'Only know you love her when you let her go.
Only know you've been high when you're feeling low.
Only hate the broad when you're missing home.
Only know you love her when you let her go.
And you let her go.'
***
- Jak się dzisiaj czujesz?
- Co mam Ci powiedzieć? Że dobrze? Nie, Sylwia. Nic nie jest w porządku. Nie wiem, czy to się zmieni.
- Zmieni się, jak zobaczysz Marcela.
- O cholera! Zapomniałam do niego zadzwonić! Tak dawno z nim nie rozmawiałam. Mam nadzieję, że nie będzie zły...
- Na pewno dobrze bawi się z Marco.
- W to nie wątpię. On potrafi zająć się naszym synem.
- Powiesz mu?
- Nie ma takiej opcji póki co.
- Znowu pakujesz się w tarapaty.
- Być może. Ale nie jestem gotowa na tę rozmowę...
- Oj, Meg. Żebyś później nie miała do siebie pretensji.
Sylwia wstała i wyszła z pokoju siostry. Nie wiedziała, jak ma ją przekonać do wyznania prawdy.
- Zmieni się, jak zobaczysz Marcela.
- O cholera! Zapomniałam do niego zadzwonić! Tak dawno z nim nie rozmawiałam. Mam nadzieję, że nie będzie zły...
- Na pewno dobrze bawi się z Marco.
- W to nie wątpię. On potrafi zająć się naszym synem.
- Powiesz mu?
- Nie ma takiej opcji póki co.
- Znowu pakujesz się w tarapaty.
- Być może. Ale nie jestem gotowa na tę rozmowę...
- Oj, Meg. Żebyś później nie miała do siebie pretensji.
Sylwia wstała i wyszła z pokoju siostry. Nie wiedziała, jak ma ją przekonać do wyznania prawdy.
- 5 dni później -
- Meg, nie możesz ciągle leżeć i płakać. - powiedziała Sylwia.
- Ale ja nie wiem, co mam robić. Naprawdę. To wszystko mnie przerasta. A jeszcze jutro wraca Marcel... Wszystko znowu się skomplikuje, bo będzie ciekawy, dlaczego wyprowadziliśmy się z Hannoveru. Podejrzewam, iż powie Reusowi prawdę, że mieszkamy w Dortmundzie.
- To może Ty mu o tym powiedz? Całą PRAWDĘ. - siostra Meg chciała dla niej i Marcela jak najlepiej.
- Szczerze mówiąc, nawet nie wiesz, ile razy brałam telefon do ręki. Ale nie mogłam się przemóc. - spojrzała na Sylwię opuchniętymi oczami od płaczu. Tak naprawdę ostatnich kilka dni spędziła w łóżku, płacząc. Nie umiała poradzić sobie z tą sytuacją.
- W takim razie ja idę po zakupy, bo lodówka świeci pustkami.
- Postaram się ogarnąć. W końcu muszę wrócić do żywych. - brunetka zdobyła się na uśmiech. Jednak ona już od dawna wiedziała, iż uśmiech nie zawsze oznacza szczęście. Właśnie tak było w jej przypadku.
- Meg, nie możesz ciągle leżeć i płakać. - powiedziała Sylwia.
- Ale ja nie wiem, co mam robić. Naprawdę. To wszystko mnie przerasta. A jeszcze jutro wraca Marcel... Wszystko znowu się skomplikuje, bo będzie ciekawy, dlaczego wyprowadziliśmy się z Hannoveru. Podejrzewam, iż powie Reusowi prawdę, że mieszkamy w Dortmundzie.
- To może Ty mu o tym powiedz? Całą PRAWDĘ. - siostra Meg chciała dla niej i Marcela jak najlepiej.
- Szczerze mówiąc, nawet nie wiesz, ile razy brałam telefon do ręki. Ale nie mogłam się przemóc. - spojrzała na Sylwię opuchniętymi oczami od płaczu. Tak naprawdę ostatnich kilka dni spędziła w łóżku, płacząc. Nie umiała poradzić sobie z tą sytuacją.
- W takim razie ja idę po zakupy, bo lodówka świeci pustkami.
- Postaram się ogarnąć. W końcu muszę wrócić do żywych. - brunetka zdobyła się na uśmiech. Jednak ona już od dawna wiedziała, iż uśmiech nie zawsze oznacza szczęście. Właśnie tak było w jej przypadku.
***
- Marco?
- Cześć, Sylwia. Coś się stało? - zapytał bardzo pogodnym tonem piłkarz.
- Czy będziesz mógł przyjść dzisiaj do mojego mieszkania wieczorem? Nie będę ukrywać. Z Meg jest kiepsko.
- Co? Ona jest w Dortmundzie? Co się dzieje? - głos blondyna gwałtownie się zmienił. Był autentycznie zaniepokojony.
- Siedzi u mnie od blisko tygodnia. Nie mogę Ci powiedzieć, o co chodzi. To zbyt delikatna sprawa. Poza tym dotyczy bezpośrednio Was. Umówmy się, że przyjdziesz razem z Marcelem. Ja się nim zajmę, a Ty pogadasz z nią, zgoda?
- Oczywiście. Ale powiedz mi, o co chodzi?
- Nie mogę. Wiem, że powinnam Ci wszystko wyjaśnić, skoro do Ciebie zadzwoniłam, ale to nie do mnie należy to zadanie. To dużo poważniejsze niż zwykła rozmowa.
- Nie uspokoiłaś mnie, Sylwia. Wręcz przeciwnie. Coraz bardziej się martwię. O której mam być?
- Mnie obojętne. Ja jestem dzisiaj w domu.
- A mogę zaraz wpaść?
- Dobrze. Umówmy się za 40 minut.
- Do zobaczenia!
- Pa!
Sylwia rozłączyła się, mając ogromne wyrzuty sumienia. Czy dobrze zrobiła? Powinna się w to wtrącać? Teraz już było za późno na zastanawianie się. Miała jedynie nadzieję, iż jej siostra się nie obrazi.
- Marco?
- Cześć, Sylwia. Coś się stało? - zapytał bardzo pogodnym tonem piłkarz.
- Czy będziesz mógł przyjść dzisiaj do mojego mieszkania wieczorem? Nie będę ukrywać. Z Meg jest kiepsko.
- Co? Ona jest w Dortmundzie? Co się dzieje? - głos blondyna gwałtownie się zmienił. Był autentycznie zaniepokojony.
- Siedzi u mnie od blisko tygodnia. Nie mogę Ci powiedzieć, o co chodzi. To zbyt delikatna sprawa. Poza tym dotyczy bezpośrednio Was. Umówmy się, że przyjdziesz razem z Marcelem. Ja się nim zajmę, a Ty pogadasz z nią, zgoda?
- Oczywiście. Ale powiedz mi, o co chodzi?
- Nie mogę. Wiem, że powinnam Ci wszystko wyjaśnić, skoro do Ciebie zadzwoniłam, ale to nie do mnie należy to zadanie. To dużo poważniejsze niż zwykła rozmowa.
- Nie uspokoiłaś mnie, Sylwia. Wręcz przeciwnie. Coraz bardziej się martwię. O której mam być?
- Mnie obojętne. Ja jestem dzisiaj w domu.
- A mogę zaraz wpaść?
- Dobrze. Umówmy się za 40 minut.
- Do zobaczenia!
- Pa!
Sylwia rozłączyła się, mając ogromne wyrzuty sumienia. Czy dobrze zrobiła? Powinna się w to wtrącać? Teraz już było za późno na zastanawianie się. Miała jedynie nadzieję, iż jej siostra się nie obrazi.
***
- Hej, Marco. - pocałowała chłopaka w policzek, przepuszczając w drzwiach.
- Gdzie ona jest? - zapytał, nie reagując na przywitanie Sylwii.
- Na górze. Pierwsze drzwi po prawo.
Reus chciał już do niej iść, jednak dziewczyna złapała go za ramię i powiedziała:
- Marco, proszę Cię. Ostrożnie. Musisz mi obiecać jedną rzecz. Cokolwiek usłyszysz, nie reaguj agresywnie, dobrze?
- Sylwia, ja zaraz zwariuję. Nie wiem, co się dzieje.
- Obiecaj.
- Dobrze. Zgoda. Obiecuję. Mogę już do niej iść?
- Tak.
Piłkarz ominął ją i skierował się powoli we wskazanym przez nią kierunku.
- Hej, Marco. - pocałowała chłopaka w policzek, przepuszczając w drzwiach.
- Gdzie ona jest? - zapytał, nie reagując na przywitanie Sylwii.
- Na górze. Pierwsze drzwi po prawo.
Reus chciał już do niej iść, jednak dziewczyna złapała go za ramię i powiedziała:
- Marco, proszę Cię. Ostrożnie. Musisz mi obiecać jedną rzecz. Cokolwiek usłyszysz, nie reaguj agresywnie, dobrze?
- Sylwia, ja zaraz zwariuję. Nie wiem, co się dzieje.
- Obiecaj.
- Dobrze. Zgoda. Obiecuję. Mogę już do niej iść?
- Tak.
Piłkarz ominął ją i skierował się powoli we wskazanym przez nią kierunku.
***
Meg znowu leżała na łóżku i płakała. Była w rozsypce. Usłyszała ciche pukanie do drzwi.
- Sylwia, dzięki, ale nie jestem głodna. - odpowiedziała machinalnie.
Pukanie ucichło, jednak drzwi bezszelestnie otworzyły się i blondyn wszedł do środka.
- Meg? - powiedział cicho. Starał się za wszelką cenę dotrzymać obietnicy danej Sylwii. Nie chciał przestraszyć matki jego syna.
- Marco? - brunetka momentalnie odwróciła się w stronę, skąd dochodził głos. Kiedy go zobaczyła, wstała i, nie patrząc na to, jak on zareaguje, podbiegła, rzucając się na jego szyję. On ją jedynie objął, czekając na to, co zrobi młoda kobieta. - Co Ty tu robisz? - usłyszał pytanie.
- Szczerze? Sylwia do mnie zadzwoniła.
- Powiedziała Ci, co się stało? - Reus odniósł wrażenie, że to pytanie zostało zadane z lekkim strachem.
- Nie. Jednak nie wyjdę stąd, dopóki nie powiesz, co się stało.
- Ale ja nie wiem, jak Ci to powiedzieć. - oderwała się od niego i usiadła ponownie na łóżku, spuszczając głowę.
- Meg. Przysięgam, że Cię wysłucham do końca. Będę spokojny, ale błagam powiedz.
- No dobrze. - westchnęła zrezygnowana. - Usiądź obok mnie.
Zajął miejsce naprzeciwko brunetki i patrzył na nią tak intensywnie, jak prawie nigdy dotąd.
- Uwierz mi. Chciałam... Próbowałam tyle razy do Ciebie zadzwonić. Ale... nie mogłam... To mnie przerosło.
- Meg. Co się dzieje? - wyciągnął dłoń, by złapać ją za rękę, ale dziewczyna nie była w stanie tego zrobić.
- Opowiem Ci od początku. Kiedy wróciłam do Hannoveru, po odwiezieniu Marcela, postanowiłam pogadać z Arthurem. Musiałam wyjaśnić całą tę sytuację, bo powoli zaczynała robić się chora. Tkwiłam w tym wszystkim, nie będąc niczego pewna. Powiedziałam mu, że postanowiłam przeprowadzić się z Marcelem do Dortmundu. - tu odważyła się spojrzeć na Reusa, który zdziwiony tym, co usłyszał, uniósł brwi. - Przepraszam, że Ci nie powiedziałam. Wtedy... - w oczach brunetki.pojawiły się łzy. - On zapytał czy do Ciebie. Później było tylko gorzej... Zaczął mnie wyzywać od suk i innych. - Poczuła, jak ujął jej dłoń, chcąc dodać otuchy. - Chciałam, żeby się uspokoił, dlatego ja również się opanowałam. I jemu wtedy nerwy puściły. Uderzył mnie. Tak mocno, że upadłam na podłogę. - ręka, która delikatnie trzymała jej dłoń nagle zacisnęła się. Meg przerwała swoją opowieść. Nie chciała, by się denerwował. W tamtym momencie dopadły ją wątpliwości, czy w ogóle powinna kontynuować. Przecież najważniejsze dopiero przed nią...
- Czy stało się coś jeszcze? - spytał Reus, intuicyjnie wyczuwając, iż to nie koniec.
- Tak. Ale nie wiem, jak Ci to powiedzieć, Marco. Boję się Twojej reakcji.
- Meg... - złagodził ton swojego głosu, choć w środku się gotował. - Obiecuję, przysięgam, że zachowam spokój. - chyba chciał wypowiedzieć to na głos, bo wówczas obietnica zyskuje na wartości.
- Dobrze. Powiem Ci. Kiedyś i tak bym to zrobiła. Na pewno. Sylwia namówiła mnie na wizytę u lekarza, bo naprawdę dość mocno się uderzyłam. Chciała być pewna, że nic mi się nie stało. No i jedno z badań przeprowadzał ginekolog.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał Reus.
- Marco, ja byłam w ciąży.
- To przecież fantastyczna wiadomość! Marcel będzie miał rodzeństwo! - spojrzał na brunetkę i nabrał wątpliwości. - Coś się stało?
- Marco, Ty źle to zrozumiałeś. Ja BYŁAM w ciąży. Straciłam dziecko. Być może przez tę sytuację z Arthurem. Nie wiem. Ja się nie przyznałam lekarzowi, że on mnie uderzył, dlatego nie mógł powiedzieć, co było przyczyną. Ale dziecka już nie ma... - Meg położyła się na łóżku, tyłem do piłkarza. Znowu się rozkleiła. Teraz jednak już nie musiała udawać niczego. Wszyscy, którzy mieli znać prawdę, ją poznali.
Reus wpatrywał się w drżące ramiona młodej kobiety. Przytulił ją, a w jego głowie panował totalny mętlik. Mógłby być po raz drugi ojcem. Mógłby...
- Meg, czy to przez niego?
- Nie słyszałeś, co Ci powiedziałam? Nie wiem.
- Ty wiesz. Doskonale wiesz. Na pewno czujesz, że to przez niego albo zdajesz sobie sprawę, że przyczyną był stres. Powiedz mi.
- Marco, jakie to ma teraz znacznie? Mojego dziecka już nie ma. Było, a ja nawet o tym nie wiedziałam! Przez miesiąc żyłam, jak gdyby nigdy nic, a teraz mam żyć dalej?! Nie chcę tak... - uderzyła go w ramię, jednak był to cios zupełnie pozbawiony siły.
- Csiii... - uspakajał ją, trzymając w ramionach. Nic więcej nie mówili. Siedzieli tak do momentu, aż brunetka nie zasnęła. Blondyn położył ją na łóżku i przykrył kocem, który leżał obok, na fotelu. Zszedł na dół, do salonu, gdzie Sylwia usypiała Marcela. Dał jej znać ręką, że będzie czekał w kuchni i poszedł tam. Usiadł na jednym z krzeseł i schował głowę w swoich dłoniach. Nagle poczuł, jak ktoś dotyka jego ramion.
- Śpisz? - spytała Sylwia.
- Dziękuję, że po mnie zadzwoniłaś. Nie spodziewałem się takiego przebiegu tej rozmowy, ale dziękuję. Nie wiem, czy Meg odważyłaby się sama mi o wszystkim powiedzieć.
- Powiedziałaby Ci... za kilka miesięcy może. Uznałam, że masz prawo wiedzieć.
- Nawet nie wiem, co mam teraz robić. Jak jej pomóc...
- Ona chyba musi sama przez to przejść. Na pewno będzie ciężko. Bardziej mnie martwi, co będzie z Marcelem.
- Jak to, co? Zamieszka ze mną. Zabiorę go do siebie i póki Meg nie otrząśnie się, będzie u mnie. Nie masz nic przeciwko?
- Coś Ty. Myślę, że to doskonały pomysł. Ale będę się bardzo bała zostawić Meg samą w domu, a z pracy nie mogę zrezygnować. Nie wiem, jak to załatwić.
- Sylwia, to też nie jest problemem. Oboje pojadą ze mną. Nie wiem, jak rozwiążę kwestię opieki, ale coś wymyślę. Może Anię Lewandowską poproszę o pomoc. Co prawda Meg jej nie zna, ale Ania może pomóc. Zastanowię się jeszcze.
- Przyznam Ci szczerze, że nigdy Cię nie lubiłam. Miałam Ci za złe, że uwiodłeś moją małą siostrę. Skolei Arthura uwielbiałam. Wydawał się być idealnym kandydatem na męża i ojca. Ale całkowicie zmieniłam zdanie. - powiedziała Sylwia. Chciała, by Marco wiedział, iż ona go akceptuje.
- Dobrze słyszeć. Gdybym tylko miał pewność, że to wszystko przez niego, to bym go zabił. Zaraz bym wsiadł w samochód i pojechał do Hannoveru.
- Marco! Obiecaj, że niczego takiego nie zrobisz!
- Sylwia, ja nie wiem, co mam myśleć. Mógłbym być po raz drugi ojcem. Ojcem dziecka kobiety, którą kocham.
- Kochasz moją siostrę?
- Tak. Ona nie wie o tym, ale Caroline już nie ma. Rozstaliśmy się. Jestem wolny. Miałem nadzieję, że to wszystko jakoś się teraz ułoży, ale kolejna rzecz staje nam na drodze do szczęścia.
- Na pewno jeszcze będziecie razem. Tylko niczego nie przyspieszaj. Ja z nią dużo rozmawiałam. Między innymi o Tobie. Jestem przekonana, że Cię kocha. Ale się do tego nie przyznała... jeszcze. Daj jej czas i bądź przy niej.
- Będę. - odpowiedział jedynie. Po chwili jednak postanowił zaryzykować. - Sylwia, czy dałabyś mi adres Arthura?
- Marco, myślę, że to nie jest dobry pomysł... - stwierdził, krzywiąc się.
- Obiecuję, że nic mu nie zrobię. Chcę tylko, by wiedział, co najlepszego zrobił.
- Dobrze, Marco. Ale jeśli choć przez chwilę przyjdzie Ci do głowy, żeby zrobić jakąś głupotę, pomyśl o Meg i Marcelu.
Wyjęła kartkę i napisała adres mieszkania, znajdującego się w Hannoverze. Nie wiedziała, czy to dobry pomysł, bo obawiała się zachowania zdesperowanego i zdenerwowanego piłkarza. Miała jednak nadzieję, że dotrzyma obietnicy.
Meg znowu leżała na łóżku i płakała. Była w rozsypce. Usłyszała ciche pukanie do drzwi.
- Sylwia, dzięki, ale nie jestem głodna. - odpowiedziała machinalnie.
Pukanie ucichło, jednak drzwi bezszelestnie otworzyły się i blondyn wszedł do środka.
- Meg? - powiedział cicho. Starał się za wszelką cenę dotrzymać obietnicy danej Sylwii. Nie chciał przestraszyć matki jego syna.
- Marco? - brunetka momentalnie odwróciła się w stronę, skąd dochodził głos. Kiedy go zobaczyła, wstała i, nie patrząc na to, jak on zareaguje, podbiegła, rzucając się na jego szyję. On ją jedynie objął, czekając na to, co zrobi młoda kobieta. - Co Ty tu robisz? - usłyszał pytanie.
- Szczerze? Sylwia do mnie zadzwoniła.
- Powiedziała Ci, co się stało? - Reus odniósł wrażenie, że to pytanie zostało zadane z lekkim strachem.
- Nie. Jednak nie wyjdę stąd, dopóki nie powiesz, co się stało.
- Ale ja nie wiem, jak Ci to powiedzieć. - oderwała się od niego i usiadła ponownie na łóżku, spuszczając głowę.
- Meg. Przysięgam, że Cię wysłucham do końca. Będę spokojny, ale błagam powiedz.
- No dobrze. - westchnęła zrezygnowana. - Usiądź obok mnie.
Zajął miejsce naprzeciwko brunetki i patrzył na nią tak intensywnie, jak prawie nigdy dotąd.
- Uwierz mi. Chciałam... Próbowałam tyle razy do Ciebie zadzwonić. Ale... nie mogłam... To mnie przerosło.
- Meg. Co się dzieje? - wyciągnął dłoń, by złapać ją za rękę, ale dziewczyna nie była w stanie tego zrobić.
- Opowiem Ci od początku. Kiedy wróciłam do Hannoveru, po odwiezieniu Marcela, postanowiłam pogadać z Arthurem. Musiałam wyjaśnić całą tę sytuację, bo powoli zaczynała robić się chora. Tkwiłam w tym wszystkim, nie będąc niczego pewna. Powiedziałam mu, że postanowiłam przeprowadzić się z Marcelem do Dortmundu. - tu odważyła się spojrzeć na Reusa, który zdziwiony tym, co usłyszał, uniósł brwi. - Przepraszam, że Ci nie powiedziałam. Wtedy... - w oczach brunetki.pojawiły się łzy. - On zapytał czy do Ciebie. Później było tylko gorzej... Zaczął mnie wyzywać od suk i innych. - Poczuła, jak ujął jej dłoń, chcąc dodać otuchy. - Chciałam, żeby się uspokoił, dlatego ja również się opanowałam. I jemu wtedy nerwy puściły. Uderzył mnie. Tak mocno, że upadłam na podłogę. - ręka, która delikatnie trzymała jej dłoń nagle zacisnęła się. Meg przerwała swoją opowieść. Nie chciała, by się denerwował. W tamtym momencie dopadły ją wątpliwości, czy w ogóle powinna kontynuować. Przecież najważniejsze dopiero przed nią...
- Czy stało się coś jeszcze? - spytał Reus, intuicyjnie wyczuwając, iż to nie koniec.
- Tak. Ale nie wiem, jak Ci to powiedzieć, Marco. Boję się Twojej reakcji.
- Meg... - złagodził ton swojego głosu, choć w środku się gotował. - Obiecuję, przysięgam, że zachowam spokój. - chyba chciał wypowiedzieć to na głos, bo wówczas obietnica zyskuje na wartości.
- Dobrze. Powiem Ci. Kiedyś i tak bym to zrobiła. Na pewno. Sylwia namówiła mnie na wizytę u lekarza, bo naprawdę dość mocno się uderzyłam. Chciała być pewna, że nic mi się nie stało. No i jedno z badań przeprowadzał ginekolog.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał Reus.
- Marco, ja byłam w ciąży.
- To przecież fantastyczna wiadomość! Marcel będzie miał rodzeństwo! - spojrzał na brunetkę i nabrał wątpliwości. - Coś się stało?
- Marco, Ty źle to zrozumiałeś. Ja BYŁAM w ciąży. Straciłam dziecko. Być może przez tę sytuację z Arthurem. Nie wiem. Ja się nie przyznałam lekarzowi, że on mnie uderzył, dlatego nie mógł powiedzieć, co było przyczyną. Ale dziecka już nie ma... - Meg położyła się na łóżku, tyłem do piłkarza. Znowu się rozkleiła. Teraz jednak już nie musiała udawać niczego. Wszyscy, którzy mieli znać prawdę, ją poznali.
Reus wpatrywał się w drżące ramiona młodej kobiety. Przytulił ją, a w jego głowie panował totalny mętlik. Mógłby być po raz drugi ojcem. Mógłby...
- Meg, czy to przez niego?
- Nie słyszałeś, co Ci powiedziałam? Nie wiem.
- Ty wiesz. Doskonale wiesz. Na pewno czujesz, że to przez niego albo zdajesz sobie sprawę, że przyczyną był stres. Powiedz mi.
- Marco, jakie to ma teraz znacznie? Mojego dziecka już nie ma. Było, a ja nawet o tym nie wiedziałam! Przez miesiąc żyłam, jak gdyby nigdy nic, a teraz mam żyć dalej?! Nie chcę tak... - uderzyła go w ramię, jednak był to cios zupełnie pozbawiony siły.
- Csiii... - uspakajał ją, trzymając w ramionach. Nic więcej nie mówili. Siedzieli tak do momentu, aż brunetka nie zasnęła. Blondyn położył ją na łóżku i przykrył kocem, który leżał obok, na fotelu. Zszedł na dół, do salonu, gdzie Sylwia usypiała Marcela. Dał jej znać ręką, że będzie czekał w kuchni i poszedł tam. Usiadł na jednym z krzeseł i schował głowę w swoich dłoniach. Nagle poczuł, jak ktoś dotyka jego ramion.
- Śpisz? - spytała Sylwia.
- Dziękuję, że po mnie zadzwoniłaś. Nie spodziewałem się takiego przebiegu tej rozmowy, ale dziękuję. Nie wiem, czy Meg odważyłaby się sama mi o wszystkim powiedzieć.
- Powiedziałaby Ci... za kilka miesięcy może. Uznałam, że masz prawo wiedzieć.
- Nawet nie wiem, co mam teraz robić. Jak jej pomóc...
- Ona chyba musi sama przez to przejść. Na pewno będzie ciężko. Bardziej mnie martwi, co będzie z Marcelem.
- Jak to, co? Zamieszka ze mną. Zabiorę go do siebie i póki Meg nie otrząśnie się, będzie u mnie. Nie masz nic przeciwko?
- Coś Ty. Myślę, że to doskonały pomysł. Ale będę się bardzo bała zostawić Meg samą w domu, a z pracy nie mogę zrezygnować. Nie wiem, jak to załatwić.
- Sylwia, to też nie jest problemem. Oboje pojadą ze mną. Nie wiem, jak rozwiążę kwestię opieki, ale coś wymyślę. Może Anię Lewandowską poproszę o pomoc. Co prawda Meg jej nie zna, ale Ania może pomóc. Zastanowię się jeszcze.
- Przyznam Ci szczerze, że nigdy Cię nie lubiłam. Miałam Ci za złe, że uwiodłeś moją małą siostrę. Skolei Arthura uwielbiałam. Wydawał się być idealnym kandydatem na męża i ojca. Ale całkowicie zmieniłam zdanie. - powiedziała Sylwia. Chciała, by Marco wiedział, iż ona go akceptuje.
- Dobrze słyszeć. Gdybym tylko miał pewność, że to wszystko przez niego, to bym go zabił. Zaraz bym wsiadł w samochód i pojechał do Hannoveru.
- Marco! Obiecaj, że niczego takiego nie zrobisz!
- Sylwia, ja nie wiem, co mam myśleć. Mógłbym być po raz drugi ojcem. Ojcem dziecka kobiety, którą kocham.
- Kochasz moją siostrę?
- Tak. Ona nie wie o tym, ale Caroline już nie ma. Rozstaliśmy się. Jestem wolny. Miałem nadzieję, że to wszystko jakoś się teraz ułoży, ale kolejna rzecz staje nam na drodze do szczęścia.
- Na pewno jeszcze będziecie razem. Tylko niczego nie przyspieszaj. Ja z nią dużo rozmawiałam. Między innymi o Tobie. Jestem przekonana, że Cię kocha. Ale się do tego nie przyznała... jeszcze. Daj jej czas i bądź przy niej.
- Będę. - odpowiedział jedynie. Po chwili jednak postanowił zaryzykować. - Sylwia, czy dałabyś mi adres Arthura?
- Marco, myślę, że to nie jest dobry pomysł... - stwierdził, krzywiąc się.
- Obiecuję, że nic mu nie zrobię. Chcę tylko, by wiedział, co najlepszego zrobił.
- Dobrze, Marco. Ale jeśli choć przez chwilę przyjdzie Ci do głowy, żeby zrobić jakąś głupotę, pomyśl o Meg i Marcelu.
Wyjęła kartkę i napisała adres mieszkania, znajdującego się w Hannoverze. Nie wiedziała, czy to dobry pomysł, bo obawiała się zachowania zdesperowanego i zdenerwowanego piłkarza. Miała jednak nadzieję, że dotrzyma obietnicy.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
przepraszam, że tak rzadko i nieregularnie dodaję nowe rozdziały! To wszystko przez zobowiązania.
Postaram się dodać raz na tydzień, ale czasem to nawet nie zależy ode mnie...
Postaram się dodać raz na tydzień, ale czasem to nawet nie zależy ode mnie...
BRAWO DLA KAMILA !
MAMY MISTRZA OLIMPIJSKIEGO!
MAMY MISTRZA OLIMPIJSKIEGO!
Jeej a już myślałam, że będą razem, bo Meg w ciąży a tu takie zaskoczenie.. Szkoda mi jej strasznie :( I Marco też :( Czekam na nowy rozdział :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz!:)
UsuńPozdrawiam!
Wiedziałam, że nie musi być w ciąży! Ale bardzo smutny rozdział..
OdpowiedzUsuńChoć może to zbliży Marco i Meg? Teraz na serio nie wiem, co się stanie dalej...
Pojedzie do Arhtura ? Ciekawa jestem ! Mam nadzieję, że dodasz nowy jak najszybciej!:)
/m.
Jesteś domyślna!:)
UsuńAle szczegółów nie zdradzę!
Pozdrawiam!
Jejuu , a już myślałam ,że będzie się zaczynało wszystko fajnie układać... Szkoda, że straciła to dziecko.
OdpowiedzUsuńNo i ciekawe co zrobi Marco.
Mam nadzieję , że nic głupiego.
Czekam z niecierpliwością na następny
Dzięki za komentarz!:)
UsuńOjej, szkoda, że straciła to dziecko. Biedna Meg. Marco też to przeżywa. Mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego. Oby w końcu wszystko zaczęło się układać.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny.
Buziaki :**
Dziękuję za komentarz!
UsuńBuziaki!:**
Kiedy Next ?
OdpowiedzUsuńPostaram się napisać coś w ten weekend, ale jestem zawalona robotą...
UsuńDodaj szybko następny, bo umrę z ciekawości :cc
OdpowiedzUsuńprzepraszam, że zawalam terminy. naprawdę staram się, ale nic mi nie idzie..
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz ale nadrobiłam.
OdpowiedzUsuńJejciu kocham to opowiadanie
A rozdział jak zwykle boski!
Niech Reus da Arthurowi w mordę i to porządnie!
Buziaki:*
http://pamietnikzdortmundu.blogspot.com/
dziękuję Ci!:*
Usuńpozdrawiam!
wpadłam przez przypadek<33
OdpowiedzUsuńŚwietny blog :)
Jestem ciekawa co Reus mu zrobi :)
Czekam z niecierpliwoscia:)
http://powrotyirozstania.blogspot.com/
dziękuję bardzo! :))
UsuńKiedy dodasz następny rozdział??????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????
OdpowiedzUsuńDzisiaj będzie na pewno. Tylko szczegóły dopracuję i będzie wystawiony :)
UsuńHej Kochana:**
OdpowiedzUsuńWróciłam po 4 miesięcznej nieobecności :)
Co do bloga to Go uwielbiam.
Lubie takie historie.
Masz za to plusa :)
Temu Arthurowi to nigdy nie wybaczę.
Jak mógł uderzyc dziewczynę i to w ciąży?
Niewazne czy przez Niego stracila to dziecko czy nie. Na pewno jej w tym nie pomógł.
Reus powinie Go normalnie sprac i to porządnie.
Aczkolwiek boję się, ze poniosą Go emocje i za bardzo Go uszkodzi.
Mam nadzieję, ze ta dwójka będzie już razem.
Powróciłam na bloggera więc zapraszam:
http://bvb-mojamilosc.blogspot.com
Buziaki:**
Dziękuję za komentarz! Cieszę się, że Ci się podoba!
UsuńPozdrawiam!:*