And I could give you my devotion
Until the end of time
And you will never be forgotten
With me by your side
'cause I don't need this life
I just need
somebody to die for
somebody to cry for.
***
- Chyba powinieneś już iść. - powiedziała Meg.
- Już mnie wyganiasz? - zaśmiał się.
- Po prostu mówiłeś, że jesteś zmęczony po treningu.
- Przeszło mi.
Siedzieli na kanapie w salonie. Sylwia krzątała się w kuchni, ale już wiedziała, że wszystko się ułożyło między jej siostrą i piłkarzem. Była zadowolona z takiego obrotu spraw, bo odkąd poznała prawdę o Arthurze, kibicowała związkowi Meg i Marco. Nie tylko ze względu na Marcela. Nie ukrywała, że to było ważne, ale pragnęła, by w życiu Meg w końcu zapanował spokój. Była przekonana, iż Marco może jej to zapewnić.
- Kochanie, a może przeprowadzicie się do mnie? Mam duży dom...
- Wiem. - powiedziała, ucinając dalsze wyliczenia. - Ja to wszystko wiem. Tylko Marco... Ja nie jestem gotowa. To zbyt szybko. I tak jestem zdziwiona, że jesteśmy razem już teraz. Sprawy potoczyły się lotem błyskawicy.
- Za szybko dla Ciebie?
- Nie o to chodzi. Jest dobrze tak, jak jest. Nie zmieniajmy czegoś, co jest dobre.
- Nie ukrywam, chciałbym, abyście zamieszkali ze mną. Żebyście byli blisko. Jednak poczekam. Będę cierpliwy. Obiecuję. - pocałował ją w czubek głowy.
- Dziękuję. - spojrzała na jego twarz, a później ponownie wtuliła się w jego bark. Leżeli tak na kanapie. Żadne z nich nie chciało zakłócać tej chwili, bo oboje ogarnął spokój. Meg ciągle zastanawiała się nad tym, co powiedział przed chwilą Reus. Chciał, by zamieszkali razem. Wszystko brzmiało pięknie, wspólny dom, rodzina, później pewnie ślub... Tylko czy ona była na taki krok gotowa? Marcel z pewnością byłby szczęśliwy. Marco także. Meg chciała ich uszczęśliwić, bo to jej najbliższa rodzina. Jednak właśnie tu leżał problem. Nie chciała się aż tak angażować. Dość łatwo powiedzieć: i żyli długo i szczęśliwie. Trudniej przebywać w swoim towarzystwie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Czy była na to gotowa?
- O czym myślisz? - wyrwał ją z zamyślenia.
- Nietrudno zgadnąć. O Tobie, o nas. Trochę się boję. Ten toksyczny związek, w jakim tkwiłam przez kilka lat... Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że pogrążałam sama siebie. Pozwalałam, by Marcel przyzwyczajał się do obecności Arthura, ja powoli przywykłam do myśli, że to z nim spędzę resztę swojego życia. Nawet widziałam to wszystko oczami wyobraźni. Wiesz... Wspólne mieszkanie, rodzina, może ślub, dzieci. - tutaj zrobiła przerwę, by do Reusa dotarła powaga sytuacji. - Teraz też zaczynam to wszystko widzieć. Jeszcze wyraźniej. I to mnie nieco przeraża. Tak samo było w Hannoverze.
- Myślisz, że Cię skrzywdzę? Tak jak Arthur?
- Nie chodzi o fizyczny ból, którego doświadczyłam, będąc z Arthurem. Boję się, że pewnego dnia stwierdzisz, że zwyczajnie nie chcesz być już ze mną. Że zostawisz mnie, a ja będę potrzebowała kilku lat na zapomnienie.
- Przekonasz się z czasem, że niczego takiego nie planuję.
- Mam nadzieję. - odetchnęła z ulgą.
Marco siedział z Meg jeszcze kilka minut, by ta się uspokoiła. Martwił się o to, co powiedziała. Walczył o nią zbyt długo, aby teraz ją ranić. Chciał jej nawet to powiedzieć, jednak rozmyślił się, bo atmosfera się zmieniła.
- Kochanie, wierz mi. Bardzo, ale to bardzo nie chcę jechać, ale chyba muszę...
- Rozumiem. Przyjedziesz jutro? - spytała z nadzieją w głosie.
- A może pójdziemy na jakąś kolację?
- Bardzo fajny pomysł, ale... Paparazzi nie przyczepią się do nas?
- Może masz rację. W takim razie mam znacznie lepszy pomysł. Kolacja u mnie. Niestety, gotować nie potrafię, ale zamówię coś z restauracji i przywiozą.
- Dobrze. Zgadzam się. O której mam być?
- A jak Ci pasuje?
- To zależy od Twojego treningu i od tego, czy nie masz jakichś planów na jutro.
- Mam...
- A no widzisz. Zatem nie mogę ja ustalić godziny.
- ... spotkanie z Tobą. - uśmiechnął się.
- To zmienia postać rzeczy. - odpowiedziała, również uśmiechając się. - Pod wieczór może? Około 19?
- Będę czekać. - pocałował ją.
- Muszę tylko z Sylwią porozmawiać, czy będzie mogła zająć się małym w tym czasie.
- Na pewno nie będzie miała nic przeciwko. Jest w nim tak samo zakochana, jak i my.
Oboje zaśmiali się cicho.
- Pójdę pożegnać się z Marcelem. Może go jutro na trening wezmę? Dawno już ze mną nie był.
- Jeśli tylko będzie chciał, to nawet przyjdę z nim.
- Naprawdę? - w oczach Reusa pojawiły się iskry radości. Bał się, że więcej już nie pójdzie z nim na żadne spotkanie, na którym będzie Lewy.
- Tak, przyjdę z nim. O której macie trening?
- Od dwunastej do piętnastej.
- Przyjdę na pewno. Może nie na cały, ale będę.
- Cieszę się.
Spojrzał jej w oczy i nieco schylił się, by pocałować Meg.
- Ekhm, nie przeszkadzam? - wtrąciła się Sylwia. Meg nieco się speszyła, ale Marco był całkowicie rozluźniony.
- Nie. - odpowiedziała Meg. - Wejdź. Marco właśnie wychodził.
- Dokładnie. - potwierdził.
- No dobrze. To ja Was zostawię i pójdę nam herbatę zrobić, a Wy się pożegnajcie. - uśmiechnęła się pod nosem i opuściła pomieszczenie.
- Także... - zaczęła Meg. Wciąż była nieco zmieszana sytuacją, w jakiej się znalazła.
Mimo wszystko to była całkiem nowa sytuacja, choć tak dobrze jej znana.
- Widzimy się jutro u mnie. Przyjadę po Ciebie.
- Jak chcesz, to mogę sama do Ciebie dotrzeć. Jeszcze pamiętam, gdzie mieszkasz. - zażartowała, aby się rozluźnić.
- Przeszło mi.
Siedzieli na kanapie w salonie. Sylwia krzątała się w kuchni, ale już wiedziała, że wszystko się ułożyło między jej siostrą i piłkarzem. Była zadowolona z takiego obrotu spraw, bo odkąd poznała prawdę o Arthurze, kibicowała związkowi Meg i Marco. Nie tylko ze względu na Marcela. Nie ukrywała, że to było ważne, ale pragnęła, by w życiu Meg w końcu zapanował spokój. Była przekonana, iż Marco może jej to zapewnić.
- Kochanie, a może przeprowadzicie się do mnie? Mam duży dom...
- Wiem. - powiedziała, ucinając dalsze wyliczenia. - Ja to wszystko wiem. Tylko Marco... Ja nie jestem gotowa. To zbyt szybko. I tak jestem zdziwiona, że jesteśmy razem już teraz. Sprawy potoczyły się lotem błyskawicy.
- Za szybko dla Ciebie?
- Nie o to chodzi. Jest dobrze tak, jak jest. Nie zmieniajmy czegoś, co jest dobre.
- Nie ukrywam, chciałbym, abyście zamieszkali ze mną. Żebyście byli blisko. Jednak poczekam. Będę cierpliwy. Obiecuję. - pocałował ją w czubek głowy.
- Dziękuję. - spojrzała na jego twarz, a później ponownie wtuliła się w jego bark. Leżeli tak na kanapie. Żadne z nich nie chciało zakłócać tej chwili, bo oboje ogarnął spokój. Meg ciągle zastanawiała się nad tym, co powiedział przed chwilą Reus. Chciał, by zamieszkali razem. Wszystko brzmiało pięknie, wspólny dom, rodzina, później pewnie ślub... Tylko czy ona była na taki krok gotowa? Marcel z pewnością byłby szczęśliwy. Marco także. Meg chciała ich uszczęśliwić, bo to jej najbliższa rodzina. Jednak właśnie tu leżał problem. Nie chciała się aż tak angażować. Dość łatwo powiedzieć: i żyli długo i szczęśliwie. Trudniej przebywać w swoim towarzystwie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Czy była na to gotowa?
- O czym myślisz? - wyrwał ją z zamyślenia.
- Nietrudno zgadnąć. O Tobie, o nas. Trochę się boję. Ten toksyczny związek, w jakim tkwiłam przez kilka lat... Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że pogrążałam sama siebie. Pozwalałam, by Marcel przyzwyczajał się do obecności Arthura, ja powoli przywykłam do myśli, że to z nim spędzę resztę swojego życia. Nawet widziałam to wszystko oczami wyobraźni. Wiesz... Wspólne mieszkanie, rodzina, może ślub, dzieci. - tutaj zrobiła przerwę, by do Reusa dotarła powaga sytuacji. - Teraz też zaczynam to wszystko widzieć. Jeszcze wyraźniej. I to mnie nieco przeraża. Tak samo było w Hannoverze.
- Myślisz, że Cię skrzywdzę? Tak jak Arthur?
- Nie chodzi o fizyczny ból, którego doświadczyłam, będąc z Arthurem. Boję się, że pewnego dnia stwierdzisz, że zwyczajnie nie chcesz być już ze mną. Że zostawisz mnie, a ja będę potrzebowała kilku lat na zapomnienie.
- Przekonasz się z czasem, że niczego takiego nie planuję.
- Mam nadzieję. - odetchnęła z ulgą.
Marco siedział z Meg jeszcze kilka minut, by ta się uspokoiła. Martwił się o to, co powiedziała. Walczył o nią zbyt długo, aby teraz ją ranić. Chciał jej nawet to powiedzieć, jednak rozmyślił się, bo atmosfera się zmieniła.
- Kochanie, wierz mi. Bardzo, ale to bardzo nie chcę jechać, ale chyba muszę...
- Rozumiem. Przyjedziesz jutro? - spytała z nadzieją w głosie.
- A może pójdziemy na jakąś kolację?
- Bardzo fajny pomysł, ale... Paparazzi nie przyczepią się do nas?
- Może masz rację. W takim razie mam znacznie lepszy pomysł. Kolacja u mnie. Niestety, gotować nie potrafię, ale zamówię coś z restauracji i przywiozą.
- Dobrze. Zgadzam się. O której mam być?
- A jak Ci pasuje?
- To zależy od Twojego treningu i od tego, czy nie masz jakichś planów na jutro.
- Mam...
- A no widzisz. Zatem nie mogę ja ustalić godziny.
- ... spotkanie z Tobą. - uśmiechnął się.
- To zmienia postać rzeczy. - odpowiedziała, również uśmiechając się. - Pod wieczór może? Około 19?
- Będę czekać. - pocałował ją.
- Muszę tylko z Sylwią porozmawiać, czy będzie mogła zająć się małym w tym czasie.
- Na pewno nie będzie miała nic przeciwko. Jest w nim tak samo zakochana, jak i my.
Oboje zaśmiali się cicho.
- Pójdę pożegnać się z Marcelem. Może go jutro na trening wezmę? Dawno już ze mną nie był.
- Jeśli tylko będzie chciał, to nawet przyjdę z nim.
- Naprawdę? - w oczach Reusa pojawiły się iskry radości. Bał się, że więcej już nie pójdzie z nim na żadne spotkanie, na którym będzie Lewy.
- Tak, przyjdę z nim. O której macie trening?
- Od dwunastej do piętnastej.
- Przyjdę na pewno. Może nie na cały, ale będę.
- Cieszę się.
Spojrzał jej w oczy i nieco schylił się, by pocałować Meg.
- Ekhm, nie przeszkadzam? - wtrąciła się Sylwia. Meg nieco się speszyła, ale Marco był całkowicie rozluźniony.
- Nie. - odpowiedziała Meg. - Wejdź. Marco właśnie wychodził.
- Dokładnie. - potwierdził.
- No dobrze. To ja Was zostawię i pójdę nam herbatę zrobić, a Wy się pożegnajcie. - uśmiechnęła się pod nosem i opuściła pomieszczenie.
- Także... - zaczęła Meg. Wciąż była nieco zmieszana sytuacją, w jakiej się znalazła.
Mimo wszystko to była całkiem nowa sytuacja, choć tak dobrze jej znana.
- Widzimy się jutro u mnie. Przyjadę po Ciebie.
- Jak chcesz, to mogę sama do Ciebie dotrzeć. Jeszcze pamiętam, gdzie mieszkasz. - zażartowała, aby się rozluźnić.
- Ale jeżeli mogę, to przecież nie musisz kombinować. Po prostu powiedz tak. - zdecydował się na odważniejsze słowa. Był świadomy, że to, co do niej powiedział miało dwa znaczenia. Zauważyła to również Meg. Nieco zbiło ją to z tropu, ale natychmiast zmieniła wyraz twarzy, kryjąc tym samym swoje zdziwienie.
- Dobrze, Marco. Przyjedź po mnie. Będę czekać. - uśmiechnęła się nieśmiało.
Reus, widząc ten uśmiech, podszedł do swojej ukochanej i przytulił ją. Choć żadne z nich tego nie widziało, oboje skryli uśmiech w barkach partnera.
***
Wstała dość wcześnie. Zdecydowanie wcześniej niż zwykle. Musiała obudzić również swojego synka, bo nie chciała, by spóźnili się na trening. Obiecała przecież Reusowi, że oboje się zjawią. Podeszła do łóżka Marcela i obudziła go.
Wstała dość wcześnie. Zdecydowanie wcześniej niż zwykle. Musiała obudzić również swojego synka, bo nie chciała, by spóźnili się na trening. Obiecała przecież Reusowi, że oboje się zjawią. Podeszła do łóżka Marcela i obudziła go.
- Synku, wstawaj. Niedługo jest trening taty.
Kiedy chłopiec usłyszał słowo "trening" zerwał się z łóżka. Nadal fascynowały go przygotowania Borussi Dortmund do kolejnych spotkań. Chciał przy nich być.
Meg natomiast po wzięciu szybkiego prysznica i umyciu zębów, zeszła na dół, do kuchni, aby przygotować śniadanie dla siebie i swojego syna. Sylwia pracowała w tamtym tygodniu od rana i kiedy Meg się obudziła, jej już nie było. Jak zawsze, kiedy gdzieś wychodziła, zostawiła jej kartkę na stole. Zapisywała na niej, o której planuje wrócić.
Założyła czarne rurki i białą koszulkę. W rękę wzięła sweter. Lubiła ubierać się w ten sposób. Z jednej strony taki strój był wygodny, ale zdecydowanie mogłaby nazwać go eleganckim. Poza tym wiedziała, iż Marco lubi, kiedy się tak ubiera.
Usiadła naprzeciwko swojego syna i patrzyła, jak ten dopija kakao. To był jego ulubiony napój, dlatego prawie codziennie rano Meg mu je robiła.
Z domu wyszli 10 minut później. Zdecydowali się na spacer na stadion, gdyż nie był zbyt daleko. Poza tym bardzo lubili właśnie w ten sposób wspólnie spędzać czas.
- Mamo? Czy teraz, jak już się pogodziliście, to zamieszkamy razem? Jak prawdziwa rodzina?
- Kochanie, ciężko przewidzieć. Fakt, pogodziliśmy się, ale teraz nie da się niczego przewidzieć. Chciałbyś?
- Oczywiście, że tak. Ty to moja mama, a tata to mój tata. Chciałbym mieszkać razem z Wami. - sposób, w jaki to powiedział, rozczulił Meg. Była przekonana, że teraz tym bardziej musi postarać się o to, by jej związek z Marco miał przyszłość. By nie była to jedynie kolejna znajomość, która zakończy się tak, jak ostatnio.
***
- Witaj, Marco. - przywitała się brunetka. Miała wrażenie, że wszyscy się na nich patrzyli, dlatego pozwoliła sobie jedynie na pocałunek w policzek. Reus jednak przyciągnął ją do siebie i złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Odsuwając się od Meg, spojrzał w jej niebieskie oczy, które błyszczały z podekscytowania.
- Cześć, smyku. - wziął Marcela na ręce.
W tym samym czasie Meg spojrzała w prawo i nie była zadowolona, że to uczyniła. Zbliżał się do niej Robert.
- Marco, proszę, pomóż mi. Lewy tu idzie. - wyszeptała w stronę piłkarza. Nie udałoby się jej czegokolwiek więcej powiedzieć, gdyż napastnik był coraz bliżej.
- Spokojnie. - usłyszała w odpowiedzi. - Jestem przy Tobie. - zobaczyła, jak Marco odwraca się do Roberta i wita z nim, jak gdyby nigdy nic. Była w szoku, gdyż liczyła na nieco więcej ze strony Reusa. Przeliczyła się jednak. Wyrwała dłoń z jego uścisku, gdyż poczuła się tak, jak gdyby blondyn ją zdradził, choć nie w dosłownym sensie.
- Meg? - usłyszała głos Lewego. - Możemy chwilę porozmawiać?
Odwróciła się do niego i popatrzyła.
- Nie wiem, o czym mielibyśmy rozmawiać. Chyba wszystko jest jasne.
- Nie sądzę. Chcę wszystko wyjaśnić.
- Słucham. - powiedziała. Zdawała sobie sprawę z tego, że wokół było wiele osób, prawie cała drużyna, jednak nie dbała o to. Czy miała ochotę go nieco upokorzyć? Z pewnością tak. Jednak w tamtym momencie bardziej chodziło jej o to, by nie zostać z nim sam na sam. Nieco się go bała.
- Moglibyśmy pójść w jakieś... spokojniejsze miejsce? - zapytał.
- Sami? Zapomnij.
- Nic Ci nie zrobię. Nie musisz się obawiać.
- Dobrze, odejdźmy kawałek.
Lewy przepuścił Meg, pozwalając, by ta wybrała miejsce. Również dla niego to był stresujący moment. Rzadko zdarzało mu się przepraszać kogoś. Nie licząc Ani, gdyż tak naprawdę mógłby ją przepraszać każdego dnia.
- Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać, bo prawie zniszczyłeś to, na czym mi zależy. Dlatego powiedz to, co masz mi do powiedzenia i pożegnajmy się.
- Przepraszam. Byłem pijany. Wiem, że to nie powinno mnie usprawiedliwiać, ale taka jest prawda. Nie zrobiłbym tego, gdyby nie alkohol.
- Sądzisz, że łatwo jest w takie coś uwierzyć?
- Trudno czy nie, niestety taka jest prawda.
- Dobrze, umówmy się tak. Ja teraz przyjmuję przeprosiny, ale Ty trzymasz się daleko ode mnie, Marcela i Marco.
- Mam nadzieję, że to tymczasowe rozwiązanie. Liczę na to, że kiedyś uda mi się odzyskać Twoje zaufanie. Marco jest moim przyjacielem i będę się z nim widywał, a nie chciałbym wprowadzać chaosu swoimi wizytami.
- Z Marco utrzymuj kontakt, jeśli on również tego będzie chciał. Ja nie stanę Wam na drodze.
Ledwo zdążyła to powiedzieć i zachciało jej się śmiać. Nie stanę Wam na drodze? Uśmiechnęła się pod nosem. Lewego także te słowa musiały rozbawić, bo zakasłał, by ukryć śmiech. Jednak Meg spojrzała na Roberta, a on na nią i było już jasne, że spór między nimi został zażegnany.
- Przepraszam... Wiem, jak to zabrzmiało. - zaczęła się tłumaczyć.
- Proszę, nie gniewaj się już dłużej na mnie. - powiedział.
- Dobrze. Zapominam o całej sprawie. Muszę patrzeć przyszłościowo. Chcę żyć w zgodzie z przyjaciółmi Marco.
- To może wpadniecie do nas na kolację? Co powiecie na jutrzejszy wieczór?
- Muszę to przedyskutować z Marco. Poza tym porozmawiać z siostrą, bo zawsze z nią zostawiam Marcela.
- To jak będziecie wiedzieli, to zadzwoń. Marco ma mój numer.
- Okej. Dam znać.
***
Około 13:30 Meg opuściła trening, ale Marcel został pod opieką ojca i kolegów z jego drużyny. Ufała im całkowicie. W przeciwnym razie nigdy nie zostawiłaby pod ich opieką swojego syna.
Wróciła do domu, by przygotować się do randki. Teoretycznie miała jeszcze dużo czasu, jednak tak naprawdę chciała wyglądać idelanie, dlatego zostawiła sobie spory margines czasu. Kiedy Meg weszła do mieszkania, Sylwia jeszcze była w domu.
- Cześć. - przywitała się.
- Cześć, Meg. Gdzie Marcel?
- Został jeszcze na treningu Borussi.
- A Ty...? - uśmiechnęła się delikatnie.
- Przecież wiesz... Wieczorem idę do Marco. Miałam Cię zapytać, ale zapomniałam... Mogłabyś w tym czasie zaopiekować się małym?
- Przecież wiesz, że nie ma problemu. - przed zadaniem następnego pytania, zawahała się. - Zostaniesz u niego na noc?
- Nie mam pojęcia. Raczej nie. I tak to wszystko dzieje się bardzo szybko. Teraz muszę być cierpliwa po prostu.
- Dobrze, że nie chcesz niczego przyspieszać. Na dłuższą metę nie miałoby to sensu. Dobra, uciekaj do łazienki, szykuj się. Ja muszę zmykać do pracy. Opowiesz mi wszystko, kiedy wrócisz.
- Z pewnością.
Meg weszła na górę, na piętro, gdzie znajdowała się jej sypialnia. Otworzyła szafę, chcąc wybrać jakieś ubranie, które nie byłoby zbyt oficjalne, ale jednocześnie, by było eleganckie. Choć wiedziała, że Marco podobałaby się nawet w bluzie i dresach, chciała wyglądać dla niego ładnie. Pragnęła mu się podobać. Dlatego zdecydowała się na zwykłe, czarne rurki oraz białą, koszulową bluzkę. Taki strój zawsze dawał jej uczucie komfortu. Zdecydowała, że makijaż również będzie subtelny, choć nieco mocniejszy niż zwykle. Cieniutkie kreski eye-linerem i powieki delikatnie przykryte cieniem do powiek. Rzęsy natomiast pociągnęła tuszem, a na usta nałożyła pomadkę koloru czerwonego. Była zadowolona z efektu swoich działań.
Jedynym minusem jej planu był fakt, że kiedy była już gotowa, to zostało jej bardzo dużo czasu. Zegar wyświetlał 16:42, czyli zostały jej ponad dwie godziny. Zastanawiała się, co ma robić. Nie chciała nigdzie wychodzić, bo na dworze było gorąco, a na pewno by się spociła. Dlatego postanowiła, że zrobi sobie kawy i usiądzie na balkonie z książką.
***
- Cześć, wróciłam! - usłyszała Meg półtorej godziny później. To Sylwia wróciła z pracy. - Zrobiłam zakupy i odebrałam Marcela! Gdzie jesteś?
- Na balkonie!
Chwilę później zobaczyła swojego synka. Był cały brudny. Z racji tego, że Meg nie miała już dużo czasu, poprosiła siostrę, by ta pomogła wykąpać się jej synkowi. Prosząc ją o kolejną przysługę, czuła, że nie zachowuje się w porządku w stosunku do niej. Ona pracowała, robiła zakupy i jeszcze często zajmowała się Marcelem. To zdecydowanie nie było sprawiedliwe.
- Sylwia... - zaczęła rozmowę tuż przed wyjściem. - Ja wiem, że wiele rzeczy ostatnio zaczęłam na Ciebie zrzucać, ale obiecuję, że już wkrótce się to zmieni. Będę Ci więcej pomagała, dobrze?
- Przecież ja nie mam pretensji. Zapewniam Cię, że gdybym miała coś przeciwko takiej sytuacji, powiedziałabym Ci.
- Wynagrodzę Ci to niedługo. Kiedy tylko sytuacja z Marco się ustabilizuje.
- Chcę, żeby Marcel miał szczęśliwą rodzinę. Przede wszystkim kompletną.
- Dziękuję. - Meg ją przytuliła, a do jej oczu napłynęły łzy.
- Nie płacz mi tu! Nie teraz! Marco zaraz po Ciebie przyjedzie!
- Masz rację. Spokojnie. Tylko spokojnie. - wzięła kilka głębokich oddechów. Spojrzała w lustro i kiedy stwierdziła, że nie wygląda źle, wyszła z domu, kierując się w stronę samochodu mężczyzny jej życia.
_____________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo musiałyście czekać na kolejny rozdział. Myślałam, że szybciej go napiszę, ale nie mogłam sobie poradzić. Cały czas coś nie wychodziło, brakowało mi słów... Ciężko mi idzie ostatnimi czasy... Mam nadzieję, że wkrótce będzie mi łatwiej...
Dzisiaj zabieram się za pisanie kolejnego rozdziału. Obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby był szybciej.
Niemniej jednak proszę o Wasze opinie.
Zapomniałabym! Chciałam Wam bardzo podziękować za tak ogromną liczbę wyświetleń! Ponad 24000! Nie spodziewałam się takiego wzrostu.
Nareszcie!
OdpowiedzUsuńWarto było tyle czekać, bo rozdział jest świetny.
Pozdrawiam! :D
/m.
Dziękuję bardzo! :))))
UsuńSuper..teraz licze na pikantna kolacje, polaczona ze sniadaniem:p. Kto wie moze Marcel doczeka sie rodzenstwa?... licze na to:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPostaram się, abyś niedługo się dowiedziała, jak potoczą się ich losy. Jestem w trakcie pisania ;))))
UsuńPozdrawiam! :)
Dobrze, że Lewy przeprosił Meg. Po tym co zrobił i tak ją podziwiam, że chciała go wysłuchać.
OdpowiedzUsuńCo do nadchodzącej kolacji Meg i Marco mam nadzieję, że będzie przełomową randką i może Marco się nawet odważy jej oświadczyć :D
Rozdział genialny :) Warto było czekać :)
Pozdrawiam i czekam na następny ;*
Jestem w trakcie pisania nowego rozdziału, więc być może jeszcze w Tym tygodniu dodam.
UsuńPozdrawiam! ;)))
Ty nawet nie wiesz jak ja wyczekiwałam tego rozdziału!
OdpowiedzUsuńI tak się cieszę, że są razem. Po prostu promienieję!
Mam nadzieję, że Meg jeszcze bardziej dopusci do siebie Reusa i zamieszkaja razem. Jejciu Marcel mnie rozczulił/
A co do Lewego to wydaje mi sie, że Jego przeprosiny są szczere. W końcu są przyjaciółmi z Marco i spór powinien zostac zażegnany. Meg ma wielkie dobre serducho i liczę że teraz już wszystko będzie ok:)
Czekam na nn i zapraszam na nowy do siebie: http://bvb-mojamilosc.blogspot.com/
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że podoba Ci się rozdział.
UsuńPostaram się, by Nowy był jak najszybciej! :)))
Pozdrawiam! ;)
Wreszcie sie doczekalam. Lubie Twoj blog i to opowiadanie. Nie jest banalne, historia jest ciekawa. Szczerze to zagladalam codziennie liczac, ze dodalas nowy post. Mysle , ze ten wieczor bedzie wyjatkowy. Licze, ze Meg jednak zostanie tez na snuadanie :-) Licze tez, iz niebawem zgodzi sie zamieszkac z Marco i tym samym spelni marzenie synka. Zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńwww.new-life-with-you-baby.blogspot.com.
Czy ja za każdym razem czytajac tutaj rozdziały musze się tak wczuwać?
OdpowiedzUsuńJak cos się dzieje Meg to ryczę razem z Nią a jak jest heppi to sama promienieje:)
Dziękuję Ci za to opowiadanie!
Jest jednym z moich ulubionych ♥
Cieszę sie tak bardzo, że między nimi jest coraz lepiej. Mam ochotę skakać pod sufit!
Czekam na nn i zapraszam na nowy blog do siebie: http://kochac-nie-znaczy-miec.blogspot.com/
Kiedy next? Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńświetny nie mogę się doczekać następnego :*
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie: http://www.najtrudniej-kochac-borussia-dortmund.blogspot.com/
Super rozdział :) kiedy następny?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kiedy next?
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny rozdział ? :)
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na swojego nowego bloga: wrong-dreams.blogspot.com
Trochę inna forma, wierzę, że oryginalny pomysł i mam nadzieję, że początek się spodoba ;) Będę wdzięczna za jakieś polecenie, przecież sama najlepiej wiesz, że każdy komentarz motywuje do działania ;)
Pozdrawiam,
Ruda :)