When I look at you
I see forgiveness, I see the truth.
You love me for who I am
like the stars hold the moon
Right there where they belong
and I know I'm not alone.
When my world is falling apart
when there's no light to break up the dark
that's when I look at you
when the waves are flooding the shore
and I can't find my way home anymore
that's when I look at you.
***
- Oboje wiemy, że to jest po prostu niemożliwe!
- Też tak sądziłam. Niestety, tym razem się pomyliłam...
- Też tak sądziłam. Niestety, tym razem się pomyliłam...
- Nie, Ania. Ja w to nie uwierzę, dopóki Meg mi tego nie powie prosto w oczy. Była wczoraj wyraźnie zła. Wątpię, aby dlatego, iż to Lewy odrzucił jej zaloty.
- Wiesz doskonale, że ja uwierzę w prawie wszystko, co powie Robert. Nie mam powodów, by mu nie ufać.
- Ja muszę to wyjaśnić. Nie chcę, by Meg miała nieprzyjemności. Nie zasłużyła na to.
***
- Meg. Otwórz drzwi. Wiem, że tam jesteś! - do drzwi łazienki dobijał się Reus.
- Zostaw mnie, dobrze? - usłyszał.
- Ale wyjdź, proszę. Porozmawiajmy!
- Nie chcę, Marco. Poza tym nie bardzo wiem, o czym mielibyśmy rozmawiać. Chodzi o Marcela? - udawała, że nie wie, o co chodzi. Miała wrażenie, iż Reus wiedział więcej o wczorajszym wieczorze. Tylko nie miała pojęcia, skąd.
- Meg, wiem o wszystkim. - nieco blefował, bo nie był przekonany o tym, kto i co zrobił. Planował jednak wszystkiego się dowiedzieć.
Usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach i po chwili ukazała mu się Meg. Miała nieco podkrążone oczy, a na sobie zbyt luźną koszulkę. Jednak to, co go najbardziej uderzyło, to smutek w zapłakanych oczach.
- Wiesz o Robercie? - spytała nieufnie.
- Tak. - Reus wciąż brnął. - Chodź, porozmawiamy.
- No dobrze... - zgodziła się.
Marco otworzył drzwi szerzej i pozwolił iść jej przodem.
Usiedli na łóżku w jej sypialni.
- Meg, opowiedz mi wszystko jeszcze raz.
Westchnęła. Ufała mu praktycznie bezgranicznie. Wyznała całą prawdę. Oczywiście, nie obyło się bez łez.
- Wiedziałem, że nie powiedział całej prawdy! - niemalże wybuchnął.
- O czym Ty mówisz? - dopytywała się.
- Widzisz... - nie chciał jej okłamać, dlatego zdecydował się wyznać prawdę. - Nie do końca wiedziałem, co się stało. Ogólny zarys miałem. Ania przyszła do mnie i przekazała to, co powiedział jej Robert, kiedy jeszcze nie był do końca trzeźwy. Ona mu jednak nie uwierzyła. Widziała w jego oczach, że coś zataił. Chciała poznać prawdę. Właśnie z tego powodu tutaj przyszedłem. Poza tym mam dość wybryków Lewego. Nie chcę, aby ktoś Cię krzywdził. Wystarczająco dużo przeszłaś. - podszedł i przytulił Meg. Nie wiedział, co mógłby jeszcze jej powiedzieć.
- Dziękuję, Marco. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
***
- Czy Tobie całkiem mózg odjęło?! - krzyknął Reus.
- O co Ci chodzi?
- Ty się jeszcze pytasz, o co mi chodzi?! Nie dość, że dobierałeś się do Meg, to jeszcze okłamujesz Anię! Ty jesteś nienormalny?! - podszedł jeszcze bliżej i szarpnął go za kołnierz jego idealnie uprasowanej koszuli.
- Zostaw mnie! Nic nie zrobiłem!
- Kłamiesz! Ale ostrzegam, jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, to nie ręczę za siebie. Nigdy nie ukrywałem, że Meg jest ważną dla mnie osobą, a na dodatek Ania nie zasłużyła na cierpienie. To zbyt fajna dziewczyna. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale Ty zwyczajnie na nią nie zasługujesz.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale stwierdził, że to i tak nie pomoże. Odwrócił się i wyszedł. Zostawił Lewego, który w głowie ciągle miał słowa Marco: Nie zasługujesz na nią...
Dały mu wiele do zrozumienia. Nawet chyba otworzyły oczy. Poprzedniego wieczoru faktycznie zbyt wiele wypił, ale był świadomy, że dobierał się do Meg. Okłamał Anię ze strachu. Zależało mu na niej i nie chciał, aby go zostawiła. A to nie był pierwszy tego typu wyskok. Kiedyś, za jej plecami, umówił się z dziewczyną. Właściwie to jego znajomy go umówił, jednak nie chciał już na nikogo zrzucać winy. Gdyby nie chciał, to nie zrobiłby tego. Ania wyprowadziła się wówczas od niego i to był cud, że udało im się po raz drugi stworzyć szczęśliwy związek.
Wybiegł szybko przed dom i krzyknął:
- Marco! Marco!
- Czego chcesz?
- Proszę Cię, wróć. Chcę pogadać.
- Nagle zachciało Ci się rozmawiać?
- Proszę.
Marco nie rozumiał zachowania kumpla, ale zaintrygowało go to, dlatego właśnie zdecydował się wrócić.
***
- Stary, nie prosisz o zbyt wiele? Jak mam dokonać takiego wyboru? Przecież Ty jesteś moim przyjacielem, a Meg...
- Miłością? - dokończył za niego Lewy. - Kochasz ją, prawda?
- Tak. Jest miłością mojego życia.
- Dobrze. W takim razie wycofuję swoją prośbę. Nie musisz ukrywać prawdy. Powiem Ani o wszystkim. Przyznam się. Może to nawet lepiej... Bo przecież co to za związek budowany na kłamstwie?
- Dziękuję. Nie wiem, czy umiałbym narazić Meg na kolejne cierpienie. Ona wystarczająco dużo już przeszła.
- Tak czy inaczej, jakbyś kiedyś potrzebował pomocy, to mój numer znasz. Adres też. Przynajmniej póki co.
- Robert. Nie gadaj głupot. Ania zrozumie. Powiedz prawdę. Że niewiele pamiętasz przez alkohol. A wtedy na pewno nie będziesz musiał zmieniać adresu. Jestem o tym przekonany.
- Chciałbym. Mam nadzieję, że mi wybaczy.
- Ale pamiętaj, że jeśli czegoś będziesz potrzebował, to Ty też wiesz, gdzie mieszkam.
- Tak. Dzięki, stary. I przepraszam.
- Mnie nie musisz. Dobra, ja idę. Pogadaj z Anią i później wpadnijcie do mnie, okej? Przyprowadzę Meg, może jakoś się dogadacie.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Meg nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Zachowałem się okropnie.
- Jeśli zmienisz zdanie i zdecydujesz się z nią spotkać, to mów. Spróbuję ją przekonać.
- Nie wiem, jak.mam Ci dziękować.
- Nie wygłupiaj się. Po prostu trzymaj ręce z daleka od Meg, okej?
- Jasne.
Przyjaciele pożegnali się i Marco wrócił do swojego domu. Nie miał jednak zbyt wiele czasu, bo godzinę później musiał zjawić się na treningu.
***
Jednak niezwłocznie po treningu wrócił do domu, by wziąć kąpiel, a chwilę później, choć był zmęczony, wsiadł do samochodu i pojechał do Meg. Musiał wyjaśnić tę sprawę do końca. Nie chciał, by powstały kolejne nieporozumienia.
Zapukał do drzwi. choć tak naprawdę, to coraz częściej miał wrażenie, jakby to było i jego mieszkanie. Początkowo Marcel bardzo chciał przebywać w jego domu, bo było "wypasione" jak to określał. Jednak z czasem zmienił zdanie i wołał być w miejscu, gdzie trzymał wszystkie swoje zabawki. Poza tym wówczas miał blisko siebie całą rodzinę.
- Cześć, smyku. - wziął Marcela na ręce. - Jest mama?
- Maaaaaaaaaaaamoooooooo! - wydarł się na cały głos. Był tak donośny, że z pewnością wszyscy w domu go usłyszeli. Reus prawie go wypuścił z rąk, tak bardzo się przestraszył.
Jednak ta metoda podziałała. Chwilę później ze schodów wręcz zbiegła Meg.
- Co się stało, skarbie? - podbiegła do synka, patrząc na jego ręce i nogi, czy przypadkiem nie zrobił sobie krzywdy.
- Nic, tylko tata przyszedł. Chciał Cię zobaczyć. - wytłumaczył się malec.
- Kochanie, obudziłbyś wszystkich sąsiadów, gdyby było później. Nie krzycz tak głośno następnym razem, dobrze?
- Dobrze, mamo.
- W takim razie idź do cioci Sylwii, a ja porozmawiam z tatą.
- Ale ciocia wyszła.
- No dobrze, to posiedzimy na dole w trójkę. Nie masz nic przeciwko? - spytała Reusa.
- Oczywiście, że nie.
- To chodź do kuchni, zrobimy coś do picia. A Ty, Marcel - zwróciła się do syna. - poczekasz na nas w salonie. Dobrze?
Piłkarz pomógł synowi stanąć na podłodze i popatrzył za nim, jak szedł do salonu. Po raz kolejny pomyślał, jakim niesamowitym był szczęściarzem, że przyjechali na tamten mecz w Dortmundzie, a mały podbiegł do niego przed stadionem i od razu nazwał go tatą. Cieszył się, że odbyli później tę ważną rozmowę i liczył na to, że kiedyś uda im się stworzyć prawdziwą rodzinę. Zamieszkają razem, wezmą ślub, a Marcel będzie miał rodzeństwo. To byłoby dla niego spełnienie marzeń.
- O czym chciałeś porozmawiać? - wyrwała go z zamyślenia Meg.
- A jak myślisz? O tej niezręcznej sytuacji z Robertem.
- No tak, powinnam była się domyślić.
Wzięła przygotowane kubki z herbatą i przeszli do salonu.
- Marco, ja jestem już zmęczona. - usiadła na kanapie. Reus poszedł jej śladem. - Przyjechałam do Dortmundu na jeden mecz. Moje... - zawahała się. - Nasze życie zmieniło się bezpowrotnie. Marcel wie, że to Ty jesteś jego prawdziwym ojcem. Z Arthurem wyszło jak wyszło. Przeprowadziłam się tutaj, bo liczyłam, że w końcu moje życie się uspokoi. Znajdę miejsce, gdzie będę szczęśliwa i nie będę musiała już niczego więcej udawać. Niestety, chyba nie tym razem. Znowu wszystko się komplikuje. Prawie nic nie jest tak, jakbym chciała. Decyzję stają się coraz ważniejsze i znaczące dla małego. Muszę brać pod uwagę także jego uczucia. Chciałam wyjechać z Dortmundu. Raz na zawsze. - widząc, że piłkarz chce jej przerwać, uciszyła go gestem, dodając - Daj mi skończyć. Chciałam wyjechać z Dortmundu raz na zawsze, ale tak, jak już mówiłam, wiem, że muszę brać pod uwagę nie tylko swoje uczucia, ale przede wszystkim jego. - wskazała na Marcela. - On jest najważniejszy. Dlatego nie zostawię Dortmundu. Zostaję. Nie musisz się obawiać czegokolwiek. O jakichkolwiek planach dowiesz się pierwszy. Wszystko będę z Tobą omawiać. Obiecuję. Po prostu moje życie znowu się komplikuje. Chyba nawet za bardzo.
- Rozmawiałem z Lewym. Nie będzie kłamał. Powie prawdę.
- Nie mogłeś powiedzieć mi od razu? Zamartwiam się od czasu tamtej imprezy, a Ty teraz mi mówisz coś takiego? Miałam nadzieję, że moje życie, nowe życie bez Arthura, nie będzie opierało się już na kłamstwie. Bo tamto z pewnością takie było. Ty nie wiedziałeś o istnieniu Marcela, a on postrzegał Cię jedynie jako piłkarza Borussi Dortmund. Wciąż się łudzę, że moje życie będzie normalne. Spokojne.
- Meg. - szepnął Reus, biorąc ją za dłoń. - Może być takie. Pozwól mi jedynie w nie wkroczyć. Będę z Wami, zaopiekuję się. Będziecie żyć jak w bajce. Postaram się o to.
- Właśnie w tym tkwi problem. Życie nie jest bajką. A już z pewnością nie moje. Nigdy takie nie było i chyba już za późno na tak poważna zmianę.
- Zapewniam Cię, że nie jest zbyt późno. Będzie potrzebny czas, aby wprowadzić tę zmianę, ale damy radę razem. Wszyscy byliby szczęśliwi.
W tym momencie usłyszeli dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Reus westchnął z niezadowoleniem. Wiedział, że to musiała być siostra Meg. Lubił ją i był bardzo wdzięczny za to, co do tej pory zrobiła, ale w tamtym momencie miał ochotę ją zabić.
- Cześć! - krzyknęła z przedpokoju.
Reus opuścił głowę, czując, że jest bezradny.
- Później dokończymy tę rozmowę. - szepnął. - Cześć, Sylwia!
- O, Marco, cześć. Nie spodziewałam się Ciebie tutaj.
- Wpadłem na chwilę. Zaraz uciekam. Jestem zmęczony po treningu.
- Nie zostaniesz na kolacji? Chciałam przygotować coś dobrego. Ale nie przejmuj się, będzie dietetycznie.
- O to się nie martw. Wszystko spalę na następnym treningu. Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebym zostawał.
- Marco, nie wygłupiaj się. Zostań. Marcel będzie szczęśliwy.
Blondyn chciał zapytać, czy jej też nie byłoby miło, ale nie chciał jej rozzłościć. Miał wrażenie, że był coraz bliżej niej.
- Skoro nalegasz. Dobrze, zostanę.
***
Wieczór minął im bardzo sympatycznie. Początkowo było nieco niezręcznie, jednak z czasem było coraz luźniej. Z pewnością za sprawą Marcela, który miał świetny kontakt z Marco. Później do rozmowy włączyły się rownież siostry. Późnym wieczorem ich synek oświadczył, że zmęczył się i chciałby iść już spać. Wówczas do akcji wkroczyła Sylwia, gwałtownie wyrywając się do pomocy. Meg uśmiechnęła się pod nosem, wiedząc, co się święciło.
- Marco... - zaczęła. - Ja głupia nie jestem i wiem, dlaczego Sylwia tak bardzo chciała iść z Marcelem. Ja tylko jedno mam do dodania. Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy niczego przyspieszać. Jeśli mamy być razemx to prędzej czy później będziemy.
- Ale ja nie chcę prędzej czy później. Nie chcę wszystkiego zostawić losowi. Chcę mieć wpływ na moje życie, na moje szczęście z Tobą.
- Przecież wiesz, że Cię kocham. Po prostu nie jestem gotowa na nowy związek. Boję się mężczyzn. Choć bardziej boję się zranienia. - dotknęła policzka piłkarza, bo tamten pochylił się ku niej.
- Doskonale wiesz, że Cię nie zranię. Zbyt wiele chyba przeszliśmy. Szanuję to, co było między nami i chciałbym pisać dalej tę historię, bo wiem, że można jeszcze wiele dopisać.
Meg przypomniały się słowa, które przeczytała w jakiejś książce: małżeństwo to rozmowa, która powinna trwać całe życie.*
Ich rozmowa zaczęła się, Kiedy byli małymi dziećmi. Meg miała wrażenie, że choć nie mieli kontaktu przez dłuższy czas, to ta nić się nie przerwała tak, jakby czekała na odnowienie się.
Reus, widząc zawahanie brunetki, wstał z krzesła i przyklęknął, biorąc ją za ręce.
- Meg. Daj nam szansę. Pozwól chociaż spróbować stworzyć rodzinę. Nie musimy przecież od razu mieszkać razem. Nie musimy ogłaszać tego całemu światu.
W tym momencie Meg spojrzała w oczy Reusa. Patrzyła i zastanawiała się. Co będzie dla niej lepsze? Czy w razie niepowodzenia będą potrafili powrócić do poprzedniego stanu? Musiała zastanowić się dwa razy. Raz za siebie, a drugi za Marcela.
- Nie jest dobrze tak jak jest? - szepnęła.
- Jest, ale dlaczego nie zamienić tego, co jest dobre na coś lepszego? - drążył temat, bo widział, że Meg była bliska zmiany decyzji. Modlił się jedynie o to, by ani Sylwia, ani Marcel nie zdecydowali się zejść na dół.
Meg także zeszła z krzesła i przyklęknęła, nie tracąc kontaktu wzrokowego. Pełna obaw delikatnie złączyła ich usta w pocałunku.
Reus był tak szczęśliwy, że nie byłby w stanie tego opisać. Oddał pocałunek, jednak pozwolił, by to Meg miała kontrolę nad sytuacją. Brunetka czuła przyspieszone bicie swojego serca, a raz na jakiś czas mogła odczuć pulsującą tętnicę na jej szyi. Mimo strachu czuła, że to właśnie to, czego szukała. Choć bała się niesamowicie, że coś się nie uda, to w głębi serca czuła spokój. Czuła, że wreszcie wszystko się ułożyło. Że wróciło na swoje tory.
Kiedy oderwali się od siebie, Marco przytulił brunetkę.
- Czy to oznacza, że chcesz spróbować?
- Nie wiem, czy robię dobrze, jednak postaram się, aby wszystko się ułożyło. Zrobię co tylko będę mogła. I jeszcze raz złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. Przypomniało jej się coś, co przeczytała kiedyś w internecie: pocałunek jest jak obietnica. To tak, jakbyś powiedział: tak, będę Cię kochać.
I było jej dobrze z taką obietnicą.
* - cytat pochodzi z książki Bridget Asher - Pożyczona miłość
____________________________________________________________________
PRZEPRASZAM! Wiem, że obiecywałam rozdział wcześniej, ale nie dałam rady, bo mi komputer nawalił! Musiałam oddać do naprawy i dopiero dwa dni temu odebrałam. Musiałam dokończyć rozdział i dopiero teraz wstawiam. Mam nadzieję, że mi wybaczycie! Oby więcej takiej sytuacji nie było. Liczę na to.
Proszę, zostawcie komentarz. Chcę wiedzieć, czy Wam się podoba, czy coś jest nie tak. Piszcie szczere. Nawet z anonima.
Pozdrawiam!