przyjazd dał mi szansę na stworzenie wszystkiego od nowa; odbudowę tego, co sama zniszczyłam kilka lat temu i czego żałowałam. - Meg westchnęła. - Dobra, bo zrobiło się zbyt sentymentalnie... Kończąc, mam zamiar naprawić wszystko to, co zepsułam przez tę jedną cholerną decyzję. Tym bardziej, że teraz moje decyzje wpływają bezpośrednio na życie kilku osób.
__________________________________________________
Przepraszam.
To chyba jedyne słowo, na które mnie stać teraz.
Nie byłam w stanie napisać choćby jednego zdania, które bym zaakceptowała.
Ale teraz stworzyłam to coś. Nie jest idealne, ale akceptowalne. A to chyba aktualnie mi wystarcza. Mam nadzieję, że będę w stanie kontynuować opowiadanie, bo chciałabym je dokończyć.
Pozdrawiam. Liczę na Wasze opinie, ale nie obrażę się, jeśli mnie ukarzecie za to, iż się nie odzywałam.
Do usłyszenia.
jest rozdział! Ale na to czekałam !
OdpowiedzUsuńJuż się bałam, że się nie doczekam !
/m.
wiem, długo mnie nie było
UsuńPrzepraszam.
Ale już jestem i mam nadzieję, że będę.
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że dodałaś ten rozdział! Szczerze myślałam, że będzie trochę dłuższy ale zawsze coś :) Dziękuję ci za to , że dalej piszesz to opowiadanie , bo jest cudowne ! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wciąż chcesz to czytać.
UsuńDziękuję i pozdrawiam! ;))
Doczekałam się! :) Wchodziłam tu co kilka dni i za każdym razem nie zastawałam nowego rozdziału. Dzisiaj wchodzę i oto jest! :)
OdpowiedzUsuńKrótki, ale cieszy :)
Fajnie, że między Meg i Marco dobrze się układa :)
Oby nikt, ani nic nie zburzyło im tego :)
Czekam na kolejny rozdział :)
Buziaki ;**
Cieszę się, że była miła niespodzianka w postaci nowego rozdziału ;))
UsuńPozdrawiam! ;*
Doczekalam sie. Nie zawiodlas. Uwielbiam to opowiadanie. Widze, ze wszystko zmierza w dobrym kierunku. Ciesze sie ze Meg sie nie spieszy, a Marco to akceptuje. Miedzy nimi jest piekna wiez. Milo sie czyta. Czekam na kolejny i ciesze sie, ze wrocilas.
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie www.new-life-with-you-baby.blogspot.com. duzo sie dzieje w zyciu Marco i Nat.
Bardzo się cieszę, że Ci się podoba :))
UsuńDziękuję, że czekałaś na nowy rozdział i wciąż chcesz czytać moje opowiadanie.
Pozdrawiam! :)))
Wystraszyłaś mnie tak długą przerwą! Myślałam, że już nie dodasz.
OdpowiedzUsuńRozumiem cię, bo też czasami nie potrafię poskładać myśli w całość.
A jeśli chodzi o rozdział, to cieszę się, że pomiędzy Marco i Meg nareszcie zaczyna się układać.
Ja też mam nadzieję, że będziesz w stanie dalej pisać :D
Czekam na następny epizod i do usłyszenia :)
Niestety, ale dużo się u mnie działo i nie do końca pozytywnie, a pewnie wiesz, że to wpływa negatywnie na wszystko.
UsuńPozdrawiam! Do usłyszenia! ;))