So am I wrong?
for thinking that we could be something for real?
***
- Cześć. Gotowa? - zapytał Reus, wchodząc do jej sypialni. Meg była w pomieszczeniu obok, a mianowicie w łazience.
- Daj mi minutkę, dobrze? - krzyknęła.
- Poczekam tutaj na Ciebie.
Tak jak powiedziała, tak też zrobiła. Po niecałej minucie opuściła łazienkę.
- Może być? - obróciła się wokół własnej osi. Miała na sobie sukienkę. Czarną, tuż przed kolano. Nie chciała być wyzywająca już na pierwszej imprezie. Poza tym nie czuła się jeszcze zbyt pewnie w towarzystwie piłkarzy. Włosy związała w kitkę. Na szczęście miała na tyle długie włosy, że mogła to uczynić.
- Meg... Wyglądasz cudownie. - serce Reusa zabiło mocniej. Nie wiedział, co powinien powiedzieć. Był zszokowany.
- Nie przesadzaj... - opuściła głowę, ale na jej policzki wkradł się rumieniec, ponieważ dostrzegła w oczach Marco rodzaj... zafascynowania? Tak, to chyba było dobre określenie.
Poza tym zrobiła delikatny makijaż. Jedynym mocniejszym akcentem były czarne kreski zrobione eye-linerem. Jednak to było dla niej typowe. Każdego dnia je sobie malowała.
Kiedy była już gotowa, by opuścić dom, zabrała skórzaną kurtkę, której nie chciała jeszcze zakładać, bo było zbyt ciepło.
- Marco, może chcesz iść na pieszo? Możesz później się napić.
- Nie trzeba. Nie muszę na każdej imprezie pić.
- Ale jesteś przekonany? Bo jeśli nie, to możemy się przejść.
- Nie wygłupiaj się. Już Ci powiedziałem.
- W porządku, jak chcesz. W takim razie możemy jechać.
- Daj mi minutkę, dobrze? - krzyknęła.
- Poczekam tutaj na Ciebie.
Tak jak powiedziała, tak też zrobiła. Po niecałej minucie opuściła łazienkę.
- Może być? - obróciła się wokół własnej osi. Miała na sobie sukienkę. Czarną, tuż przed kolano. Nie chciała być wyzywająca już na pierwszej imprezie. Poza tym nie czuła się jeszcze zbyt pewnie w towarzystwie piłkarzy. Włosy związała w kitkę. Na szczęście miała na tyle długie włosy, że mogła to uczynić.
- Meg... Wyglądasz cudownie. - serce Reusa zabiło mocniej. Nie wiedział, co powinien powiedzieć. Był zszokowany.
- Nie przesadzaj... - opuściła głowę, ale na jej policzki wkradł się rumieniec, ponieważ dostrzegła w oczach Marco rodzaj... zafascynowania? Tak, to chyba było dobre określenie.
Poza tym zrobiła delikatny makijaż. Jedynym mocniejszym akcentem były czarne kreski zrobione eye-linerem. Jednak to było dla niej typowe. Każdego dnia je sobie malowała.
Kiedy była już gotowa, by opuścić dom, zabrała skórzaną kurtkę, której nie chciała jeszcze zakładać, bo było zbyt ciepło.
- Marco, może chcesz iść na pieszo? Możesz później się napić.
- Nie trzeba. Nie muszę na każdej imprezie pić.
- Ale jesteś przekonany? Bo jeśli nie, to możemy się przejść.
- Nie wygłupiaj się. Już Ci powiedziałem.
- W porządku, jak chcesz. W takim razie możemy jechać.
***
- Cześć, Mario. Super Cię widzieć. - przywitała się. Podeszła do niego i przytuliła.
- Hej, Meg. To samo mogę powiedzieć o Tobie. Wejdźcie i się rozgośćcie. Muszę jeszcze pójść do kuchni po alkohol z lodówki. Przynieść Wam coś?
- Nie, dzięki, stary, dzisiaj nie piję. Prowadzę. - podniósł ręce w geście wyjaśnienia.
- Ja także dziękuję. Nie będę piła, jak Marco tak się poświęcił.
- Meg, nie wygłupiaj się. Możesz się napić. - nachylił się nad jej uchem i szepnął - Nie przejmuj się, będę Cię pilnował.
- Bardzo śmieszne. - zmrużyła oczy. Chciała mu przypomnieć, że pięć lat temu w czasie wakacji także miał jej pilnować. Obiecał to jej rodzicom. Darowała sobie jednak, bo dzięki niemu na świecie pojawił się Marcel. Mimo wszystko była mu ogromnie wdzięczna. - Ale dobra, jak chcesz. - dodała.
Początkowo było dość... sztywno. Niby wszyscy rozmawiali ze sobą, ale panowała jakaś sztuczność.
- Meg, chciałbym, żebyś poznała dziewczynę Lewego. - podszedł do niej Reus z piękną brunetką. Znała ją z gazet, ale osobiście nie miała przyjemności jej poznać.
- Miło mi Cię poznać. Jestem Ania. - dziewczyna podeszła bliżej i przytuliła Meg.
- Meg. - odpowiedziała zaskoczona.
Od zawsze wydawała się jej otwarta. Na każdym zdjęciu była uśmiechnięta, a w udzielanych wywiadach odpowiadała ze śmiechem. Chciałaby być kiedyś taka, jak ona. Chociaż z drugiej strony jej życie wydawało się być perfekcyjne. Czy tego Meg chciała od życia?
Chyba nie. Do wszystkiego wolała dojść ciężką pracą i poświęceniem.
Właśnie dlatego udało jej się to, czego zawsze pragnęła. Może nie w takiej kolejności, o jakiej marzyła, ale wszystkiego mieć nie można. Pogodziła się z tym, gdy zaszła w ciążę.
- Słyszysz mnie? - spytał Marco.
- Przepraszam. Zamyśliłam się. Co mówiłeś?
- Że jeśli nie masz nic przeciwko, to pójdę do Mario.
- Oczywiście, że nie mam! Idź. Ja sobie poradzę. Jest Ania, także nie będę sama.
- Dzięki. - odrzekł i po chwili już go nie było.
Cieszyła się, widząc go szczęśliwego. Chciała, by taki był. Przecież jej uczucia do niego nie wyparowały z dnia na dzień. Wciąż do kochała, nie da się, ot tak, wyrzucić z serca kogoś, kto znaczył dla niej tak wiele. Nadal znaczy. Jednak to jej wewnętrzny strach nie pozwolił na to, czego oboje pragnęli. Tylko ślepy by nie zauważył, iż między nimi wciąż była chemia. Jedynie ona miała jakieś obiekcje. Natomiast on je szanował i dlatego czekał. Wierzył, iż przeznaczone jest im być razem.
- Ania, przepraszam, na chwilę muszę iść do łazienki.
- Jasne. Poczekam tutaj.
Wychodząc z pokoju spojrzała przelotnie na zegar. Była już prawie północ, zatem wszyscy porządnie wstawieni. Chyba tylko trzy osoby nie tknęły tego wieczora alkoholu. Meg od tamtej pamiętnej nocy stroniła od alkoholu, Ania nie mogła pić, gdyż za dwa dni miała ważne zawody, a Marco prowadził.
Wyszła z salonu i skierowała się do łazienki. Wcześniej jednak znowu poczuła na sobie to dziwne spojrzenie...
- Cześć, Mario. Super Cię widzieć. - przywitała się. Podeszła do niego i przytuliła.
- Hej, Meg. To samo mogę powiedzieć o Tobie. Wejdźcie i się rozgośćcie. Muszę jeszcze pójść do kuchni po alkohol z lodówki. Przynieść Wam coś?
- Nie, dzięki, stary, dzisiaj nie piję. Prowadzę. - podniósł ręce w geście wyjaśnienia.
- Ja także dziękuję. Nie będę piła, jak Marco tak się poświęcił.
- Meg, nie wygłupiaj się. Możesz się napić. - nachylił się nad jej uchem i szepnął - Nie przejmuj się, będę Cię pilnował.
- Bardzo śmieszne. - zmrużyła oczy. Chciała mu przypomnieć, że pięć lat temu w czasie wakacji także miał jej pilnować. Obiecał to jej rodzicom. Darowała sobie jednak, bo dzięki niemu na świecie pojawił się Marcel. Mimo wszystko była mu ogromnie wdzięczna. - Ale dobra, jak chcesz. - dodała.
Początkowo było dość... sztywno. Niby wszyscy rozmawiali ze sobą, ale panowała jakaś sztuczność.
- Meg, chciałbym, żebyś poznała dziewczynę Lewego. - podszedł do niej Reus z piękną brunetką. Znała ją z gazet, ale osobiście nie miała przyjemności jej poznać.
- Miło mi Cię poznać. Jestem Ania. - dziewczyna podeszła bliżej i przytuliła Meg.
- Meg. - odpowiedziała zaskoczona.
Od zawsze wydawała się jej otwarta. Na każdym zdjęciu była uśmiechnięta, a w udzielanych wywiadach odpowiadała ze śmiechem. Chciałaby być kiedyś taka, jak ona. Chociaż z drugiej strony jej życie wydawało się być perfekcyjne. Czy tego Meg chciała od życia?
Chyba nie. Do wszystkiego wolała dojść ciężką pracą i poświęceniem.
Właśnie dlatego udało jej się to, czego zawsze pragnęła. Może nie w takiej kolejności, o jakiej marzyła, ale wszystkiego mieć nie można. Pogodziła się z tym, gdy zaszła w ciążę.
- Słyszysz mnie? - spytał Marco.
- Przepraszam. Zamyśliłam się. Co mówiłeś?
- Że jeśli nie masz nic przeciwko, to pójdę do Mario.
- Oczywiście, że nie mam! Idź. Ja sobie poradzę. Jest Ania, także nie będę sama.
- Dzięki. - odrzekł i po chwili już go nie było.
Cieszyła się, widząc go szczęśliwego. Chciała, by taki był. Przecież jej uczucia do niego nie wyparowały z dnia na dzień. Wciąż do kochała, nie da się, ot tak, wyrzucić z serca kogoś, kto znaczył dla niej tak wiele. Nadal znaczy. Jednak to jej wewnętrzny strach nie pozwolił na to, czego oboje pragnęli. Tylko ślepy by nie zauważył, iż między nimi wciąż była chemia. Jedynie ona miała jakieś obiekcje. Natomiast on je szanował i dlatego czekał. Wierzył, iż przeznaczone jest im być razem.
- Ania, przepraszam, na chwilę muszę iść do łazienki.
- Jasne. Poczekam tutaj.
Wychodząc z pokoju spojrzała przelotnie na zegar. Była już prawie północ, zatem wszyscy porządnie wstawieni. Chyba tylko trzy osoby nie tknęły tego wieczora alkoholu. Meg od tamtej pamiętnej nocy stroniła od alkoholu, Ania nie mogła pić, gdyż za dwa dni miała ważne zawody, a Marco prowadził.
Wyszła z salonu i skierowała się do łazienki. Wcześniej jednak znowu poczuła na sobie to dziwne spojrzenie...
***
Stanęła przed lustrem w ogromnych rozmiarów łazience i spojrzała w nie. Nieświadomie zaczęła doszukiwać się oznak starzenia. Choć zostało jej jeszcze kilka lat do trzydziestki, to bała się odnaleźć na swojej twarzy czegoś niepożądanego. Dostrzegła jedynie tusz, który spadł na jej policzek. Malowała się każdego dnia, dlatego twierdziła, że ten element musi być idealny o każdej porze dnia. Szybko poprawiła tę niedoskonałość. Bardzo spodobał jej się zapach mydła, którym umyła ręce. Pachniało owocami z nutą kwiatową, której nie potrafiła zidentyfikować. Szybko osuszyła ręce, odłożyła ręcznik na półkę, która była do tego przeznaczona i wyszła z pomieszczenia. Zgasiła światło i odwróciła się, by wrócić do salonu, gdzie wciąż czekała na nią Ania.
Stanęła przed lustrem w ogromnych rozmiarów łazience i spojrzała w nie. Nieświadomie zaczęła doszukiwać się oznak starzenia. Choć zostało jej jeszcze kilka lat do trzydziestki, to bała się odnaleźć na swojej twarzy czegoś niepożądanego. Dostrzegła jedynie tusz, który spadł na jej policzek. Malowała się każdego dnia, dlatego twierdziła, że ten element musi być idealny o każdej porze dnia. Szybko poprawiła tę niedoskonałość. Bardzo spodobał jej się zapach mydła, którym umyła ręce. Pachniało owocami z nutą kwiatową, której nie potrafiła zidentyfikować. Szybko osuszyła ręce, odłożyła ręcznik na półkę, która była do tego przeznaczona i wyszła z pomieszczenia. Zgasiła światło i odwróciła się, by wrócić do salonu, gdzie wciąż czekała na nią Ania.
- Jezu, jak mnie przestraszyłeś! - złapała się za serce Meg. Kiedy się odwróciła, zauważyła Lewego. Był opanowany, ale w jego wzroku było coś dziwnego.
- Jak się bawisz? - zapytał.
- Dziękuję, dobrze. - jej intuicja podpowiadała, iż powinna się stamtąd jak najprędzej ewakuować. Chciała go ominąć, ale nie pozwolił jej na to. Oparł rękę na przeciwległej stronie korytarza.
- Może pójdziemy na górę? Mario ma sporo wolnych pokoi.
- Robert, jesteś pijany. Lepiej wróć do domu.
- Nie wypiłem zbyt wiele.
- Chyba wystarczyło. - westchnęła, widząc, że podchodzi bliżej. - Robert, mówię poważnie. Nie pij więcej, wróć do domu. Chodź, pójdziemy do Ani, ona Cię zawiezie.
- Oj tam Anka. Idźmy na piętro. - oparł czoło o jej policzek. Był tak blisko, że czuła jego oddech na policzku. Starała się zachować spokój, pozwoliła, by jego dłonie wędrowały po jej ciele. Chwilę później poczuła też pocałunek na szyi, ale kiedy tylko wyczuła odpowiedni moment, wyswobodziła się z jego uścisku i uciekła do salonu.
- Ania. - Meg odnalazła ją. Siedziała z Marco. - Robert czeka na Ciebie w korytarzu. Chyba jest pijany.
- Dziękuję Ci. Już do niego idę. Marco, Meg, wybaczcie. Do zobaczenia. - pocałowała oboje w policzek i wyszła.
- Marco, ja także idę. Ty zostań. Przejdę się.
- Coś się stało?
- Nie, nic. Po prostu chcę już wrócić do domu.
- Odwiozę Cię.
- Nie! Nie rozumiesz? Chcę iść sama! - krzyknęła na niego.
- Meg, stało się coś? - dociekał prawdy piłkarz. Czuł, że coś się wydarzyło. Coś, o czym powinien wiedzieć.
- Nie!
Powoli emocje brały górę nad Meg. Aby się opanować, wzięła torebkę i niemalże wybiegła z domu. Chciała jak najszybciej znaleźć się z Marcelem w mieszkaniu Sylwii. Ostatnio tylko tam mogła czuć się prawdziwie bezpieczna.
Wbiegła do swojej sypialni, trzasnęła drzwiami. Szybko zabrała ubranie na zmianę i zamknęła się w łazience.
- Meg? - usłyszała głos siostry.
- Tak? - starała się zachować pozory normalności.
- Wróciłaś już?
- Byłam zmęczona.
- Rozumiem. - odpowiedziała siostra. Jednak nie była przekonana, że siostra była z nią szczera, dlatego postanowiła zadzwonić do Reusa. Wybrała jego numer i czekała aż tamten odbierze.
- Marco? Cześć, tutaj Sylwia. Co się stało?
- Nie mam pojęcia, nie chciała mi powiedzieć. Tobie też nie powiedziała?
- Dlatego właśnie do Ciebie zadzwoniłam. Miałam nadzieję, że Ty mi cokolwiek powiesz...
- Niestety. Poszła do łazienki, wróciła i coś w jej zachowaniu się zmieniło...
- Dobra, nie może zostać sama. Spróbuję z nią pogadać. Jak czegokolwiek się dowiem, to dam Ci znać.
- Super. Ja tak samo.
***
Meg cieszyła się, że jej siostra odpuściła. Nie miała ochoty zwierzać się jej z tego, że Lewy próbował się do niej dobrać. Co ona takiego zrobiła, że przyciąga nieszczęścia? Najpierw Arthur, później Robert.
Na palcach wyszła z łazienki i przeszła do swojej sypialni. Nie była w stanie iść nawet do Marcela. Poza tym on na pewno już spał. Meg położyła się i zgasiła światło, tak, aby mogła udawać, że już zasnęła.
Jednak tej nocy nikt jej już nie przeszkadzał.
***
Reus, wychodząc z imprezy, już po telefonie od Sylwii, po raz kolejny był zmuszony do odebrania go.
- Tak?
- Cześć, Marco. Możemy się spotkać? - zapytała Ania, dziewczyna Roberta.
- Teraz? - przelotnie spojrzał na swój zegarek. Była prawie północ.
- Tak, to ważne. Bardzo.
- Dobrze. Wpaść do Ciebie?
- Nie, nie. Ja przyjadę. Mogę być za pół godziny?
- Będę czekać. Do zobaczenia!
- Pa!
Reus był zaciekawiony. O co może jej chodzić? Wydawała się być zdenerwowana. Jak najszybciej wsiadł do samochodu i udał się do swojego domu.
***
- Cześć, Marco. Dziękuję, że zechciałeś spotkać się tak szybko. - przywitała się Ania.
- Cześć. Powiem szczerze, że byłem zdziwiony Twoim telefonem.
- Musiałam o tym z kimś pogadać. Tym bardziej, że Ciebie chyba zainteresuje ta wiadomość, bo dotyczy też Meg.
- Chcesz coś do picia?
__________________________________________________________________
Dziękuję, że jesteście.
Dzięki Wam ten blog już w tym momencie przewyższył ilością wejść mojego pierwszego bloga, a jeszcze nie zakończyłam tego opowiadania! Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy.
Mam nadzieję, że rozdział znośny;)))
Postaram się dodawać nowy rozdział raz w tygodniu. Może czasem uda się częściej. Ciężko przewidzieć.
Postaram się dodawać nowy rozdział raz w tygodniu. Może czasem uda się częściej. Ciężko przewidzieć.
Pozdrawiam!
ps. Jak zawsze, proszę o komentarze. Nawet te negatywne ;))))