Za nami wiele kłamstw
Pomyliłam kilka chwil z całym życiem
Czekałam Twoim ust
W krzyku ciszy szeptów słów już nie słyszę
Czemu pamięć dalej ma twój smak?
Zapach wciąż ten sam
Czemu na rozstaju naszych warg ocean pragnień?
Gdy wszystko, co chce niebo dać zamieniam w ogień
Wszystko, co chce niebo dać umyka z objęć
Kiedy bliskość nas rani aż tak
Dawno minął już czas na żal.
piosenka.
***
Szła ulicą. Kierowała się w stronę jego domu. Po to, by znowu się spotkać. Ale już się nie bała. Nie obawiała się przyszłości, która była przed nią, Marco i ich dzieckiem, bo wierzyła, że przejdą przez wszystko razem. W końcu była w stanie docenić to, iż ma obok siebie kogoś, komu ufa. Kogoś, kogo kocha. Nie powiedziała mu tego od czasu ich ostatniego rozstania, lecz zamierzała to zmienić. Tego wieczora wyzna mu swoje uczucia.
Powiem mu, szepnęła sama do siebie.
Nie po to, by przekonać samą siebie, jednak po to, by urzeczywistnić swoje plany. Wierzyła, że dopiero wypowiedziane słowa mają moc i stają się prawdą.
Weszła na teren posesji Reusa. Zamknęła furtkę, a kiedy podniosła wzrok, dostrzegła, że w otwartych już drzwiach stoi piłkarz. Zaparło jej dech w piersiach, bo wydawało jej się, że właśnie stoi przed nią najbardziej idealny mężczyzna świata. W sumie dla niej zawsze takim był, niemniej jednak jego widok w białej koszuli i czarnych rurkach, wzbudził w niej niemały zachwyt. Podwinięty rękaw odsłaniał tatuaż na jego przedramieniu. Śmiałym krokiem podeszła do niego i pocałowała go w policzek.
- Dobry wieczór. - powiedziała.
- Dobry wieczór. - odrzekł, szeroko się uśmiechając.
Złapał ją za dłoń i zaprowadził do salonu. Podobnie, jak poprzedniego wieczora, stół był idealnie nakryty, a z kuchni płynęły kuszące zapachy.
- Co tak pięknie pachnie?
- Kolacja. Mam nadzieję, że dzisiaj zostaniesz ze mną.
- Jeśli zasłużysz, to oczywiście. - odpowiedziała.
Weszła do przedpokoju, by zostawić tam kurtkę.
- Usiądziemy? - zaproponował Marco.
- Bardzo chętnie.
Tym razem nie siedzieli naprzeciwko siebie, ale ramię w ramię, obok siebie. Meg czuła, że gdyby poruszyła nogą o kilka centymetrów, dotknęłaby Reusa. Świadomość, że blondyn po raz kolejny jest na wyciągnięcie jej ręki elektryzowała ją. Jednak nie umiała pomyśleć o nim jak o mężczyźnie jej życia, którym niewątpliwie był.
- Straciliśmy wiele lat. - powiedziała na głos to, czego nie planowała powiedzieć.
- Co masz na myśli?
Dobra, powiedziałaś A, to teraz powiedz i B, pomyślała Meg.
- Mogliśmy przez te kilka lat rozłąki zgromadzić tyle wspaniałych wspomnień.
- Wszystko da się nadrobić.
- Nie uda się cofnąć czasu tak, byś mógł być przy narodzinach Marcela. Żebyś mógł patrzeć na jego pierwsze kroki lub słyszeć pierwsze słowa, które padły z jego ust.
- Nie patrz na to w ten sposób. Zwróć uwagę na to, że gdybyście nie przyjechali na mecz do Dortmundu, prawdopodobnie nigdy byśmy się nie spotkali. Nie miałbym pojęcia o jego istnieniu, a my... nie siedzielibyśmy przy tym stole.
- Wiem. Po prostu szkoda mi tego czasu, który moglibyśmy spędzać razem. Wakacji, na które nigdy nie wyjechaliśmy.
- Wyjechaliśmy! - zaprotestował.
- Pamiętam, ale nie do końca o tym myślałam. Proszę Cię, zmieńmy już temat.
- Dobrze.
- Nie masz jutro treningu?
- Mam przed południem.
- To nie będę długo siedziała. Musisz być wypoczęty.
- Nie przesadzaj. Jak posiedzimy dzisiaj dłużej, absolutnie nic się nie stanie.
- Ale obiecaj mi, że jeśli poczujesz się zmęczony, to powiesz mi, a ja wtedy sobie grzecznie pójdę.
- Zgoda. Tak możemy się umówić.
Przez następne 15 minut siedzieli niemalże w ciszy, gdyż jedli kolację.
- Sam to ugotowałeś?
- Jeśli mam być szczery, to nie. Niestety, nie posiadam talentu kulinarnego...
- To tak jak ja. Na studiach żywiłam się prawie samymi warzywami, bo nie umiałam przygotować sobie mięsa. Jedynie w czasie ciąży jadłam mięso, z wiadomych powodów. Na szczęście rodzice mi pomagali i bardzo często mama do mnie przyjeżdżała, przywożąc ogromną wałówkę na dłuższy czas. Byłam słoikiem.
- Słoikiem?
- Nie wiem, co to znaczy? W moim przypadku chodziło o to, że przyjechałam na studia do obcego miasta i przywoziłam słoiki z domu.
Marco uśmiechnął się szeroko.
- Masz może ochotę na jakiegoś drinka?
- Poproszę. A może później obejrzymy film? Widziałam gdzieś w programie, że emitują bardzo ciekawy.
- Nie jesteś już głodna? Wciąż zostało jedno danie i deser.
- Marco, naprawdę sądzisz, że przyszłam tutaj się najeść? Kolacja była pyszna, ale chciałam spędzić z Tobą czas.
Reus odstawił szklaneczki, które miał w dłoniach, podszedł do Meg i wziął ją za ręce.
- Masz rację. Przepraszam.
- Coś Ty, nie masz za co. Po prostu usiądźmy na kanapie i spędźmy ten wieczór razem.
- Chodź. - pociągnął ją za ręce w taki sposób, by wstała. Przytrzymał ją w pasie i pochylił się, by pocałować. Brunetka położyła dłoń na karku blondyna. - Naprawdę ze mną?
Pomyliłam kilka chwil z całym życiem
Czekałam Twoim ust
W krzyku ciszy szeptów słów już nie słyszę
Czemu pamięć dalej ma twój smak?
Zapach wciąż ten sam
Czemu na rozstaju naszych warg ocean pragnień?
Gdy wszystko, co chce niebo dać zamieniam w ogień
Wszystko, co chce niebo dać umyka z objęć
Kiedy bliskość nas rani aż tak
Dawno minął już czas na żal.
piosenka.
***
Szła ulicą. Kierowała się w stronę jego domu. Po to, by znowu się spotkać. Ale już się nie bała. Nie obawiała się przyszłości, która była przed nią, Marco i ich dzieckiem, bo wierzyła, że przejdą przez wszystko razem. W końcu była w stanie docenić to, iż ma obok siebie kogoś, komu ufa. Kogoś, kogo kocha. Nie powiedziała mu tego od czasu ich ostatniego rozstania, lecz zamierzała to zmienić. Tego wieczora wyzna mu swoje uczucia.
Powiem mu, szepnęła sama do siebie.
Nie po to, by przekonać samą siebie, jednak po to, by urzeczywistnić swoje plany. Wierzyła, że dopiero wypowiedziane słowa mają moc i stają się prawdą.
Weszła na teren posesji Reusa. Zamknęła furtkę, a kiedy podniosła wzrok, dostrzegła, że w otwartych już drzwiach stoi piłkarz. Zaparło jej dech w piersiach, bo wydawało jej się, że właśnie stoi przed nią najbardziej idealny mężczyzna świata. W sumie dla niej zawsze takim był, niemniej jednak jego widok w białej koszuli i czarnych rurkach, wzbudził w niej niemały zachwyt. Podwinięty rękaw odsłaniał tatuaż na jego przedramieniu. Śmiałym krokiem podeszła do niego i pocałowała go w policzek.
- Dobry wieczór. - powiedziała.
- Dobry wieczór. - odrzekł, szeroko się uśmiechając.
Złapał ją za dłoń i zaprowadził do salonu. Podobnie, jak poprzedniego wieczora, stół był idealnie nakryty, a z kuchni płynęły kuszące zapachy.
- Co tak pięknie pachnie?
- Kolacja. Mam nadzieję, że dzisiaj zostaniesz ze mną.
- Jeśli zasłużysz, to oczywiście. - odpowiedziała.
Weszła do przedpokoju, by zostawić tam kurtkę.
- Usiądziemy? - zaproponował Marco.
- Bardzo chętnie.
Tym razem nie siedzieli naprzeciwko siebie, ale ramię w ramię, obok siebie. Meg czuła, że gdyby poruszyła nogą o kilka centymetrów, dotknęłaby Reusa. Świadomość, że blondyn po raz kolejny jest na wyciągnięcie jej ręki elektryzowała ją. Jednak nie umiała pomyśleć o nim jak o mężczyźnie jej życia, którym niewątpliwie był.
- Straciliśmy wiele lat. - powiedziała na głos to, czego nie planowała powiedzieć.
- Co masz na myśli?
Dobra, powiedziałaś A, to teraz powiedz i B, pomyślała Meg.
- Mogliśmy przez te kilka lat rozłąki zgromadzić tyle wspaniałych wspomnień.
- Wszystko da się nadrobić.
- Nie uda się cofnąć czasu tak, byś mógł być przy narodzinach Marcela. Żebyś mógł patrzeć na jego pierwsze kroki lub słyszeć pierwsze słowa, które padły z jego ust.
- Nie patrz na to w ten sposób. Zwróć uwagę na to, że gdybyście nie przyjechali na mecz do Dortmundu, prawdopodobnie nigdy byśmy się nie spotkali. Nie miałbym pojęcia o jego istnieniu, a my... nie siedzielibyśmy przy tym stole.
- Wiem. Po prostu szkoda mi tego czasu, który moglibyśmy spędzać razem. Wakacji, na które nigdy nie wyjechaliśmy.
- Wyjechaliśmy! - zaprotestował.
- Pamiętam, ale nie do końca o tym myślałam. Proszę Cię, zmieńmy już temat.
- Dobrze.
- Nie masz jutro treningu?
- Mam przed południem.
- To nie będę długo siedziała. Musisz być wypoczęty.
- Nie przesadzaj. Jak posiedzimy dzisiaj dłużej, absolutnie nic się nie stanie.
- Ale obiecaj mi, że jeśli poczujesz się zmęczony, to powiesz mi, a ja wtedy sobie grzecznie pójdę.
- Zgoda. Tak możemy się umówić.
Przez następne 15 minut siedzieli niemalże w ciszy, gdyż jedli kolację.
- Sam to ugotowałeś?
- Jeśli mam być szczery, to nie. Niestety, nie posiadam talentu kulinarnego...
- To tak jak ja. Na studiach żywiłam się prawie samymi warzywami, bo nie umiałam przygotować sobie mięsa. Jedynie w czasie ciąży jadłam mięso, z wiadomych powodów. Na szczęście rodzice mi pomagali i bardzo często mama do mnie przyjeżdżała, przywożąc ogromną wałówkę na dłuższy czas. Byłam słoikiem.
- Słoikiem?
- Nie wiem, co to znaczy? W moim przypadku chodziło o to, że przyjechałam na studia do obcego miasta i przywoziłam słoiki z domu.
Marco uśmiechnął się szeroko.
- Masz może ochotę na jakiegoś drinka?
- Poproszę. A może później obejrzymy film? Widziałam gdzieś w programie, że emitują bardzo ciekawy.
- Nie jesteś już głodna? Wciąż zostało jedno danie i deser.
- Marco, naprawdę sądzisz, że przyszłam tutaj się najeść? Kolacja była pyszna, ale chciałam spędzić z Tobą czas.
Reus odstawił szklaneczki, które miał w dłoniach, podszedł do Meg i wziął ją za ręce.
- Masz rację. Przepraszam.
- Coś Ty, nie masz za co. Po prostu usiądźmy na kanapie i spędźmy ten wieczór razem.
- Chodź. - pociągnął ją za ręce w taki sposób, by wstała. Przytrzymał ją w pasie i pochylił się, by pocałować. Brunetka położyła dłoń na karku blondyna. - Naprawdę ze mną?
- Yhm. - potwierdziła Meg, spoglądając raz w oczy swojego ukochanego, a raz na jego wargi, nie mogąc już się doczekać aż złoży pocałunek na jej ustach. Wiedziała, że to za chwilę nastąpi. Nie miała nic przeciwko, a wręcz przeciwnie. Chciała tego. Uwielbiała ten moment, był ekscytujący. - Marco, czy mógłbyś już przestać czekać i w końcu mnie pocałować? - zapytała, gdy już nie mogła wytrzymać. Przez cały czas myślała: Meg, odważ się choć odrobinę być egoistką.
Gryzło się to nieco z tym, co do tej pory o sobie myślała. Jednak, gdyby to głębiej przemyśleć, można było dojść do wniosku, że od zawsze kierowała się czyimś dobrem.
Wyjeżdżając z Dortmundu, gdy miała zostać matką, nie chciała niszczyć kariery początkującego piłkarza. Przez wiele lat nie odchodziła od Arthura, choć czuła, że to nie jest ten jedyny. Fakt, jak mogła coś takiego odczuwać, skoro wiedziała, że to Marco jest mężczyzną jej życia. Jedyny egoistyczny postępek w jej życiu doprowadził do pojawienia się Marcela. Jednak czy można żałować tego, że było się egoistką, kiedy to pozwoliło na pojawienie się na świecie malutkiej istotki, która nadała życiu Meg sens?
Gryzło się to nieco z tym, co do tej pory o sobie myślała. Jednak, gdyby to głębiej przemyśleć, można było dojść do wniosku, że od zawsze kierowała się czyimś dobrem.
Wyjeżdżając z Dortmundu, gdy miała zostać matką, nie chciała niszczyć kariery początkującego piłkarza. Przez wiele lat nie odchodziła od Arthura, choć czuła, że to nie jest ten jedyny. Fakt, jak mogła coś takiego odczuwać, skoro wiedziała, że to Marco jest mężczyzną jej życia. Jedyny egoistyczny postępek w jej życiu doprowadził do pojawienia się Marcela. Jednak czy można żałować tego, że było się egoistką, kiedy to pozwoliło na pojawienie się na świecie malutkiej istotki, która nadała życiu Meg sens?
Blondyn zaśmiał się szeroko, jednak spełnił jej próbę i złączył ich usta.
Meg chciała być jak najbliżej jego ciała, dlatego przywarła do niego. On nie oponował. "Jeździł" rękoma po jej plecach, przytulając ją mocniej. Brakowało im tego. Takiej bliskości, nieco odważniejszej, choć i nieskrępowanej.
- Jestem szczęśliwa. Znowu. - powiedziała Meg, szeroko się uśmiechając. Przypomniały jej się słowa Sylwii, żeby zastanowiła się, czego pragnie i jeśli chce być z Arthurem, żeby odpuściła. Jeśli jednak chce być z Reusem, to żeby o niego walczyła. Chyba podjęła ostateczną decyzję. - Już dawno ją podjęłam. - powiedziała bardziej do siebie, jednak zorientowała się, że te słowa usłyszał także stojący obok niej Reus.
Jego ręce i usta zamarły.
- Słucham?
- Nie, nic. Nieważne. - odpowiedziała. Było to dla niej ważne, jednak czy chciała się dzielić rozmowami z siostrą oraz swoimi przemyśleniami z Marco? Mogła to zrobić, bo się nie wstydziła, ale przez przypadek mogła zdradzić sekret Sylwii. A tego nie chciała.
- Powiedz mi, proszę.
- Dobrze. - uległa. - Kiedy przyjechałam do Dortmundu na mecz z Hannoverem... - rozpoczęła historię i spędzili kolejnych kilkadziesiąt minut na dyskusji. Nie sprzeczali się. Wymieniali jedynie uwagi. W pewnym momencie blondyn absolutnie zaskoczył brunetkę swoim pytaniem:
- Meg, chciałabyś ponownie spotkać moich rodziców? Bo oni z pewnością chcieliby się dowiedzieć, że mają wnuka. Jeszcze im nie powiedziałem.
W głowie brunetki zaczęły krążyć myśli. Tysiące pytań i niekoniecznie na wszystkie mogła znaleźć odpowiedź.
- Marco, ja... Sama nie wiem... - znała Thomasa i Manuelę. Znała także siostry Marco. Jednak była gotowa spotkać się z nimi? Tak, była. Czy była gotowa pojechać tam z Marcelem, przyznać się, że ukrywała go przez tyle lat? Na to chyba nie wystarczyłoby jej odwagi. Bo to byłaby znacząca zmiana w życiu całej trójki. Bardzo prawdopodobne było, że rodzice piłkarza nie będą w stanie zrozumieć i zaakceptować tej sytuacji.
- Wiem, że masz opory. Widzę to. Poza tym sporo czasu minęło. Niemniej jednak, chyba wiesz, że i tak nas to nie minie.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Marco, spotykamy się na poważnie bardzo krótko. Tak naprawdę, oficjalnie nie jesteśmy razem.
Słysząc to, Marco pocałował ją. Tak zachłannie, jak jeszcze tego wieczora jej nie całował.
- Nadal twierdzisz, że nie jesteśmy razem? - zapytał, niemal hipnotyzując ją wzrokiem.
- Nie takie razem miałam na myśli. - odrzekła, dotykając jego policzka.
- Wiem. Przepraszam. Głupie żarty.
- Marco, zlekceważyłam Wasze prawo do możliwości poznania Marcela. Do możliwości bycia w jego życiu od pierwszych dni po jego urodzeniu. Jak mogę oczekiwać, że tak po prostu mi to wybaczycie? Choć Ty powiedziałeś, iż nie masz do mnie pretensji, to ja czuję... Wiem, że zrobiłam źle. Twoi rodzice na pewno będą mniej wyrozumiali...
- A spójrz na to z drugiej strony. Fakt, zabroniłaś im widywać wnuka. Jednak oni będą bardziej źli, jeżeli mieszkając w Dortmundzie, będąc ze mną, dłużej oddzielisz ich od wnuka.
- Pewnie masz rację. Ale brakuje mi odwagi. Daj mi trochę czasu, a obiecuję, że przezwyciężę słabość. I pojedziemy tam. Ty, Marcel i ja. I wtedy sama się im do wszystkiego przyznam. Do tego, jaką suką byłam. - oczy zaczęły jej wilgotnieć, co nie umknęło uwadze piłkarza.
- Ej, nie płacz. - powiedział Marco, kładąc rękę na jej policzku. - Zapomnijmy o wszystkim. Poza tym mam lepszy pomysł na spędzenie dzisiejszego wieczora.
- Tak? A jaki? - uśmiechnęła się Meg, jednak w jej oczach wciąż tkwił smutek.
Reus nachylił się nad jej uchem i wyszeptał:
- Dokończymy kolację, a później spalimy kalorie. Co Ty na to?
- Razem będziemy je spalać? - propozycja blondyna rozbawiła brunetkę.
- No chyba, że masz lepszy pomysł.
- Nie. Ten mi się zdecydowanie podoba. - odpowiedziała, patrząc wprost na jego usta, które wygięły się w szerokim uśmiechu.
Marco, mając jej przyzwolenie, przysunął się jak najbliżej mógł, ujął jej twarz w dłonie i pocałował. Chociaż lepszym określeniem byłoby musnął jej usta. To wystarczyło, by wzdłuż jej kręgosłupa przebiegło tysiące mrówek...
- Kolacja chyba może poczekać.
- Masz rację. W ostateczności kolacja może być naszym śniadaniem.
- Marco, zanim pójdziemy na górę, chciałam Ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego... I nie chciałabym, abyś pomyślał, że mówię to tylko z powodu tego, co za chwilę się między nami wydarzy... Oczywiście gdybym powiedziała Ci to później...
- Tak? Słucham Cię. - blondyn nieco pogubił się w tym, co powiedziała Meg, gdyż jej wypowiedź była nieco... chaotyczna.
- Obiecałam sobie coś, zanim weszłam do Twojego domu. I chcę dotrzymać obietnicy.
- Chyba zaczynam się nieco stresować.
- Nie masz powodu. Pragnę Ci jedynie powiedzieć, że Cię kocham. Tak naprawdę nigdy nie przestałam. Kocham Cię, Marco Reusie.
- Również Cię kocham, Meg Bachmann. Chciałbym Cię poprosić, żebyś już nigdy mnie nie opuszczała. Żebyś została ze mną na zawsze.
_________________________________________
Znów wracam. Znowu po długiej przerwie. Nie wiem, dlaczego, ale pisanie nie sprawia mi już takiej przyjemności. Piszę fragment rozdziału, zapisuję i zamykam laptopa. Później znowu usiądę, by coś napisać, piszę, zapisuję i odkładam. I tak mogę kilka razy w tygodniu.
A kolejne dni zajmuje mi sprawdzenie i poprawienie tego, co napiszę.
I bardzo długą zajmują mi te poprawki, bo ciągle coś mi nie pasuje.
No i dopiero po ponad dwóch miesiącach jestem w stanie oddać Wam do użytku to.
Ale nawet teraz nie jestem pewna, czy dobrze robię.
- Jestem szczęśliwa. Znowu. - powiedziała Meg, szeroko się uśmiechając. Przypomniały jej się słowa Sylwii, żeby zastanowiła się, czego pragnie i jeśli chce być z Arthurem, żeby odpuściła. Jeśli jednak chce być z Reusem, to żeby o niego walczyła. Chyba podjęła ostateczną decyzję. - Już dawno ją podjęłam. - powiedziała bardziej do siebie, jednak zorientowała się, że te słowa usłyszał także stojący obok niej Reus.
Jego ręce i usta zamarły.
- Słucham?
- Nie, nic. Nieważne. - odpowiedziała. Było to dla niej ważne, jednak czy chciała się dzielić rozmowami z siostrą oraz swoimi przemyśleniami z Marco? Mogła to zrobić, bo się nie wstydziła, ale przez przypadek mogła zdradzić sekret Sylwii. A tego nie chciała.
- Powiedz mi, proszę.
- Dobrze. - uległa. - Kiedy przyjechałam do Dortmundu na mecz z Hannoverem... - rozpoczęła historię i spędzili kolejnych kilkadziesiąt minut na dyskusji. Nie sprzeczali się. Wymieniali jedynie uwagi. W pewnym momencie blondyn absolutnie zaskoczył brunetkę swoim pytaniem:
- Meg, chciałabyś ponownie spotkać moich rodziców? Bo oni z pewnością chcieliby się dowiedzieć, że mają wnuka. Jeszcze im nie powiedziałem.
W głowie brunetki zaczęły krążyć myśli. Tysiące pytań i niekoniecznie na wszystkie mogła znaleźć odpowiedź.
- Marco, ja... Sama nie wiem... - znała Thomasa i Manuelę. Znała także siostry Marco. Jednak była gotowa spotkać się z nimi? Tak, była. Czy była gotowa pojechać tam z Marcelem, przyznać się, że ukrywała go przez tyle lat? Na to chyba nie wystarczyłoby jej odwagi. Bo to byłaby znacząca zmiana w życiu całej trójki. Bardzo prawdopodobne było, że rodzice piłkarza nie będą w stanie zrozumieć i zaakceptować tej sytuacji.
- Wiem, że masz opory. Widzę to. Poza tym sporo czasu minęło. Niemniej jednak, chyba wiesz, że i tak nas to nie minie.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Marco, spotykamy się na poważnie bardzo krótko. Tak naprawdę, oficjalnie nie jesteśmy razem.
Słysząc to, Marco pocałował ją. Tak zachłannie, jak jeszcze tego wieczora jej nie całował.
- Nadal twierdzisz, że nie jesteśmy razem? - zapytał, niemal hipnotyzując ją wzrokiem.
- Nie takie razem miałam na myśli. - odrzekła, dotykając jego policzka.
- Wiem. Przepraszam. Głupie żarty.
- Marco, zlekceważyłam Wasze prawo do możliwości poznania Marcela. Do możliwości bycia w jego życiu od pierwszych dni po jego urodzeniu. Jak mogę oczekiwać, że tak po prostu mi to wybaczycie? Choć Ty powiedziałeś, iż nie masz do mnie pretensji, to ja czuję... Wiem, że zrobiłam źle. Twoi rodzice na pewno będą mniej wyrozumiali...
- A spójrz na to z drugiej strony. Fakt, zabroniłaś im widywać wnuka. Jednak oni będą bardziej źli, jeżeli mieszkając w Dortmundzie, będąc ze mną, dłużej oddzielisz ich od wnuka.
- Pewnie masz rację. Ale brakuje mi odwagi. Daj mi trochę czasu, a obiecuję, że przezwyciężę słabość. I pojedziemy tam. Ty, Marcel i ja. I wtedy sama się im do wszystkiego przyznam. Do tego, jaką suką byłam. - oczy zaczęły jej wilgotnieć, co nie umknęło uwadze piłkarza.
- Ej, nie płacz. - powiedział Marco, kładąc rękę na jej policzku. - Zapomnijmy o wszystkim. Poza tym mam lepszy pomysł na spędzenie dzisiejszego wieczora.
- Tak? A jaki? - uśmiechnęła się Meg, jednak w jej oczach wciąż tkwił smutek.
Reus nachylił się nad jej uchem i wyszeptał:
- Dokończymy kolację, a później spalimy kalorie. Co Ty na to?
- Razem będziemy je spalać? - propozycja blondyna rozbawiła brunetkę.
- No chyba, że masz lepszy pomysł.
- Nie. Ten mi się zdecydowanie podoba. - odpowiedziała, patrząc wprost na jego usta, które wygięły się w szerokim uśmiechu.
Marco, mając jej przyzwolenie, przysunął się jak najbliżej mógł, ujął jej twarz w dłonie i pocałował. Chociaż lepszym określeniem byłoby musnął jej usta. To wystarczyło, by wzdłuż jej kręgosłupa przebiegło tysiące mrówek...
- Kolacja chyba może poczekać.
- Masz rację. W ostateczności kolacja może być naszym śniadaniem.
- Marco, zanim pójdziemy na górę, chciałam Ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego... I nie chciałabym, abyś pomyślał, że mówię to tylko z powodu tego, co za chwilę się między nami wydarzy... Oczywiście gdybym powiedziała Ci to później...
- Tak? Słucham Cię. - blondyn nieco pogubił się w tym, co powiedziała Meg, gdyż jej wypowiedź była nieco... chaotyczna.
- Obiecałam sobie coś, zanim weszłam do Twojego domu. I chcę dotrzymać obietnicy.
- Chyba zaczynam się nieco stresować.
- Nie masz powodu. Pragnę Ci jedynie powiedzieć, że Cię kocham. Tak naprawdę nigdy nie przestałam. Kocham Cię, Marco Reusie.
- Również Cię kocham, Meg Bachmann. Chciałbym Cię poprosić, żebyś już nigdy mnie nie opuszczała. Żebyś została ze mną na zawsze.
_________________________________________
Znów wracam. Znowu po długiej przerwie. Nie wiem, dlaczego, ale pisanie nie sprawia mi już takiej przyjemności. Piszę fragment rozdziału, zapisuję i zamykam laptopa. Później znowu usiądę, by coś napisać, piszę, zapisuję i odkładam. I tak mogę kilka razy w tygodniu.
A kolejne dni zajmuje mi sprawdzenie i poprawienie tego, co napiszę.
I bardzo długą zajmują mi te poprawki, bo ciągle coś mi nie pasuje.
No i dopiero po ponad dwóch miesiącach jestem w stanie oddać Wam do użytku to.
Ale nawet teraz nie jestem pewna, czy dobrze robię.