wtorek, 3 lutego 2015

eighteen.

So love me like you do,
touch me like you do
what are you waiting for?

piosenka.

***

- Jeszcze kilka miesięcy temu, gdyby ktoś mi powiedział, że kiedykolwiek jeszcze będziemy razem, to kazałabym się temu komuś puknąć w czoło. - powiedziała Meg, leżąc w objęciach blondyna.

- Przyznaję, że także byłem sceptycznie nastawiony do tej myśli, ale nawet nie próbuj sobie wyobrazić mojej radości.
- Możesz być pewien, że ja także jestem szczęśliwa. Dawno nie byłam taka spokojna o przyszłość.
- Obiecuję Ci, że jeśli tylko będziesz chciała, to najbliższe wakacje spędzamy razem, we trójkę. Zabiorę Was w jakieś egzotyczne miejsce... lub całkiem nieegzotyczne. - Reusowi wpadł do głowy pewien pomysł. Mógł być nieco trudny w realizacji, ale obiecał sobie, że za wszelką cenę postara się dopiąć swego.
- Marcel na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
- A Ty? Chciałabyś spędzić ze mną wakacje? Nie mogę obiecać, że będą długie, bo niestety rzadko w przeszłości zdarzały się sytuacje, bym dostał dłuższy urlop, ale obiecuję, że będą one tak długie, jak tylko będę w stanie Wam zapewnić.
- Marco, oczywiście, że z Tobą wyjadę. Ale najpierw czeka nas dużo niebezpieczniejsza misja.
- Taaak? A jakaż to?
- Wczoraj wspomniałeś coś o... spotkaniu z Twoimi rodzicami. Chyba czas, by poznali prawdę.
- Jeśli nie jesteś gotowa, to spokojnie. To może poczekać...
- Marco, jeżeli znowu mamy być częścią Twojego życia, to oczywistym jest, iż... dziadkowie Marcela mają prawo wiedzieć, że zostali dziadkami... - kiedy Meg wypowiedziała słowo 'dziadkowie' poczuła się dziwnie. Z jednej strony była szczęśliwa, bo w końcu czuła, że Marcel będzie miał w miarę normalne dzieciństwo. Takie, na jakie zasłużył. Z drugiej jednak strony bała się, gdyż wciąż nie wiedziała, czy Thomas i Manuela zaakceptują tę sytuację.
Wszyscy w jej otoczeniu musieli przywyknąć do obecności Reusa. Natomiast znajomi i rodzina piłkarza musieli zaakceptować ponowne wkroczenie Meg w jego życie, ale również pojawienie się dziecka. A to zdecydowanie znaczna zmiana, która nie wszystkim mogła się spodobać.
- Wszystko się jakoś ułoży. Może to dla nich być szok, ale w końcu zrozumieją i pogodzą się z aktualnym stanem rzeczy. Dokonałem tego wyboru, Ty go zaakceptowałaś i nikt nie ma prawa nam zabronić szczęścia. Cała nasza trójka na to zasłużyła.
Kiedy Marco wypowiedział ostatnie słowa, zacisnął mocniej ramiona wokół ciała Meg. Czując ten uścisk, dziewczyna westchnęła. Po raz kolejny poczuła, że to jej miejsce na ziemi. Że mogła sobie ułożyć życie na nowo, z tym mężczyzną w tym domu. To byłoby dla niej spełnienie marzeń. American dream.
- Wiesz... Jestem nieco zmęczona. Pójdźmy już spać, dobrze?
- Oczywiście, skarbie.
Na koniec tej pięknej, przełomowej nocy, Marco skradł Meg jeszcze jednego całusa.

***
- Kochanie, czas wstawać. - z prawej strony głowy dotarł do Marco dźwięk głosu Meg.
- Skarbie, jeszcze chwilę.
- Jeśli niedługo nie wstaniesz, to ominą Cię dwie ważne rzeczy. Pierwsza: śniadanie przygotowane przeze mnie. Druga: trening.
- Masz rację... Która godzina?
- Przed dziewiątą. Jeśli teraz wstaniesz, to na spokojnie zdążysz ze wszystkim. Obiecuję, że się nie otrujesz śniadaniem.
- Jeżeli sama przygotowałaś posiłek, to mogę się nawet nim otruć.
- Marco, nawet tak nie żartuj!
- Przepraszam... Dobra, wstaję! - blondyn otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju. Pierwsze, co dostrzegł, to swoją białą koszulę, która teraz ledwo zakrywała pupę Meg. - Hmmm... A któż mi ukradł moją koszulę?
- Nawet nie myśl, że Ci ją teraz oddam! - odpowiedziała, szeroko się uśmiechając.
- Dobry pomysł... zabrać Ci ją teraz. Ale nie będę tak okrutny. Nie dzisiaj.
Sielankę przerwał telefon, a konkretniej komórka brunetki. Nie chciała wracać do rzeczywistości. Pragnęła, by ta bajka trwała wiecznie.
- Nieeeee. - jęknęła.
- Pójdź odebrać. - powiedział Reus, jak doradził mu głos rozsądku.
- Obstawiam w ciemno, że to Sylwia. Zaczną się pytania. Marco, mam prośbę. Niech to wszystko, co się wydarzyło, zostanie między nami... Przynajmniej na początku. Po prostu u Ciebie zanocowałam, dobrze?
- Zgoda.
Uspokojona Meg pobiegła w stronę, gdzie leżał telefon, zostawiając Reusa w pokoju. Patrzył na swoją ukochaną, dopóki ta nie zniknęła mu z oczu.
- Sylwia?
- Meg? Gdzie Ty jesteś, do cholery?! Jest dziewiąta rano. Wiem, że obiecałam zająć się Marcelem, ale ja niedługo muszę być w pracy!
- Cholera. Dobra, na którą masz być w pracy?
- Na 10:15.
- Okej. Będę w domu za jakieś 40 minut. Zgoda?
- A mam inny wybór?
- Też Cię kocham.
- Do zobaczenia!
Kiedy Meg rozmawiała przez telefon, Marco położył się na plecach i patrząc w sufit, zaczął myśleć, jakim był szczęściarzem, że brunetka pojawiła się ponownie w jego życiu. Początkowo nie był zachwycony tym, że zburzyła pewien porządek w jego życiu, bo oprócz niej, zjawił się też Marcel. Teraz jednak, po kilku tygodniach, nie wyobrażał już sobie, by którekolwiek ponownie zniknęło.
- Marco, będę musiała uciekać. - wyrwała go z zamyślenia dziewczyna.
- Tak szybko? A co z naszym śniadaniem?
- Niestety, nie tym razem. Przykro mi...
- Rozumiem. A coś się stało?
- Nie. Po prostu Sylwia musi iść do pracy i Marcel zostanie sam w domu. Muszę rozejrzeć się za jakimś przedszkolem dla niego, skoro planuję znaleźć pracę i zamieszkać w Dortmundzie na stałe.
- Meg, spokojnie. Wszystko da się zorganizować. Ponieważ teraz się spieszysz, to teraz nie będę poruszał tego tematu, ale nie unikniesz tego przy następnym spotkaniu... Właśnie, kiedy się widzimy?
- Wrócę do mieszkania mojej siostry, porozmawiam z Marcelem, bo jednak jeśli planujemy być razem, to muszę uwzględnić i jego uczucia. Nie mogę być egoistką. Zdzwonimy się wieczorem, dobrze?
- Pewnie. - wstał z łóżka, podszedł do Meg i ją przytulił. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że tutaj jesteś ze mną. Że zaryzykowałaś. Dziękuję.
- Marco... Ja też jestem szczęśliwa, dlatego nie rozważam tego w kategoriach ryzyka... - brunetka zawahała się przez chwilę. - Miałam Ci tego nie mówić, ale poniekąd wdzięczny możesz być Sylwii...
- Dlaczego jej? - Marco pamiętał, że od chwili, kiedy Reus poznał Meg, to jej siostra nie była mu zbyt przychylna. Nie rozumiał, dlaczego zatem to akurat jej powinien cokolwiek zawdzięczać.
- To ona przemówiła mi do rozsądku, mówiąc, bym walczyła o szczęście. Widziała doskonale, że to między nami się nie skończyło, a jednak i tak doradzała mi walkę o szczęście. Kazała mi się zastanowić, czy chcę być z Tobą, czy z Arthurem.
- To chyba faktycznie coś jej zawdzięczam.
- Ale to w tej chwili nie jest ważne. W weekend jedziemy do Twoich rodziców. Postanowiłam tak. Im szybciej, tym lepiej.
- W ten weekend? - spytał nieco zaskoczony Reus.
- Tak, wiem, że to pojutrze, ale musimy to załatwić. Bo nie będę mogła się wyluzować, jeśli im nie powiem. Nie jestem w stanie ich oszukiwać. Żyłam w kłamstwie przez ostatnie kilka lat. Dłużej tak nie chcę.
- W takim układzie zadzwonię do nich dzisiaj wieczorem i powiem, że przyjedziemy.
- Marco? A możesz im nie mówić, że ja też przyjadę? Po prostu powiedz, że Ty przyjeżdżasz.
- Zgoda. Tak zróbmy.
- Okej, zmykam do domu, bo Sylwia mnie zabije. Do zobaczenia? - zapytała, patrząc w oczy Marco. Jednocześnie zapomniała o wszelkich problemach i o wyzwaniu, które ją czekało w weekend.
- Do zobaczenia... Mam nadzieję, że już całkiem niedługo. - przyciągnął ją ponownie do siebie i skradł delikatny pocałunek. - Wcale nie mam ochoty się z Tobą żegnać.
- Myślisz, że ja tego chcę? Oczywiście, że nie. Ale czasami nie wszystko jest takie, jak byśmy chcieli.
- Wiem, wiem. Dobra, nie wyganiam Cię, ale naprawdę się zbieraj, bo się spóźnisz.
Pożegnali się, Meg zabrała swoje rzeczy i wyszła z willi Reusa. Zobaczyła, że pogoda była piękna. Idealna na spacer, ale nie miała zbyt wiele czasu, także zdecydowała się wsiąść do autobusu, który dojeżdżał niemalże pod samo mieszkanie siostry.
- Sylwia? - zawołała, kiedy przekroczyła próg mieszkania.
- Kuchnia! - usłyszała w odpowiedzi.
Od razu poszła korytarzem do tego pomieszczenia.
- Bardzo, ale to bardzo Cię przepraszam. Wiem, że powinnam Cię powiadomić o tym, że tak późno będę, ale nie ukrywam... zasiedziałam się.
- Chyba zaspałam...
Policzki Meg pokryły się purpurą.
- Słuchaj, nie mam teraz czasu na pogawędkę, ale jak wrócę, to będziemy musiały pogadać, okej? - zapytała Sylwia.
- Dobrze. Gdzie jest Marcel?
- Siedzi w salonie, ogląda bajki.
- Pójdę do niego, bo z nim także muszę coś przedyskutować.
- Z małym dzieckiem? - zdziwiła się Sylwia.
- Może nie przedyskutować, ale porozmawiać. Jego zdanie jest dla mnie również bardzo ważne.
- Zapytał mnie wczoraj, czy mamusia i tatuś będą znowu razem. Wyjaśnij mu to, bo ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Pewnie. W sumie właśnie o tym miałam zamiar z nim porozmawiać.
- Ja idę do pracy. Gdybyś mogła zrobić jakieś zakupy, bo nie zdążyłam nawet...
- Zrobię. Potrzebujesz czegoś konkretnego?
- Kup to, co uważasz.
Meg wyczuła w głosie swojej siostry nutę... niechęci?
- Sylwia, czy coś się stało?
- Nie. Absolutnie nic. - kłamała, a Meg to wyczuła. - Muszę iść do pracy, bo i tak już jestem nieco w tyle z czasem.
Brunetka złapała siostrę za rękę.
- Sylwia. Wiem, że coś się stało. Widzę to. Wieczorem zarezerwuj sobie czas dla mnie.
- Do zobaczenia wieczorem. - powiedziała, a kiedy była w korytarzu, krzyknęła - Cześć, Marcel! - nie czekając na odpowiedź, wyszła z domu.
Meg nie wiedziała, co się stało, ale była przekonana, że nic dobrego. Czy miała coś przeciwko jej związkowi? Czy była może zazdrosna, że jej życie w końcu zaczęło się stabilizować? Brunetka nie widziałaby w tym niczego złego, bo od jakiegoś czasu, to ona wiodła życie, o jakim ona mogłaby tylko pomarzyć, a rodzice akceptowali taki stan rzeczy. Czyżby znowu odezwała się siostrzana zawiść? Nie chciała tego, dlatego też postanowiła porozmawiać z nią wieczorem.
Jej rozmyślania przerwał Marcel, który zjawił się w kuchni.
- Mamo, czy dasz mi coś do jedzenia?
- Kochanie, pójdziemy najpierw na zakupy, ponieważ ciocia mnie o to prosiła. - ukucnęła przed chłopcem. - Jak wrócimy, to przygotuję Ci coś do zjedzenia, usiądziemy i porozmawiamy, dobrze?
- O czym, mamusiu?
- O Tobie, skarbie. O tatusiu i o mnie też troszeczkę.
- Ciocia mi już wszystko powiedziała. Nie jestem pewien, czy to mi się podoba, ale jeśli już postanowiłaś, to chyba muszę się z tym pogodzić... - odpowiedział, jednocześnie wyraźnie posmutniał.
- Kochanie, o czym Ty mówisz? Co Ci ciocia powiedziała?
- Że zamieszkasz z tatusiem, a mnie będziesz zaniedbywać... Mówiła, że niewykluczone jest, że zostawisz mnie pod jej opieką albo u babci i dziadka.
Meg się naprawdę zdenerwowała. Już znała powód dziwnego zachowania siostry i bardzo jej się on nie spodobał. Myślała, że wyjaśniły sobie wszystko. Że powoli sytuacja się normuje i będzie tylko lepiej... Jakże się myliła...
- Chodź, kochanie. Usiądź mi na kolanach. - powiedziała. Kiedy chłopiec już spełnił jej prośbę, wiedziała, że musi być z nim stuprocentowo szczera. - Marcel, posłuchaj. Nigdy, ale to przenigdy Cię nikomu nie oddam. Jesteś dla mnie najważniejszy. Faktycznie, ostatnio mało czasu razem spędzaliśmy, wiem. Przepraszam. Po prostu sytuacja między mną i Twoim tatą się nieco skomplikowała, ale zapewniam Cię, że zawsze będziemy razem. Chciałam Ci powiedzieć o tym później, ale widzę, że nie mogę zwlekać. Ja i Twój tata postanowiliśmy, że będziemy razem. Spróbujemy stworzyć Ci normalną rodzinę. Naprawdę byłeś w stanie uwierzyć, że mogłabym Cię komuś zostawić? - przytuliła swojego synka.
- Mamo, dlaczego miałbym nie wierzyć cioci?
- Masz rację. Pamiętaj jednak, że bardzo mocno Cię kocham i nikomu bym Cię nie oddała. Nikomu.
- Ja Ciebie też kocham.
- Pójdź teraz obejrzeć bajkę, a ja muszę do kogoś koniecznie zadzwonić...
Zaprowadziła Marcela do salonu, a sama poszła do sypialni. Musiała wykonać ten telefon na osobności, bo mógł on przewrócić życie obojga do góry nogami...

_________________________________________
Tym razem szybciej niż ostatnich kilka rozdziałów.
Znowu chcę pisać. Ten rozdział jeszcze tak łatwo mi nie przyszedł, ale zdecydowanie łatwiej niż poprzednie.
Także mam nadzieję, że teraz pójdzie już z górki. Zaczęłam już kolejny, także myślę, że powinien w ciągu kilku dni się pojawić.
Jak zawsze, liczę na Wasze opinie ;)

9 komentarzy:

  1. Przepraszam, jeśli to cię urazi, ale wydaje mi się, że dialogi pomiędzy Marco i Meg są zbyt sztywne. Rozmawiają ze sobą jak para znajomych, którzy właśnie co poznali się w jakimś miejscu publicznym, a nie jak para ludzi, która pragnie siebie nawzajem.
    Ale to tylko moje zdanie. Blog bardzo mi się podoba. To po prostu taki mały szczegół ;)
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam Ci tego za złe, że tak mówisz. Sama czuję pewien niedosyt w tych dialogach, ale być może to wynika z tego, że przez dłuższy czas nie pisałam i potrzebuję chwili na ponownie "wciągnięcie się" w to ;)))

      Obiecuję, że postaram się, by dialogi w kolejnych rozdziałach były lepsze ;)

      Pozdrawiam!:))

      Usuń
  2. Nie jestem w stanie zrozumieć Sylwii. Dlaczego tak namieszała małemu dziecku w głowie? Po co naopowiadała takich bzdur? Czyżby była zazdrosna a moze to Marcel źle zrozumiał? Czekam na wyjaśnienia!
    Rozdział jak zwykle cudowny.
    Kocham tego bloga!
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci, że wciąż tutaj wchodzisz i czytasz moje opowiadanie. To dla mnie dużo znaczy!

      Rozdział powinien niedługo się pojawić, bo mam trochę więcej wolnego czasu.

      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  3. Jak się coś zaczyna układać to coś innego zaczyna się psuć... Zachowanie Sylwii na prawdę mnie zdziwiło... Najpierw pomaga Meg w powrocie do Marco, a w następnej chwili obrót o 360 stopni i człowiek staje się zupełnie inny. Jestem ciekawa jej zamiarów...

    Rozdział super! :)
    Czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  5. nie każ na siebie tak długo czekać, no!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wrócisz tu jeszcze kiedyś??

    OdpowiedzUsuń