Don’t you ever say I just walked away
I will always want you
I can’t live a lie, running for my life
I will always want you
I came in like a wrecking ball
I never hit so hard in love
all I wanted was to break your walls
all you ever did was wreck me
you wrecked me.
I will always want you
I can’t live a lie, running for my life
I will always want you
I came in like a wrecking ball
I never hit so hard in love
all I wanted was to break your walls
all you ever did was wreck me
you wrecked me.
***
- miesiąc później -
- Spakowałeś wszystkie zabawki? - było to standardowe pytanie, które Meg zadawała swojemu synowi, gdy ten jechał na weekend do Marco. Jednak ten wyjazd był zupełnie inny. Marcel jechał nie na dwa dni, ale na cały tydzień. Reus dostał wolne ze względu na przerwę w rozgrywkach i zaproponował, iż zajmie się ich dzieckiem przez ten czas.
Jeśli chodzi o relacje brunetki i piłkarza, były całkowicie przeciętne. Spotykali się jedynie, gdy 'przekazywali sobie syna'. Meg unikała Reusa, bo nie chciała niszczyć bardziej swojego związku. Z Arthurem też nie układało jej się pomyślnie. Ich relacja przypominała bardziej jakieś błędne koło. Jednak żadne z nich nie miało ochoty tego przerwać. Brunetka chciała jak najlepiej dla swojego syna, a Arthur czekał na jakiś krok Meg.
- Spakowałeś wszystkie zabawki? - było to standardowe pytanie, które Meg zadawała swojemu synowi, gdy ten jechał na weekend do Marco. Jednak ten wyjazd był zupełnie inny. Marcel jechał nie na dwa dni, ale na cały tydzień. Reus dostał wolne ze względu na przerwę w rozgrywkach i zaproponował, iż zajmie się ich dzieckiem przez ten czas.
Jeśli chodzi o relacje brunetki i piłkarza, były całkowicie przeciętne. Spotykali się jedynie, gdy 'przekazywali sobie syna'. Meg unikała Reusa, bo nie chciała niszczyć bardziej swojego związku. Z Arthurem też nie układało jej się pomyślnie. Ich relacja przypominała bardziej jakieś błędne koło. Jednak żadne z nich nie miało ochoty tego przerwać. Brunetka chciała jak najlepiej dla swojego syna, a Arthur czekał na jakiś krok Meg.
Dla młodej matki to także miał być przełomowy tydzień - planowała w końcu powiedzieć swojemu chłopakowi o tym, co postanowiła. W końcu wszystko będzie jasne. Przynajmniej brunetka miała taką nadzieję...
***
- Przyjadę po niego w niedzielę, dobrze? - zapytała Meg blondyna, po dość oschłym powitaniu, polegającym na wymienienie słowa 'cześć'.
- Przyjadę po niego w niedzielę, dobrze? - zapytała Meg blondyna, po dość oschłym powitaniu, polegającym na wymienienie słowa 'cześć'.
- Dobrze. Możemy chwilę porozmawiać? - poprosił Marco.
- Jasne.
- Marcel, usiądź na chwilę w salonie i włącz sobie telewizor, dobrze?
- Dobrze, tato. - powiedział.
- Chodź do kuchni. - zwrócił się do Meg. Jak na dżentelmena przystało, przepuścił ją w progu i pozwolił iść przodem.
- Słucham. O czym chciałeś porozmawiać?
- Meg... - zaczął miękko. - Czy my nie możemy w końcu na spokojnie porozmawiać? Przecież jesteśmy dorośli. Zachowujmy się adekwatnie do wieku.
- Marco... Ty nic nie rozumiesz. To wszystko jest zbyt skomplikowane. Póki co nie umiem Ci nic powiedzieć. Cieszę się, że jesteś odpowiedzialnym ojcem. Opiekujesz się Marcelem i widzę, że jest dla Ciebie niesamowicie ważny.
- A kto powiedział, że Ty też nie jesteś dla mnie ważna? - położył dłoń na jej policzku. Ona pozwoliła mu na to, przymykając na chwilę oczy, jednak szybko się opamiętała.
- Czy Ty nie rozumiesz, że to niczego nie zmienia? Jest Arthur i Caroline. To jest rzeczywistość. Nie mogę i nie chcę żyć ciągle w świecie ułudy. Było pięknie, ale chyba trzeba się obudzić i wrócić do życia.
Reus zastanawiał się, czy powiedzieć jej prawdę o swoim rozstaniu z Caroline. Stwierdził jednak, iż póki co lepiej będzie, jeśli zostanie to tajemnicą.
- Marco, ja muszę iść. Naprawdę. - pożegnała się w ten sposób, podeszła jeszcze na chwilę do swojego synka. - Przyjadę po Ciebie w niedzielę. Bądź grzeczny. - pocałowała go w głowę i opuściła dom piłkarza.
Idąc na stację, postanowiła wejść na chwilę do swojej siostry.
- Cześć, Sylwia.
- Meg? Co Ty tu robisz?
- Przywiozłam Marcela do Marco. Możemy chwilę pogadać?
- Co znowu zrobił?
Brunetka opowiedziała o rozmowie, jaką odbyli w kuchni jego willi.
- Meg, nie możesz wiecznie zwodzić Arthura, udając, że nic się nie dzieje. Okłamując jego, tylko pogarszasz sytuację. To nic Ci nie da.
- Myślisz, że o tym nie wiem? Jestem zbyt wielkim tchórzem, żeby się z tym zmierzyć. Ale dzisiaj wrócę do domu i porozmawiam z nim. Oczywiście, o ile nie będzie za bardzo zajęty pracą.
- Nie szukaj wymówek. To jest łatwe rozwiązanie, ale krótkotrwałe.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego mam do Ciebie prośbę...
***
- Arthur, musimy porozmawiać. - powiedziała brunetka wieczorem, kiedy siedzieli przy kolacji.
Mężczyzna wiedział, iż ta rozmowa jest nieunikniona. Jednak nie spodziewał się, że jego dziewczyna będzie zwlekała tak długo.
- Słucham.
- Przeprowadzam się do Dortmundu z Marcelem. - w końcu odważyła się na powiedzenie tego, co tkwiło w niej od dawna.
- Do niego? - zapytał wprost Arthur.
- Do Sylwii.
- Dlaczego? - spytał się.
- Tak będzie mi łatwiej, jeśli chodzi o spotkania małego z Marco.
- Przyznaj się! Już Cię przeleciał! - krzyknął Arthur, nie mogąc opanować swoich emocji.
- Uspokój się. Nie mów czegoś, czego później możesz żałować.
- Po prostu powiedz, że się z nim puściłaś! - krzyczał dalej.
- Arthur...
- Przyznaj się, kurwa!
- Tak! Przespałam się z nim! - wykrzyczała, patrząc prosto w jego rozwścieczone oczy.
- Ty suko! - Arthur nie potrafił opanować swoich emocji. Podszedł do Meg, ścisnął jej ramiona tak mocno, iż tamta zaczęła płakać.
- Puść mnie. - powiedziała, jak najspokojniej. Nie chciała doprowadzić do jakiejś tragedii.
- Jak mogłaś?! Byłaś ze mną, a puściłaś się z tamtym farbowanym idiotą! - wtedy kielich goryczy przelał się i Arthur uderzył ją. Tak mocno, że upadła na podłogę. Popatrzyła na niego oczami pełnymi łez.
- Meg... Przepraszam. - odezwał się mężczyzna, będąc świadom tego, co zrobił.
- Nie zbliżaj się do mnie. - powiedziała, wstając i kierując się do swojej sypialni. - Ani do Marcela. - dodała na odchodne.
Weszła na oślep do pomieszczenia, gdyż tak naprawdę nic nie widziała przez łzy, cisnące się do jej oczu. popatrzyła jednak w lustro i już wiedziała, iż przez najbliższy czas będzie musiała ukrywać twarz. Na jej policzku tworzył się siniak.
Wyjęła z szafy torbę podróżną, otworzyła szuflady, a później szafę i wszystkie swoje rzeczy spakowała.
- Meg. - nie usłyszała nawet, jak Arthur wszedł do pokoju.
- Zostaw mnie.
- Wysłuchaj mnie.
- Nie. - odpowiedziała, mając wrażenie, iż atmosfera jest cięższa niż powietrze przed burzą.
Zapięła wszystkie kieszenie torby, przewiesiła sobie przez ramię i wyszła, mijając w drzwiach swojego byłego już chłopaka.
***
- Meg, musisz iść do lekarza. Sprawdzić, czy nic Ci nie jest. - powiedziała Sylwia, kiedy dowiedziała się, co się wydarzyło.
- Wiem. Mogę u Ciebie zostać?
- Jasne. Zadzwonię do Marco i powiem mu, że tu już jesteś.
- Nie! - zareagowała impulsywnie. - Zrozum... Jak on się dowie, to nie wiem, co może zrobić.
- Dobrze, ale i tak się o tym dowie przecież.
- Póki co mam sporo oszczędności, więc nie będę wychodziła z domu. Postaram się przeczekać jakoś. Będę sprzątała Ci w domu i wszystko inne, byle tylko nie wyjść. Nie mogę się tak ludziom pokazać. Jutro tylko pójdę do lekarza i na tym się skończy.
- Dobrze. Jak chcesz. Jeśli Ci to w czymś pomoże, to mogę odebrać w niedzielę małego.
- Dziękuję, Sylwia. Pójdę wziąć prysznic. Jakby dzwonił Arthur udawaj, że nic nie wiesz i nie masz pojęcia, gdzie jestem.
- Myślisz, że zadzwoni?
- Nie mam pojęcia, ale wolę się na wszystko przygotować.
***
- następnego dnia -
- Dzień dobry. Ja byłam umówiona na wizytę. - powiedziała brunetka do jednej z pielęgniarek, która znajdowała się na recepcji.
- Dobrze, dokumenty poproszę.
Jakieś pięć minut później była już w gabinecie.
- Myślisz, że o tym nie wiem? Jestem zbyt wielkim tchórzem, żeby się z tym zmierzyć. Ale dzisiaj wrócę do domu i porozmawiam z nim. Oczywiście, o ile nie będzie za bardzo zajęty pracą.
- Nie szukaj wymówek. To jest łatwe rozwiązanie, ale krótkotrwałe.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego mam do Ciebie prośbę...
***
- Arthur, musimy porozmawiać. - powiedziała brunetka wieczorem, kiedy siedzieli przy kolacji.
Mężczyzna wiedział, iż ta rozmowa jest nieunikniona. Jednak nie spodziewał się, że jego dziewczyna będzie zwlekała tak długo.
- Słucham.
- Przeprowadzam się do Dortmundu z Marcelem. - w końcu odważyła się na powiedzenie tego, co tkwiło w niej od dawna.
- Do niego? - zapytał wprost Arthur.
- Do Sylwii.
- Dlaczego? - spytał się.
- Tak będzie mi łatwiej, jeśli chodzi o spotkania małego z Marco.
- Przyznaj się! Już Cię przeleciał! - krzyknął Arthur, nie mogąc opanować swoich emocji.
- Uspokój się. Nie mów czegoś, czego później możesz żałować.
- Po prostu powiedz, że się z nim puściłaś! - krzyczał dalej.
- Arthur...
- Przyznaj się, kurwa!
- Tak! Przespałam się z nim! - wykrzyczała, patrząc prosto w jego rozwścieczone oczy.
- Ty suko! - Arthur nie potrafił opanować swoich emocji. Podszedł do Meg, ścisnął jej ramiona tak mocno, iż tamta zaczęła płakać.
- Puść mnie. - powiedziała, jak najspokojniej. Nie chciała doprowadzić do jakiejś tragedii.
- Jak mogłaś?! Byłaś ze mną, a puściłaś się z tamtym farbowanym idiotą! - wtedy kielich goryczy przelał się i Arthur uderzył ją. Tak mocno, że upadła na podłogę. Popatrzyła na niego oczami pełnymi łez.
- Meg... Przepraszam. - odezwał się mężczyzna, będąc świadom tego, co zrobił.
- Nie zbliżaj się do mnie. - powiedziała, wstając i kierując się do swojej sypialni. - Ani do Marcela. - dodała na odchodne.
Weszła na oślep do pomieszczenia, gdyż tak naprawdę nic nie widziała przez łzy, cisnące się do jej oczu. popatrzyła jednak w lustro i już wiedziała, iż przez najbliższy czas będzie musiała ukrywać twarz. Na jej policzku tworzył się siniak.
Wyjęła z szafy torbę podróżną, otworzyła szuflady, a później szafę i wszystkie swoje rzeczy spakowała.
- Meg. - nie usłyszała nawet, jak Arthur wszedł do pokoju.
- Zostaw mnie.
- Wysłuchaj mnie.
- Nie. - odpowiedziała, mając wrażenie, iż atmosfera jest cięższa niż powietrze przed burzą.
Zapięła wszystkie kieszenie torby, przewiesiła sobie przez ramię i wyszła, mijając w drzwiach swojego byłego już chłopaka.
***
- Meg, musisz iść do lekarza. Sprawdzić, czy nic Ci nie jest. - powiedziała Sylwia, kiedy dowiedziała się, co się wydarzyło.
- Wiem. Mogę u Ciebie zostać?
- Jasne. Zadzwonię do Marco i powiem mu, że tu już jesteś.
- Nie! - zareagowała impulsywnie. - Zrozum... Jak on się dowie, to nie wiem, co może zrobić.
- Dobrze, ale i tak się o tym dowie przecież.
- Póki co mam sporo oszczędności, więc nie będę wychodziła z domu. Postaram się przeczekać jakoś. Będę sprzątała Ci w domu i wszystko inne, byle tylko nie wyjść. Nie mogę się tak ludziom pokazać. Jutro tylko pójdę do lekarza i na tym się skończy.
- Dobrze. Jak chcesz. Jeśli Ci to w czymś pomoże, to mogę odebrać w niedzielę małego.
- Dziękuję, Sylwia. Pójdę wziąć prysznic. Jakby dzwonił Arthur udawaj, że nic nie wiesz i nie masz pojęcia, gdzie jestem.
- Myślisz, że zadzwoni?
- Nie mam pojęcia, ale wolę się na wszystko przygotować.
***
- następnego dnia -
- Dzień dobry. Ja byłam umówiona na wizytę. - powiedziała brunetka do jednej z pielęgniarek, która znajdowała się na recepcji.
- Dobrze, dokumenty poproszę.
Jakieś pięć minut później była już w gabinecie.
- Dzień dobry. - powiedziała, zdejmując okulary.
- Witam. A co to się stało?
- Zależy.
- Od?
- Czy musi Pan zgłosić pewne... sytuacje życiowe.
- Sytuacje życiowe? Niektóre tak. Jednak jestem pewien, że mogę być wyrozumiały.
- W takim razie liczę na pańską wyrozumiałość.
- Zamieniam się w słuch.
Meg opowiedziała lekarzowi o wczorajszym incydencie.
- Rozumiem. - powiedział. - Czy miała Pani jakieś objawy? Dziwne samopoczucie...?
- Głowa mnie bolała i trochę brzuch. Ale to z pewnością nerwy i upadek spowodowały. Jednak wolałam się zbadać.
- I bardzo dobrze Pani zrobiła. Zrobimy komplet badań. Skieruję Panią i za trzy godziny będzie po sprawie. Oczywiście do karty wpiszę upadek ze schodów, zgoda?
- Dziękuję Panu niesamowicie!
***
- Bardzo Panią wymęczyli?
- Trochę. Ale cieszę się, że już za mną.
- Dobrze. To zaraz zobaczymy wyniki. - lekarz wziął kartki do ręki i zaczął je przeglądać. - Jest Pani w ciąży?
- Ja? W ciąży? Nie. Chyba niemożliwe. - zaprzeczyła Meg, jednak od razu w głowie zapaliła się lampka. Myśli zajęły jej całą głowę. Czy to możliwe?, pytała sama siebie.
- Po prostu ma Pani niesamowicie wysoki poziom gonadotropiny odpowiedzialnej za wykazanie ciąży w czasie testu ciążowego. To mnie zastanawia. Dawno była Pani u ginekologa?
- Już jakieś 3 miesiące temu.
- Zalecam zrobienie badań. Ja nie jestem ginekologiem i nie umiem Pani powiedzieć, co może być przyczyną tak wysokiego poziomu.
- Dobrze. Wypisze mi Pan skierowanie? Poszłabym od razu.
- Oczywiście. - doktor wziął do ręki druczek skierowania i wypisał go z dopiskiem 'na cito'.
Brunetka wyszła z gabinetu lekarskiego, nie będąc już niczego pewną.
***
- Dzień dobry. - powiedziała, wchodząc do kolejnego gabinetu.
- Witam.
Lekarz okazał się być bardzo miłym, starszym człowiekiem. Nie dopytywał się, skąd u brunetki takie obrażenia. Jedynie ją zbadał, a później pozwolił odejść. Jednak tego Meg już nie słyszała, bo nie wierzyła w to, co chwilę wcześniej powiedział jej lekarz...
***
Wracała do domu, ale nie patrzyła na to, gdzie idzie. Mijała kolejne budynki. Były jej znajome, ale tak naprawdę, nie umiała ich połączyć z żadnym ze swoich wspomnień. W końcu jednak stwierdziła, iż musi ostatecznie wrócić. Przecież czekała na nią Sylwia. Jak mam jej to powiedzieć?, pytała samą siebie.
***
Weszła do domu, idąc na palcach. Miała bowiem nadzieję, że Sylwia nie zauważy jej powrotu. Niestety...
- Cześć. I co powiedział lekarz?
- Nic złego się ze mną nie dzieje. Ten ból głowy spowodowany był upadkiem i stresem. - skłamała dość gładko, choć w gardle miała gulę, która z każdym kolejnym słowem rosła. - Pójdę się wykąpać. Dobrze?
- Jasne. Później porozmawiamy. - Sylwia widziała, że coś jest nie tak. Nie chciała jednak zmuszać siostry do wyznań. Mogła poczekać, aż Meg będzie gotowa.
***
Brunetka weszła do swojego tymczasowego pokoju i zaczęła szykować rzeczy, które chciała zabrać do łazienki. Trwała w jakimś amoku. Nie docierało do niej nic z zewnątrz. W końcu jednak emocje wzięły górę. Usiadła na brzegu łóżka i schowała twarz w dłoniach. Pech chciał, że akurat wtedy do pomieszczenia weszła Sylwia, chcąc zapytać się, czy będzie jadła kolację.
- Jasne. Później porozmawiamy. - Sylwia widziała, że coś jest nie tak. Nie chciała jednak zmuszać siostry do wyznań. Mogła poczekać, aż Meg będzie gotowa.
***
Brunetka weszła do swojego tymczasowego pokoju i zaczęła szykować rzeczy, które chciała zabrać do łazienki. Trwała w jakimś amoku. Nie docierało do niej nic z zewnątrz. W końcu jednak emocje wzięły górę. Usiadła na brzegu łóżka i schowała twarz w dłoniach. Pech chciał, że akurat wtedy do pomieszczenia weszła Sylwia, chcąc zapytać się, czy będzie jadła kolację.
- Meg ! Co się stało?
- Nic.
- Nie kłam. Przecież widzę.
- Powiem Ci. Ale obiecaj, że NIKOMU nie powiesz !
- Przysięgam.
***
- Proszę, nie mów o tym nikomu. Ja sama tego nie ogarniam.
Sylwia nic nie mówiła. Przytuliła jedynie brunetkę, która ewidentnie tego potrzebowała.
W tym momencie zadzwonił telefon Meg. Spojrzała na ekran i momentalnie odrzuciła połączenie.
- Nie przejmuj się tym. Ja wszystko załatwię. - zaoferowała się Sylwia.
Żadna z nich nie powiedziała nic więcej tego wieczoru.
Rozmawiały tak długo aż Meg nie zasnęła.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie! Przepraszam, że rozdziały są nieregularnie dodawane, ale trochę się dzieje w moim życiu.
Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu, choć trochę.:)
Liczę na Wasze komentarze.:)
Nie umiem powiedzieć, kiedy będzie kolejny. Postaram się, aby jak najszybciej. Obiecuję!:)
Trzymajcie się ciepło, bo będzie DUZO SNIEGA! :D
(jeśli ktoś nie wie, o co chodzi polecam poczytać twittera @FilippovDima1 - fascynująca lektura !)
PS przepraszam za piosenkę. ja zazwyczaj takich nie słucham, ale ta mnie wciągnęła !:>