poniedziałek, 26 maja 2014

thirteenth.

So am I wrong?
for thinking that we could be something for real?


***
- Cześć. Gotowa? - zapytał Reus, wchodząc do jej sypialni. Meg była w pomieszczeniu obok, a mianowicie w łazience.
- Daj mi minutkę, dobrze? - krzyknęła.
- Poczekam tutaj na Ciebie.
Tak jak powiedziała, tak też zrobiła. Po niecałej minucie opuściła łazienkę.
- Może być? - obróciła się wokół własnej osi. Miała na sobie sukienkę. Czarną, tuż przed kolano. Nie chciała być wyzywająca już na pierwszej imprezie. Poza tym nie czuła się jeszcze zbyt pewnie w towarzystwie piłkarzy. Włosy związała w kitkę. Na szczęście miała na tyle długie włosy, że mogła to uczynić.
- Meg... Wyglądasz cudownie. - serce Reusa zabiło mocniej. Nie wiedział, co powinien powiedzieć. Był zszokowany.
- Nie przesadzaj... - opuściła głowę, ale na jej policzki wkradł się rumieniec, ponieważ dostrzegła w oczach Marco rodzaj... zafascynowania? Tak, to chyba było dobre określenie.
Poza tym zrobiła delikatny makijaż. Jedynym mocniejszym akcentem były czarne kreski zrobione eye-linerem. Jednak to było dla niej typowe. Każdego dnia je sobie malowała.
Kiedy była już gotowa, by opuścić dom, zabrała skórzaną kurtkę, której nie chciała jeszcze zakładać, bo było zbyt ciepło.
- Marco, może chcesz iść na pieszo? Możesz później się napić.
- Nie trzeba. Nie muszę na każdej imprezie pić.
- Ale jesteś przekonany? Bo jeśli nie, to możemy się przejść.
- Nie wygłupiaj się. Już Ci powiedziałem.
- W porządku, jak chcesz. W takim razie możemy jechać.
***
- Cześć, Mario. Super Cię widzieć. - przywitała się. Podeszła do niego i przytuliła.
- Hej, Meg. To samo mogę powiedzieć o Tobie. Wejdźcie i się rozgośćcie. Muszę jeszcze pójść do kuchni po alkohol z lodówki. Przynieść Wam coś?
- Nie, dzięki, stary, dzisiaj nie piję. Prowadzę. - podniósł ręce w geście wyjaśnienia.
- Ja także dziękuję. Nie będę piła, jak Marco tak się poświęcił.
- Meg, nie wygłupiaj się. Możesz się napić. - nachylił się nad jej uchem i szepnął - Nie przejmuj się, będę Cię pilnował.
- Bardzo śmieszne. - zmrużyła oczy. Chciała mu przypomnieć, że pięć lat temu w czasie wakacji także miał jej pilnować. Obiecał to jej rodzicom. Darowała sobie jednak, bo dzięki niemu na świecie pojawił się Marcel. Mimo wszystko była mu ogromnie wdzięczna. - Ale dobra, jak chcesz. - dodała.
Początkowo było dość... sztywno. Niby wszyscy rozmawiali ze sobą, ale panowała jakaś sztuczność.
- Meg, chciałbym, żebyś poznała dziewczynę Lewego. - podszedł do niej Reus z piękną brunetką. Znała ją z gazet, ale osobiście nie miała przyjemności jej poznać.
- Miło mi Cię poznać. Jestem Ania. - dziewczyna podeszła bliżej i przytuliła Meg.
- Meg. - odpowiedziała zaskoczona.
Od zawsze wydawała się jej otwarta. Na każdym zdjęciu była uśmiechnięta, a w udzielanych wywiadach odpowiadała ze śmiechem. Chciałaby być kiedyś taka, jak ona. Chociaż z drugiej strony jej życie wydawało się być perfekcyjne. Czy tego Meg chciała od życia?
Chyba nie. Do wszystkiego wolała dojść ciężką pracą i poświęceniem.
Właśnie dlatego udało jej się to, czego zawsze pragnęła. Może nie w takiej kolejności, o jakiej marzyła, ale wszystkiego mieć nie można. Pogodziła się z tym, gdy zaszła w ciążę.
- Słyszysz mnie? - spytał Marco.
- Przepraszam. Zamyśliłam się. Co mówiłeś?
- Że jeśli nie masz nic przeciwko, to pójdę do Mario.
- Oczywiście, że nie mam! Idź. Ja sobie poradzę. Jest Ania, także nie będę sama.
- Dzięki. - odrzekł i po chwili już go nie było.
Cieszyła się, widząc go szczęśliwego. Chciała, by taki był. Przecież jej uczucia do niego nie wyparowały z dnia na dzień. Wciąż do kochała, nie da się, ot tak, wyrzucić z serca kogoś, kto znaczył dla niej tak wiele. Nadal znaczy. Jednak to jej wewnętrzny strach nie pozwolił na to, czego oboje pragnęli. Tylko ślepy by nie zauważył, iż między nimi wciąż była chemia. Jedynie ona miała jakieś obiekcje. Natomiast on je szanował i dlatego czekał. Wierzył, iż przeznaczone jest im być razem.
- Ania, przepraszam, na chwilę muszę iść do łazienki.
- Jasne. Poczekam tutaj.
Wychodząc z pokoju spojrzała przelotnie na zegar. Była już prawie północ, zatem wszyscy porządnie wstawieni. Chyba tylko trzy osoby nie tknęły tego wieczora alkoholu. Meg od tamtej pamiętnej nocy stroniła od alkoholu, Ania nie mogła pić, gdyż za dwa dni miała ważne zawody, a Marco prowadził.
Wyszła z salonu i skierowała się do łazienki. Wcześniej jednak znowu poczuła na sobie to dziwne spojrzenie...
***
Stanęła przed lustrem w ogromnych rozmiarów łazience i spojrzała w nie. Nieświadomie zaczęła doszukiwać się oznak starzenia. Choć zostało jej jeszcze kilka lat do trzydziestki, to bała się odnaleźć na swojej twarzy czegoś niepożądanego. Dostrzegła jedynie tusz, który spadł na jej policzek. Malowała się każdego dnia, dlatego twierdziła, że ten element musi być idealny o każdej porze dnia. Szybko poprawiła tę niedoskonałość. Bardzo spodobał jej się zapach mydła, którym umyła ręce. Pachniało owocami z nutą kwiatową, której nie potrafiła zidentyfikować. Szybko osuszyła ręce, odłożyła ręcznik na półkę, która była do tego przeznaczona i wyszła z pomieszczenia. Zgasiła światło i odwróciła się, by wrócić do salonu, gdzie wciąż czekała na nią Ania.
- Jezu, jak mnie przestraszyłeś! - złapała się za serce Meg. Kiedy się odwróciła, zauważyła Lewego. Był opanowany, ale w jego wzroku było coś dziwnego.
- Jak się bawisz? - zapytał.
- Dziękuję, dobrze. - jej intuicja podpowiadała, iż powinna się stamtąd jak najprędzej ewakuować. Chciała go ominąć, ale nie pozwolił jej na to. Oparł rękę na przeciwległej stronie korytarza.
- Może pójdziemy na górę? Mario ma sporo wolnych pokoi.
- Robert, jesteś pijany. Lepiej wróć do domu.
- Nie wypiłem zbyt wiele.
- Chyba wystarczyło. - westchnęła, widząc, że podchodzi bliżej. - Robert, mówię poważnie. Nie pij więcej, wróć do domu. Chodź, pójdziemy do Ani, ona Cię zawiezie.
- Oj tam Anka. Idźmy na piętro. - oparł czoło o jej policzek. Był tak blisko, że czuła jego oddech na policzku. Starała się zachować spokój, pozwoliła, by jego dłonie wędrowały po jej ciele. Chwilę później poczuła też pocałunek na szyi, ale kiedy tylko wyczuła odpowiedni moment, wyswobodziła się z jego uścisku i uciekła do salonu.
- Ania. - Meg odnalazła ją. Siedziała z Marco. - Robert czeka na Ciebie w korytarzu. Chyba jest pijany.
- Dziękuję Ci. Już do niego idę. Marco, Meg, wybaczcie. Do zobaczenia. - pocałowała oboje w policzek i wyszła.
- Marco, ja także idę. Ty zostań. Przejdę się.
- Coś się stało?
- Nie, nic. Po prostu chcę już wrócić do domu.
- Odwiozę Cię.
- Nie! Nie rozumiesz? Chcę iść sama! - krzyknęła na niego.
- Meg, stało się coś? - dociekał prawdy piłkarz. Czuł, że coś się wydarzyło. Coś, o czym powinien wiedzieć.
- Nie!
Powoli emocje brały górę nad Meg. Aby się opanować, wzięła torebkę i niemalże wybiegła z domu. Chciała jak najszybciej znaleźć się z Marcelem w mieszkaniu Sylwii. Ostatnio tylko tam mogła czuć się prawdziwie bezpieczna.
Wbiegła do swojej sypialni, trzasnęła drzwiami. Szybko zabrała ubranie na zmianę i zamknęła się w łazience.
- Meg? - usłyszała głos siostry.
- Tak? - starała się zachować pozory normalności.
- Wróciłaś już?
- Byłam zmęczona.
- Rozumiem. - odpowiedziała siostra. Jednak nie była przekonana, że siostra była z nią szczera, dlatego postanowiła zadzwonić do Reusa. Wybrała jego numer i czekała aż tamten odbierze.
- Marco? Cześć, tutaj Sylwia. Co się stało?
- Nie mam pojęcia, nie chciała mi powiedzieć. Tobie też nie powiedziała?
- Dlatego właśnie do Ciebie zadzwoniłam. Miałam nadzieję, że Ty mi cokolwiek powiesz...
- Niestety. Poszła do łazienki, wróciła i coś w jej zachowaniu się zmieniło...
- Dobra, nie może zostać sama. Spróbuję z nią pogadać. Jak czegokolwiek się dowiem, to dam Ci znać.
- Super. Ja tak samo.

***
Meg cieszyła się, że jej siostra odpuściła. Nie miała ochoty zwierzać się jej z tego, że Lewy próbował się do niej dobrać. Co ona takiego zrobiła, że przyciąga nieszczęścia? Najpierw Arthur, później Robert.
Na palcach wyszła z łazienki i przeszła do swojej sypialni. Nie była w stanie iść nawet do Marcela. Poza tym on na pewno już spał. Meg położyła się i zgasiła światło, tak, aby mogła udawać, że już zasnęła.
Jednak tej nocy nikt jej już nie przeszkadzał.

***
Reus, wychodząc z imprezy, już po telefonie od Sylwii, po raz kolejny był zmuszony do odebrania go.
- Tak?
- Cześć, Marco. Możemy się spotkać? - zapytała Ania, dziewczyna Roberta.
- Teraz? - przelotnie spojrzał na swój zegarek. Była prawie północ.
- Tak, to ważne. Bardzo.
- Dobrze. Wpaść do Ciebie?
- Nie, nie. Ja przyjadę. Mogę być za pół godziny?
- Będę czekać. Do zobaczenia!
- Pa!
Reus był zaciekawiony. O co może jej chodzić? Wydawała się być zdenerwowana. Jak najszybciej wsiadł do samochodu i udał się do swojego domu.

***
- Cześć, Marco. Dziękuję, że zechciałeś spotkać się tak szybko. - przywitała się Ania.
- Cześć. Powiem szczerze, że byłem zdziwiony Twoim telefonem.
- Musiałam o tym z kimś pogadać. Tym bardziej, że Ciebie chyba zainteresuje ta wiadomość, bo dotyczy też Meg.
- Chcesz coś do picia?


__________________________________________________________________


Dziękuję, że jesteście.
Dzięki Wam ten blog już w tym momencie przewyższył ilością wejść mojego pierwszego bloga, a jeszcze nie zakończyłam tego opowiadania! Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy.
Mam nadzieję, że rozdział znośny;)))
Postaram się dodawać nowy rozdział raz w tygodniu. Może czasem uda się częściej. Ciężko przewidzieć.
Pozdrawiam!

ps. Jak zawsze, proszę o komentarze. Nawet te negatywne ;))))

czwartek, 15 maja 2014

twelfth.

I've had enough
I’m standing up
I need, I need a change
I've had enough of chasing luck
I need, I need a change.
piosenka.


*** 

Następnego dnia Meg obudziła się w znacznie lepszym nastroju. Miała wrażenie, że w końcu wszystko się ułoży. A jeżeli nie wszystko, to przynajmniej unormuje swoje stosunki z Reusem.
Zeszła na dół i podeszła do swojego synka.
- Cześć, skarbie. - powiedziała i przytuliła z całej siły. Marcel zaczął śmiać się na cały dom.
Bardzo szybko w salonie pojawiła się Sylwia.
Jednak zobaczywszy, jak szczęśliwa była jej siostra, przystanęła.
- Ooo, cześć, Sylwia. - powiedziała Meg, kiedy zauważyła siostrę.
- Cześć. Jak żyjesz? - to pozornie niewinne pytanie miało oczywiście drugie dno.
- Teraz już wszystko będzie lepiej. Zobaczysz. Jak to się mówi, zaczynam wracać do życia. - uśmiechnęła się blado.
- Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy. Zapomniałabym Ci powiedzieć, że dzwonił Marco i powiedział, że wpadnie zabrać Marcela na trening.
- Marco tu przyjeżdża? Muszę się ogarnąć! -  w Meg wstąpiło drugie życie. Sylwia bardzo ucieszyła się, widząc, że w końcu wszystko zaczynało się stabilizować.

***
- Cześć, Marco. - przywitała się starsza z sióstr.
- Witaj, Sylwia. Jak Meg dzisiaj? - zapytał się. Zawsze to robił, przebywając w tym mieszkaniu, a przez ostatnie kilka dni przyjeżdżał tak często, jak tylko mógł. Zjawiał się niemalże po każdym treningu.
- Zaskakująco dobrze. - wyznała, zgodnie z prawdą.
- Obgadujecie mnie? - wręcz zbiegła ze schodów młodsza z sióstr. Nie powiedziała tego z jakąkolwiek złością. W jej głosie dało się wyczuć tylko dobry natrój i pozytywne nastawienie. Była zwyczajnie pogodna.
- Witaj, Marco. - podeszła do piłkarza i pocałowała go w policzek. Reus był nieco zaskoczony postawą dziewczyny, ale z jego serca spadł kilkutonowy kamień. Przez dłuższy czas bał się o psychikę dziewczyny; czy zniesie taki cios. Oferował jej swoją pomoc wielokrotnie, ale chyba musiała sama otrząsnąć się z tek tragedii.
- Cześć, Meg. - uśmiechnął się. - Wybierzesz się z nami na trening?
- Owszem, bardzo chętnie. Jednak najpierw chcę z Tobą porozmawiać.
- To ja pójdę spakować rzeczy, które przygotowała dla Marcela. - powiedziała Sylwia i tak też zrobiła. Wycofała się do kuchni. Od czasu, kiedy zauważyła, jak bardzo Marco się starał i zabiegał o syna, jednocześnie troszcząć się o matkę swojego dziecka, kibicowała temu związkowi.
- Możesz na chwilę wejść na górę? Wolałabym, żeby mały tego nie słyszał.
- Pewnie.
Kiedy znaleźli się już w pokoju brunetki, to ona rozpoczęła rozmowę:
- Słuchaj, chcę, żeby wszystko było jasne. Przepraszam za moje wczorajsze zachowanie. Nigdy więcej do takiej sytuacji nie dopuszczę. Możesz być pewien. Poza tym, nie będę niczego przyspieszać. Co ma być to będzie. Jeśli kiedykolwiek mamy być razem, to będziemy. Od dzisiaj nic na siłę.
- W takim razie też chcę coś ostatecznie wyjaśnić. Ale pamiętaj, że to, co powiem, nie oznacza, że próbuję coś na Tobie wymusić. Po prostu chcę być szczery, aby z mojej strony też wszystko się wyjaśniło. - wziął głęboki oddech, bo mimo wszystko obawiał się reakcji Meg. - Jakiś czas temu... rozstałem się z Caroline. Doszliśmy do porozumienia. Przepraszam, że wcześniej niczego nie powiedziałem, ale mieliśmy oboje chyba zdecydowanie ważniejsze sprawy na głowie.
- Masz rację. Jednak ja nie zmieniam decyzji. Nic na siłę. Poczekajmy. Zostaję z Marcelem w Dortmundzie, zatem możesz być spokojny jeśli chodzi o spotkania z nim. Ja się rozejrzę za pracą, później za mieszkaniem. Jeśli cokolwiek postanowię, będziesz o tym wiedział. - zrobiła chwilę przerwy. - Przyjaciele... póki co? - wyciągnęła do niego rękę.
- Przyjaciele. - ujął jej dłoń. - Chyba musimy już iść, żeby zdążyć.
Oboje byli zadowoleni z tego, jak rozwinęła się ta sytuacja. Nie ciążyła na żadnym z nich presja. Postanowili być cierpliwi. Czas pokaże, czy dane im jest być razem.
Jadąc na stadion, brunetka podjęła temat czysto sportowy:
- To prawda, że Klopp jest... trudnym człowiekiem? - nie znała Kloppa, ponieważ Marco zaczął grać w barwach dortmundzkiego klubu, kiedy ona mieszkała już w Hannoverze.
- Pytasz o to, czy to rodzaj tyrana?
- Tak, dokładnie o to.
- Jest czasami denerwujący, ale tak naprawdę zależy mu na dobru drużyny. Dba o zdrowie zawodników i często nas motywuje, kiedy widzi w naszych oczach jakieś wątpliwości. Choć, nie przeczę, potrafi na nas nakrzyczeć, jeśli widzi, że nic nie robimy albo nie wypełniamy jego poleceń.
- W trakcie meczu wydaje się być nieco przerażający.
- Umie taki być, ale możesz być pewna, że jest dobrym człowiekiem. Możesz być pewna, że nie będzie dzisiaj w złym nastroju, bo dobrze nam idzie w lidze. A co? Boisz się go?
- Czuję respekt. Nie wiem, czego się spodziewać.
- Wbrew pozorom on też zawsze się stresuje, kiedy ma kogoś poznać. Pamiętam, jak było, gdy Lewy przyprowadził pierwszy raz Anię na trening. Tak się zestresował, że nie do końca wiedział, jak ma poprowadzić trening. Nie chciał, by Ania odebrała go właśnie jako tytana i despotę.
- Jurgen Klopp? Nie pomyślałabym.
- Dla nas wszystkich to był szok. Wiedzieliśmy już, jaki jest jego słaby punkt.
Reus zaparkował samochód. Szybko wyszedł i przytrzymał drzwi brunetce, choć ta już także prawie opuściła pojazd. Następnie otworzył tylne drzwi i wypiął z fotelika ich syna. Marcel nie lubił w nim jeździć i już z niecierpliwością czekał na moment, kiedy będzie mógł jeździć z przodu, zajmując miejsce obok kierowcy.

***
- Stresujesz się? - spytał Marco, idąc z Meg ramię w ramię. Patrzył jak kobieta jego życia trzyma za rękę jego syna i poczuł się spełniony. Może jeszcze nie w takiej formie, jakby sobie tego życzył, ale miał wszystko, czego pragnął. Wierzył, że odrobina cierpliwości sprawi mały cud i jeszcze wszystko się ułoży.
- Czym?
- Mario nie widziałaś dłuższy czas, innych nie znasz.
- Oni mnie także nie poznali nigdy. Ale czego mam się bać? Jedyne, co tak naprawdę mnie dziwi, to fakt, że poznam tylu piłkarzy jednocześnie. - uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Masz rację. Mam nadzieję, że ich polubisz.
- Ja bym wolała, żeby to oni mnie zaakceptowali.
- Przecież to oczywiste, że jak Cię poznają, to zaakceptują. Wbrew pozorom, jesteś sympatyczna.
- O! Dziękuję Ci bardzo! Naprawdę! - zatrzymała się na chwilę i spojrzała na Reusa.
- Oj, nie denerwuj się. Żartowałem tylko.
Ruszyli ponownie w kierunku stadionu. Już po kilkunastu sekundach, Marcel wyrwał rękę z uścisku matki i pobiegł na murawę. Brunetka zdążyła podnieść wzrok i zobaczyła, że jej syn wskoczył na ręce... trenerowi.
- Marcel! - skarciła syna.
- Mamo, chodź! Musisz poznać wujka! - zawołał.
- Wujka? - była kompletnie zdezorientowana, dlatego zwróciła się do Reusa z pytaniem. Zadała je szeptem. - Czy to normalne?
- Zapewniam Cię, że całkowicie. Marcel zaskarbił sobie sympatię nie tylko całej drużyny, ale nawet i Kloppa. Meg, poznaj proszę naszego trenera. - powiedział, kiedy doszli na skraj murawy.
- Miło mi Pana poznać. - wyciągnęła rękę, aby się przywitać.
- Och, nie żartuj, mów mi po imieniu. Jurgen.
- Meg.
Czuła się nieco speszona, ale czekało ją inne zadanie. Poznać całą drużynę.
- Chłopaki, chodźcie! - krzyknął Reus.
Wszyscy, którzy już przybyli na trening, odwrócili się w stronę, z której dobiegł krzyk i z zaciekawieniem spojrzeli na nieznajomą im brunetkę.
- Co jest, Marco? - udawali, że nie wiedzą, o co chodzi.
- Mojego syna już znacie. - piłkarze uśmiechnęli się między sobą. Wszyscy zdążyli już spędzić z nim czas, gdyż Marcel był wszędzie na ich treningach. Biegał z nimi, podawał piłki. - Chciałbym, abyście poznali także Meg.
Zawodnicy po kolei podchodzili do niej i przedstawiali się. Większość z nich już znała, gdyż regularnie oglądała mecze, a na niektórych była osobiście. Poczuła się dziwnie, kiedy spojrzała na jednego z nich. Coś w jego wzroku jej się nie spodobało. Dlatego właśnie szybko urwała kontakt wzrokowy i podeszła do Reusa.
Po chwili na boisku zjawił się też jej drugi przyjaciel.
- O proszę! Kto nas zaszczycił swoją obecnością? Witaj, Meg. - przywitał się Mario.
- Cześć, Goetze! - przytuliła przyjaciela.
- Dobra, zaczynamy! - rozległ się krzyk Kloppa i wszyscy zawodnicy ze zbolałymi minami poszli na zbiórkę, gdzie mieli dowiedzieć się, jak danego dnia będzie przebiegać rozgrzewka i trening.
- Później porozmawiamy. - powiedziała brunetka.
- Meg, może wpadniesz razem z Marco na imprezę, co? Kilku chłopaków będzie z dziewczynami, to przyjdź i Ty. Trochę czasu minęło od naszej ostatniej rozmowy i nie będę ukrywać, stęskniłem się!
- Jasne. Przyjdę z Marco. Zadzwoń wieczorem. Numer znasz. Nie zmienił się.
- Goetze! - krzyknął Jurgen po raz drugi. Mario spojrzał niemalże bezradnie na brunetkę, wzruszył ramionami i pobiegł w stronę reszty drużyny.

Meg do końca treningu pozostała na trybunach i przyglądała się zawodnikom. Była pełna podziwu dla ich umiejętności.
Jednak poczuła się niezręcznie, kiedy ponownie przyłapała jednego z nich na wpatrywaniu się w nią. Odwróciła szybko wzrok. I stwierdziła, że ma jakieś omamy.
To musiał być przypadek, pomyślała.


______________________________________________

Przepraszam, że tak długo zwlekałam z nowym rozdziałem, ale teraz będą się pojawiały częściej i bardziej regularnie. Obiecuję.
Mam nadzieję, że Was bardzo nie zawiodłam, choć według mnie ten rozdział jest o niczym. Będzie lepiej. To też obiecuję! ;))

Mam nadzieję, że będziecie cierpliwie czekać na rozwinięcie.
Teraz będę miała dużo wolnego czasu.

Proszę, zostawcie komentarze. Jeśli sądzicie, że można coś poprawić, to piszcie wprost. Nawet z anonimowego konta.

Pozdrawiam!

PS : następny rozdział w tym tygodniu.

Miłego tygodnia! :))))

czwartek, 8 maja 2014

informacja.

W przyszłym tygodniu kończę matury, także przyszły piątek/sobota/niedziela będzie rozdział.
Przepraszam za tak długą przerwę, jednak uwierzcie, nie byłam w stanie i uczyć się do matury, i napisać kolejnego rozdziału. Mogłabym, ale nie chciałam. Wolę, żeby wszystko było dopracowane.

Dziękuję za cierpliwość i mam nadzieję, że wytrzymacie jeszcze odrobinę :)
Tęsknię za pisaniem dla Was i za Waszymi komentarzami, także naprawdę niedługo wracam.

Pozdrawiam!

PS. jutro WOS. Jeśli możecie, proszę trzymajcie kciuki;)))